Google

środa, 31 grudnia 2008

Szczesliwego Nowego Roku

Dawno mnie tu nie bylo. Nie widac by ktos tesknil, na szczescie bloga pisze ku pamieci, wiec i tak bede pisac dalej. A kazdy medal ma dwie strony. Skoro nie mam fanow, to nie mam tez troli. Mozemy pisac spokojnie bez glupich komentarzy, ktore sa problemem na innych blogach.


Od poczatku stycznia powracamy do regularnego opisywania naszego zycia tutaj.

Na razie zycze wszystkim ktorzy nas czytaja Szczesliwego Nowego Roku. Szampanskiej zabawy i spelnienia wszelkich marzen.



poniedziałek, 17 listopada 2008

Gulf News

W koncu ktos docenil moje zdjecie. (Ktore nota bene wczesniej tutaj tez zamieszczalam). Prosze wejsc na: http://www.gulfnews.com/articles/08/11/16/10260124.html i popatrzec na zdjecie numer 4.
Pozdrawiam. Moj egzamin juz za 3 tygodnie i potem wroce do pisania blogu.
:)

czwartek, 7 sierpnia 2008

Blog Zawieszony

Ze wzgledu na nadmiar zajec, nie mam chwilowo czasu na pisanie bloga.
Blog ten zostaje zawieszony do odwolania.
Pozdrawiamy,
Zuzia

środa, 14 maja 2008

Mama dbaj o oczy

Skonczylysmy czytac malutka czarownice. Powiedzialam Izuni, ze mam jeszcze jedna ksiazeczke o malym czarodzieju, ktory nazywa sie Harry Potter. Wieczorem Iza nie mogla doczekac sie kiedy bedziemy czytac. Nie chcialo mi sie zejsc na dol by wlaczyc swiatlo, wiec czytalam jej przy malutkim swiatelku, ktore Iza ma wlaczone w nocy (nie lubi spac bez swiatla).
Zaczelam czytac, a Iza mowi
- Nie czytaj przy tym swietle po zepsujesz sobie oczy
- Tylko jedna strone przeczytam. Raz mi sie nic nie stanie.
Przeczytalam pierwsza i druga strone. I Iza znow mowi
- Mamusiu juz nosisz okulary, chcesz wogole nic nie widziec. Ide spac, nie czytaj mi juz.
I poszla spac....
To kto tu jest mama a kto dziecko?

środa, 7 maja 2008

Moje sloneczko

Odbylysmy z Izunia powazna rozmowe. Mowilam jej, ze staram sie o nowa prace. Bardzo bym chciala ta prace dostac, ale wiaze sie to z dluzszymi godzinami. Powiedzialam jej tez, ze jesli bede musiala dluzej siedziec w pracy to sprobuje jej to wynagrodzic jakoscia czasu pozniej.

Iza pokiwala glowka i nic nie powiedziala. Wczoraj mialam rozmowe gdy wrocilam spytala i jak Ci poszlo. Nie wiem jeszcze jak mi poszlo wiec jej to powiedzialam.
Akurat wracalysmy z tancow i Izunia powiedziala
"Ta praca to jest o tym do czego sie tak caly czas uczysz?"
"Tak"
"To musza Cie przyjac. Tak ciezko na to pracujesz, bylo by nie uczciwe gdyby Cie nie przyjeli"

A wieczorem weszlam do pokoju gdy sie moglila i podsluchalam tak:
"I Panie Boze pomoz mamusi dostac ta prace i by zdala wszystkie egzaminy. Amen"

Takie mam kochane moje sloneczko.

niedziela, 4 maja 2008

Rowerki

Pare dni temu Kuleczka dostala rowerek. Sliczny rozowy rowerek na 4 kolkach. Kiedys miala rowerek po Izuni, ale wtedy nie chciala na nim jezdzic, a w miedzy czasie rowerek sie polamal.

Iza zrobila sie strasznie zazdrosna, ze Ula ma rozowy rowerek, bo ona ma zielony. Dostala sliczny zielony z Kubusiem Puchatkiem, po corce mojej kolezanki z pracy. Powiedzialam jej, ze gdy odkreci boczne kola i nauczy sie jezdzic na 2 kolach to tez dostanie rozowy.
Wczoraj po koncercie (nastepny post bedzie o koncercie) Iza powiedziala ze chce isc na rowerek. Wzielam ja wiec na dol. Po chwili jednak powiedzialam, ze nie moge z nia jezdzic bo mnie plecy bola. Nastepnym razem pojdzie z tatusiem i wtedy napewno sie nauczy.
Iza stwierdzila, ze nie musze za nia biegac, bo ona sie sama nauczyc.
Rzeczywiscie probowala i probowala, az mogla przekrecic pedaly raz bez podtrzymania sie noga. Zrobilo sie jednak pozno, wiec wzielam ja do domu.
Dzis Jas powiedzial, ze on pojdzie z dziewczynkami na rower. Nie bylo ich ze 40 minut (bo znow bylo na tyle pozno, ze dluzej nie mogly byc). Gdy wrocili Iza zawolala mnie na korytarz.... i uwaga...

ZADEMONSTROWALA ZE JUZ UMIE JEZDZIC

No wiec informuje wszystkich sympatykow naszych ksiezniczek, ze nasze zdolne dziecko nauczylo sie jezdzic na rowerze w godzine - 20 minut wczoraj i 40 minut dzisiaj.
Niestety nie mielismy aparatu. Jutro zrobimy zdjecia i wrzucimy :)

Nasze drugie zdolne dziecko - tez nauczylo sie jezdzic w 2 dni na rowerze. Tyle ze na 4 kolkach. Od momentu wejscia do domu z przedszkola (czyli od 2 po poludniu) meczy Asre by ja wziasc na rowerek. A u nas zaczelo sie lato i o 2 to jest 40 stopni ciepla. Chodza jednak troszke pozniej - tak ze obie panny szaleja na rowerach. Wracaja jak po prysznicu i ida prosto do kapieli. Za to spia w 10 minut pozniej jak male susly :)

A jutro beda zdjecia. Dodam je do tego posta.

czwartek, 1 maja 2008

Pochod Pierwszomajowy

1 Maja. Wlasciwie tutaj jest to dla nas dzien jak kazdy inny. Niby wiadomo, ze jest miedzynarodowy dzien pracy. W pobliskim Bahrainie ogloszono nawet dzien wolny od pracy. W Emiratach jest to zwykly dzien.
Przyszlam dzis do pracy. I przypomnialam sobie 1 Maja wiele lat temu. Wlasciwie to sama nie wiem jak dawno to bylo... ale mysle, ze jakies 23 lub 24 lata temu. Bylam za mala by znac szczegoly, wiec moze cos zle pamietam - jesli chodzi o techniczny aspekt tego opowiadania. Jednak pochod Pierwszomajowy tamtego roku pamietac bede zawsze.
W Polsce moj tata mial wlasna firme. Produkowal dlugopisy. Byl dumny z tego, ze zaopatruje kazda polska rodzine przynajmniej w jeden dlugopis. Dal prace wielu ludziom. Podobno placil wiecej niz srednia i ludzie lubili dla niego pracowac.

W warszawie w ktorejs dzielnicy (ale nie pamietam gdzie) zalozyl tez spoldzielnie rzemieslnicza. Pomogl wielu ludziom. Zostal honorowym obywatelem Miasta Piastowa i dostal odznake Warszawka Syrenka.

Moja mamusia rzadko czyta tego bloga, ale pewnie ona mogla by powiedziec co dokladnie robil i czemu dostal ta syrenke.

W kazdym razie tego dnia mama zostala w domu, a tata wzial Kube i mnie na pochod. Firmowy Zuk (nie wiem czy to jeszcze istnieje - tak ciezarowka z otwartym tylem) byl przyozdobiony kwiatami i pojechalismy. Dojechalismy do tej dzielnicy gdzie tate najlepiej znali. (Tak jak pisalam niestety nie pamietam gdzie). Jechalismy na samochodzie, a gdy mijalismy ludzi to zaczynali bic brawo. Rzucali do nas kwiaty.Bylam malutkim dzieckiem i do dzis pamietam to uczucie dumy. Bylam taka dumna, ze to wlasnie mojemu tatusiowi bija brawo.

I tyle zapamietalam z tego pochodu. Dzis 23 czy 24 lata pozniej, przypomnial mi sie tamten pochod. Zatesknilam za tata, ktory odszedl 8 lat temu. Moze patrzy na mnie z gory i tez pamieta ten pochod....

Kocham Cie Tato!!!


poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Malutka Czarownica

Czy ktos kojarzy ksiazke "Malutka Czarownica" napisana przez Otfried Preussler?

Dzisiejszy post bedzie o Malutkiej Czarownicy. Zanim jednak zaczne musimy cofnac sie w czasie o jakies.... 20 lat albo jeszcze troche.
Moj tatus duzo pracowal. Duzo jezdzil po Polsce. Mama jezdzila z nim. A opieke nad dziecmi zostawiali roznym znajomym. Wiekszosc osob z nami nie wytrzymywala. Po jednym razie, nie dawali sie wiecej wrobic.

Byly jednak wyjatki. Do takich nalezala ciocia Iwonka. Ciocia Iwonka nie miala wlasnych dzieci i nas traktowala jak swoje. Uwielbialismy gdy z nami zostawala. Ciocia miala fajne podejscie. Uwazala, ze na wszystko co nie zagraza naszemu mlodemu zyciu lub zdrowiu mozna nam pozwolic. Tak wiec kiedys gdy spytalam czy moge nie spac cala noc, powiedziala, ze oczywiscie, ale nie wolno jej budzic. Jesli raz wejde do jej pokoju to ide natychmiast spac. Wytrzymalam do 4 rano, a nastepnego dnia grzecznie poszlam spac.

Poza ciocia Iwonka, zostawali z nami ciocia Asia i wujek Stasiek. Ciocia Asia jest chrzestna Kuby. Wychowywali nas duzo powazniej niz ciocia Iwonka. Natomiat wujek Stasiek zawsze zabieral nas w fajne miejsca. Z nim bylismy na ostatnim pietrze palacu kultury. Wujek zabral nas na Woronicza 17 i pokazal TV "od kuchni". Zabieral nas tez do parku, do zoo i w wiele innych miejsc.

Wujek Stasiek po raz pierwszy opowiedzial nam bajke o Malutkiej Czarownicy. Natychmiast stala sie moja ulubiona historia. Ciagle chcialam wiedziec i co bylo dalej.
Az w koncu, ktoregos dnia dostalam ksiazke. Czytac nauczylam sie gdy mialam 4 lata, wiec bez trudu przeczytalam cala od deski do deski. A potem znowu i znowu. I czytalam ja tyle razy, az znalam cala na pamiec.

Wtedy zaczelam pisac wlasne historie o Malutkiej Czarownicy. Zarowno o tym co dzialo sie w miedzy czasie, jak i o tym co bylo pozniej. Uwielbialam ta ksiazke.

Izunia ma 6 lat. Pare dni temu kladlam ja spac, gdy Izunia poprosila o bajke.
Przypomnialam sobie moja ulubiona bajke. I opowiedzialam pierwsza czesc.
(Dla nie wtajemniczonych Malutka Czarownica udaje sie na bal czarownic, mimo, ze jej nie wolno. Zostaje zlapana i ukarana.... a co bylo dalej przeczytajcie sobie. Ksiazek tu nie streszczam).

Od tego czasu Iza co wieczor pyta, a co bylo dalej? Co bylo nastepnego dnia? Mamusiu, powiedz mi a co bylo rok pozniej? Niestety juz nie pamietam calej historii slowo w slowo. Pamietam natomiast jej przygody. (Czasem nie wiem ktore wymyslilam jako dziecko, a ktore wymyslil(a?) Otfried Preussler. Opowiadam je jednak.

I tak po 20 latach znow poznaje, przypominam sobie i wymyslam historie Malutkiej Czarownicy.

PS. Malutka Czarownica ma okropna ciotke RumBrumTrach, ktora uprzykrza jej zycie.
Po dzisiejszej bajce, przed zasnieciem:
Iza: A skoro ta ciotka jest taka nie dobra, to czemu Malutkiej Czarownicy mamusia jej nie pomoze?
Ja: Czarownice nie maja mamus. Wszystkie wychowuja sie tak gruopowo.
Iza: A jak nie maja mamus, to czemu maja ciocie?

niedziela, 20 kwietnia 2008

"Tu Papa Charlie. Ja lece!!"

Bylismy umowieni na 9 Spoznilismy sie troche. Mielismy wyjsc z domu 6:55, a wyszlismy ok. 7:30. Jasiu pokonal ponad 200 km w 1h i 50 min. Bylismy na 9:20.Maszyna nie czekala rozpakowana, wiec pomyslalam przez chwile, ze moze Ken stwierdzil iz jest za duzy wiatr i nie polece.Ken spytal jednak czy jestem gotowa by usiasc na przednim siedzeniu. A nastepnie powiedzial bym chwile poprowadzila maszyne na ziemi.

Na tylnym siedzeniu zajmowalam sie tylko throttel'em czyli taka wajcha ktora kontroluje predkosc silnika, a tym samym czy lecimy wyzej czy nizej.Opanowalam to w 2 godziny (a nie jest takie proste jak sie wydaje). Poza silnikiem w spadochron wieje wiatr. Gdy wiec Ken kazal mi utrzymac ta maszyne np. 5 m nad ziemia nie walac w ta ziemie to caly czas musialam regulowac by przechytrzyc wiatr.

Na przednim siedzeniu nozki trzyma sie na pedalach, ktore uzywane sa do skrecania (prawo, lewo). Sa tez rozne kontrolki na ktore mozna patrzec.Jest ich az 6. Zapamietalam sobie 2. Wiec mam nadzieje ze pozostale nie beda mi na razie potrzebne.Te 2 ktore zapamietalam to wysokosc na jakiej lecej i szybkosc wznoszenia sie. Musze je wyzerowac przed startem.

Do tego kontroluje radio. W powietrzu na dosc malej przestrzeni lataja tez samoloty (czyli to na czym Jasiu sie uczy). W zwiazku z tym co 10 minut nalezy podac gdzie sie jest i na jakiej wysokosci. Tak naprawde to wszyscy sie widza, ale tak jest bezpieczniej.Samoloty podaja swoje polozenie zaczynajac od tego kim sa. Moja maszyna (jak widac na obrazku Izy) ma rejestracje A6-XPC. A6 oznacza Emiraty. X jest oznaczeniem tego klubu. Wszystkie samoloty zarejestrowane w nim maja ta literke. Dopiero PC jest unikalne dla maszyny.Do tego uzywamy alfabetu 'samolotowego' nie wiem jak sie poprawnie nazywa. Czyli w podsumowaniu to na czym ja latam to "Papa Charlie".

Gdy Ken juz mi wszystko wytlumaczyl ruszylam pojezdzic najpierw po ziemi. Wlaczylam radio i krzyknelam w nie "Tu Papa Charlie. Ja to prowadze. Chodzcie popatrzec". Nikt ze znajomych nie wyszedl, ale sobie pojezdzilam.

Nastepnie musielismy rozpakowac spadochron. (Po ziemi nie da sie jechac z rozpakowanym bo bym poleciala). Jest to cala procedura odpowiedniego ulozenia spadochronu i wszystkich sznurkow. Tego uczylam sie juz wczesniej i idzie mi to calkiem nie zle.
A w koncu wsiedlismy i ... polecielismy. Latanie 300 m nad ziemia i dyndanie nogami w powietrzu to jest cos. Tym razem, nie mialam jednak przed soba plecow Kena. Zarowno pod soba jak i przed soba mialam wielka otwarta przestrzen. Wlaczylam radio i krzyknelam "Tu Papa Charlie. Ja lece".Po chwili Kevin, czyli ten drugi instruktor z ktorym jeszcze nie lecialam odpowiedzial przez radio "wszyscy wierzylismy ze polecisz".

A ja wznosilam sie wyzej i wyzej. Nadal trzymalam kierownice i probowalam uwierzyc ze to nie sen. Otrzezwil mnie komentarz Kena "Lepiej skrec zanim wlecisz w ta wieze". Przed nami byla wierza telekomunikacyjna z antenami. Skrecilam w bok i polecielismy nad wode.
- Mozesz poscic kierownice. Tu kieruje sie nogami - Ken dalej udzielal mi rad
- Ja sie jej nie trzymam by nia kierowac - odpowiedzialam - tylko by nie spasc.
Jest takie powiedzenie po angielsku "holding for dear life" czyli jakby trzymamy zeby nie stracic drogiego zycia. I to wlasnie powiedzialam.

Nastepnie poprosilam by podal mi aparat i zrobilam pare zdjec. Bylo super - lecielismy. Obserwowalismy wode, zolwie. Ken pokazywal mi rekiny. On widzial az trzy, ale ja chyba robie sie slepa bo nie widzialam zadnego :)
A potem musielismy wrocic na lotnisko i mialam cwiczyc ladowanie. To nie bylo juz takie proste. Musialam opanowac throttel (to juz umialam), leciec w dobra strone, trafic w pas startowy (przy ladowaniu) i na koniec pamietac by napiac sznurki od spadochronu (czyli obie nogi w odpowiednim momencie wziasc jak najdalej do przodu). Chyba ze dwa razy to tak rabnelismy ze az w plecach poczulam. Reszta byla lepsza.

Niestety z powodu spoznienia moglam latac tylko pol godziny, bo potem Ken mial nastepny lot.

Gdy skonczylam to Iza latala z Salia. Znajomym z klubu, ktory ma wlasny samolot i lata dla przyjemnosci co tydzien.

A nastepnie pojechalismy na wycieczke. Mialo byc super i Jasiu znalazl fajne drogi, ale mnie potwornie rozbolala glowa, wiec zamiast podziwiac spalam.

Gdy wrocilismy Jasiu latal. Jasiu juz wylatal 17 godzin, wiec lada dzien poleci na swoj pierwszy samotny rejs.

A gdy Jasiu wyladowal to przyszedl Seif, czyli wlasciciel klubu i powiedzial, ze telewizja nakreca o nich film i spytal czy mozemy zostac bo chca zrobic wywiad z czlonkami klubu. Zgodzilismy sie zostac, ale strasznie dlugo to trwalo, a bylismy umowieni ze znajomymi, wiec umowilismy sie na wywiad na przyszly piatek.

Ruszylismy w strone Lap, z ktorymi bylismy umowieni. Niestety bylo juz pozno. Dojazd zajal nam zbyt dlugo i nie udalo nam sie spotkac. Za to mielismy druga fajna wycieczke i pojechalismy do domu.


środa, 16 kwietnia 2008

Skad sie biora dzieci?

Gdy Iza miala nie cale 4 lata ja bylam w ciazy z Ula. Iza wie, wiec, ze dzieci biora sie z brzuszka mamusi. Wie tez ze ona urodzila sie troche inaczej niz Ula. Gdy mamusia powiedziala jej, ze jest wystarczajaco duza to wyszla z brzuszka, a Ula nie mogla wyjsc i trzeba ja bylo wyciagnac.

Zupelnie inna sprawa jest skad te dzieci sie biora w brzuszku.
Jakis rok temu gdy rozmawialysmy Iza spytala, na co ja odpowiedzialam pytaniem - a co Ty myslisz? Izunia powiedziala, ze zjadlam specjalne ciasteczko w ktorym ona byla taka malutenka i potem urosla u mnie w brzuszku :)

Jakos tak wyszlo, ze wczoraj wieczorem powrocilysmy do tematu. Znow spytalam co ona mysli. A o to historia (z tego co pamietam jest to druga wersja - podobna historie Izunia opowiedziala pare miesiecy temu gdy zaczela chodzic na religie).

Mali chlopcy i male dziewczynki aniolki mieszkaja w niebie i schodza na ziemie by opiekowac sie ludzmi. (Takie anioly stroze).
I ona wlasnie byla na ziemi i pomagala ludziom gdy zobaczyla Jasia i mnie. I slowami Izuni "Od razu Was pokochalam, wiec wskoczylam Ci jako duszek do brzuszka i tam uroslam".

A Uleczka, widzac kobiete w ciazy patrzy na mnie i szepcze "fat" smiesznie marszczac nosek. Wiec ja jej mowie "nie fat tylko tam jest dzidzius". Na co Ula bardzo protestuje i tlumaczy mi, ze dzidzius nie moze byc w brzuszku.

Chyba musimy sie postarac o nastepne malenstwo i pokazac Uli, ze dzidziusie sa jednak z brzuszka ;)

Tecza

Dzis rano Kuleczka poprosila by jej zrobic tatuaz na raczce. Wybrala sobie sliczne serduszko otoczone tecza i nakladalysmy na lapke.
Gdy skonczylysmy Ula popatrzyla na swoj tatuaz i powiedziala
- Patrz mamusiu, ta tecza jest taka sama jak ta z ktora Ty latasz.
Czy to nie slodkie? (Dla powolnych tlumacze - gdy paralotnia jest w powietrzu kolorowy spadochron wyglada jak tecza).

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Mamusia Lata

A tutaj Izunia narysowala mnie jak latam. :)




P.S. Ozanczenie w rogu to numer rejestracyjny paralotni ktora lecialam.

piątek, 11 kwietnia 2008

Poparzona raczka

Ula tez zaczela chodzic na tance. Na razie wiecej sie bawi niz tanczy, ale do wczoraj chciala chodzic.
Wczoraj w czasie tancow poszla wziasc sobie wode. Niestety poscila goraca wode a nie zimna. Gdy pare minut potem weszlam uslyszalam placz.... Raczka byla czerwona. Wzielam ja na rece i pobieglam do domu. Jas pobiegl przodem, wiec gdy weszlysmy juz czekala miska z zima woda i lodem. Z godzine bawila sie w wodzie. Rano zerknelam, ze raczka jest bardziej zaczerwieniona. Ula nie skarzyla sie jednak wiec spakowalismy sie i ruszylismy do RasAlKhaimah latac.

Ja latalam pierwsza. Ken, moj instruktor, zaproponowal bym usiadla z przodu. Nie odwazylam sie jednak i powiedzialam ze zostane z tylu. Latalo sie super. Wzniesc sie 200 m nad ziemie i machac sobie nogami to robi wrazenie. Na koniec zrobilismy runde nad zatoka. Z gory wspaniale widac wielkie zolwie plywajace przy powierzchni.


Gdy wyladowalismy czekala mnie smutna niespodzianka. Na poparzonej raczce pokazaly sie pecherze. Leciutko owinelismy bandazem by nie przebila.

Potem latal Jas. Kapitan Szahid bardzo Jasia chwalil. Kapitan Szahid w ciagu tygodnia pracuje w wojskach lotniczych, a w piatek dla przyjemnosci uczy. Jas opowiadal przed chwila, ze bawili sie w zestrzeliwanie innych samolotow. Nie martwcie sie nie ma tam karabinow to bylo na niby. Przyciskali guziczki od radia. 


Potem poszlismy na obiad. Tam Jas kupil miekkie skarpetki. Jedna wlozylismy Kuleczce na raczke aby lepiej zabezpieczyc.

A teraz wiezdzamy w gory wiec chce to wyslac zanim strace siec. Pozdrawiamy z drogi.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Sobota

Izunia skonczyla pierwszy poziom abacusa (zapraszam do posta 'powrot do liczydel'). Z testu dostala 20/20 czyli 100%. I w sobote miala pierwsze zajecia na nastepnym poziomie. Akurat skoncza do czerwca, na chwile przed naszym wyjazdem na wakacje.

A po poludniu byly zaproszone na urodziny malej sheikhy czyli ksiezniczki. (Tylko ze takiej prawdziwej :) ).

Z Kuleczka w klasie jest wnuczka (a moze pra-wnuczka) naszego Sheikha czyli 'Krola' Emiratow. Co roku rodzina ta urzadza duze przyjecie urodzinowe dla calej czworki swoich dzieci. (Niestety nie wolno robic zdjec).W zeszlym roku przyjecie trwalo 3 dni. W palacu byly karuzele, klaun, ksiezniczki (aurora, kopciuszek i arielka), bylo malowanie paznokci, dzieciece tatuaze, malowanie twarzy. Mieli tez wate cukrowa, gofry, lody i popcorn.W miedzy czasie byly pokazy sztuczek magicznych, barney show, rozne tance itd itpI oczywiscie kolacja dla wszystkich. Na wejscie byly bilety i mogly wchodzic mamy (lub nianie) z dziecmi. To bylo w zeszlym roku, nawet chyba napisalam o tym dlugiego maila do rodziny, wiec jesli go jeszcze ktos ma to prosze mi przyslac, moze go tu umieszcze.

W tym roku przyjecie odbywalo sie w hotelu. Slicznym nowo wybudowanym hotelu. Podobno bylo fajnie. Zostawilismy Asre z dziecmi i pojechalismy na zakupy.
Powiedzialam Izuni, ze ta dziewczynka jest prawdziwa ksiezniczka. Iza stwierdzila, ze ona nie wyglada jak ksiezniczka wiec napewno ja ja oszukuje. (Izunia ksiezniczki widuje na barbie filmach, wiec ta mala rzeczywiscie nie wyglada jak barbie). Nie spieralam sie z nia jednak. Najwazniejsze ze przyjecie sie podobalo.

Gdy wracalismy do domu Iza zasnela w samochodzie, a Uli buzia sie nie zamykala. Gadala i gadala. W koncu Jas stanal pod piekarnia wiec ja wyskoczylam szybciutko kupic chlebek. Jas nie mogl tam jednak stac, wiec podjechal pod dom by Asra juz zabrala spiaca Ize na gore i wrocil po mnie. Wsiadlam do samochodu i zauwazylam ze ich nie, na wszelki wypadek Ula powiadomila mnie jednak "Ta druga ksiezniczke niania zabrala juz na gore".
I wlasnie taka mamy teraz mode. Ula o sobie mowi 'ksiezniczka' a o Izuni 'ta druga ksiezniczka'... Asra jest natomiast 'niania ksiezniczki' :)

poniedziałek, 31 marca 2008

Spozniony Post Swiateczny

Znow sie troche nie odzywalam. Czasem moge pisac i pisac, a slowa same mi sie pchaja.... na palce :) A czasem chcialabym cos napisac, ale sie zacinam i nie moge.

Swieta. Mielismy bardzo mile swieta w tym roku. Przyjechal ks. Piotr, (ten ktory chrzcil nasza Ule). Zorganizowal nam rekolekcje przed swiateczne. Mielismy tez prawdziwa polska msze.

O malowaniu jajek juz pisalam. Nastepnego dnia przyozdobilismy koszyczek (niestety nie mam zdjecia) i poszlismy na swiecenie. Bylo bardzo milo. Potem mial przyjechac do nas, ale musial isc spotkac sie z biskupem wiec umowilismy sie na sniadanie.

Wlasciwie w tym roku poza malowaniem jajek nic nie przygotowalam. Nasi znajomi, Grazynka i Krzys Lapy, zaprosili nas na swiateczny obiad, wiec postanowilam odpoczywac i cieszyc sie swietami. Pojechailsmy wiec do Spinneysa (tego gdzie mozna dobre wedlinki kupic) i zakupilismy rozne pyszne wedlinki i skladniki na salatek.

Przypomnialo mi sie ze mam jeszcze zamrozony pasztet (taki na surowo) i kielbase krakowska. Wyszlo tego 3 polmiski roznych wedlin. Do tego byly jajka i rozne salatki. Najwazniejsze, ze wszyscy sie najedlismy i bylo dobre.

Potem w ostatnim momencie zdazylismy do kosciola. Co prawda smialismy sie po drodze, ze my wieziemy ksiedza, wiec bez nas nie zaczna, no ale nie wypada by ksiadz sie spoznil do kosciola :)

Bylo naprawde duzo ludzi. Nawet nie zdawalam sobie sprawy, ze mamy w Abu Dhabi az tyle Polonii. Bylo tez wiele znajomych, ktorych spotykamy zwykle tylko na swieta.
Po mszy mielismy jeszcze godzine do obiadu. xPiotr chcial sie jeszcze spakowac, wiec my pojechalismy do domu po Asre i powiedzielismy, ze zaraz po niego wrocimy.

U Grazynki i Krzysia byli jeszcze jedni znajomi. W sumie bylo 7 dzieci. W tym jedno niemowle - przeslodki (chyba 6 miesieczny) chlopiec.
Gabrysia, ktora z dnia na dzien jest coraz wieksza - czyli najmlodsza coreczka panstwa Lap. Oraz krzyczace i biegajaca reszta czyli gospodarzy Mateusz i Ola, ich znajomych Natalka (chyba), oraz nasza Iza i Ula.

Z Polski przyleciala Grazynki mama, i przygotowala swieta. Mamy to przygotowuja dobrze swieta. Tez bym chciala by do nas przyleciala ktoras mama na :) Niby tez jestem mama, ale moze jak juz bede babcia to bede robic dobre swieta ... ha ha ha
W kazdym razie byl pyszny zurek i indyk. Naprawde bylo milo i pysznie i publicznie dziekujemy gospodarzom na tym blogu.
A do tego byl sernik. Byl tak pyszny ze zjadlam o duzo za duzo. Mysle, ze moim ulubionym ciastem jest sernik i niestety nie umiem go zrobic. Grazynka robi tak pyszny sernik, ze moglabym zjesc caly na jedno posiedzenie, ale ze mamusia nauczyla mnie dobrego wychowania, wiec po n-tym kawalku sie powstrzymalam i przestalam sobie ukradkiem dokladac ;)

Potem Ci znajomi z Dubaju zabrali x Piotra (mial tam odprawic Polska msze o 9 wieczorem). A my pojechalismy do Beatki i Jarka Klisiak. Bylismy juz tak najedzeni, ze mimo, ze Beatka tez robi przepyszne slodkosci, udalo nam sie zjesc tylko po kawalku makowca. Milo bylo jednak usiasc razem w swieta. Byli tez oczywiscie Basia i Waldek. Chwilke posiedzielismy. Nastepnego dnia Iza miala jednak szkole, wiec po krotkim czasie pozegnalismy sie i poszlismy do domku.

Aha zajaczek przyniosl: Ksiazeczki dla dziewczynek (a potem u roznych znajomych jeszcze slodycze i piorniki do szkoly).
Jasiowi z dniowym opoznieniem album o Chinach. Naprawde piekne wydanie.
A Zuzi rozne nowe ubranka.. Ten moj zajaczek mnie strasznie rozpieszcza :) Zabral mnie tydzien wczesniej na zakupy i kupil wszystko na co popatrzylam, az musialam potem chodzic z zamknietymi oczami ;)

Wszystkim skladamy bardzo spoznione, ale tez serdeczne zyczenia swiateczne. Mamy nadzieje ze mieliscie mokrego dyngusa.

PS. Moje dzieci jeszcze bloga nie czytaja wiec przyznaje sie, ze jeszcze nie wiedza co to 'lany poniedzialek'. Dzieki temu poniedzialki mamy spokojne. Moze w przyszlym roku im powiem.

piątek, 21 marca 2008

Malowanie Jajek

Wczoraj poszukiwalismy jajek, a dzis mielismy wlasne do malowania.
Do tego malowania przygotowalismy sie juz wczesniej. Kupilismy w tym roku prawdziwe jajkowe kolory (tak, ze bylo ich wiecej niz co roku), mielismy swiece, flamastry i naklejki. Zaprosilismy kolezanki (dla Izy i Uli) i mialo byc wielkie malowanie. Do pomocy przyjechala Repsi z kolezanka i Oksana.
Repsi to wlasciwie juz wczoraj sie z nami z Dubaju zabrala i dzieki jej za to, bo ja poszlam spac, a ona bawila sie do 4 rano z rozbudzona Uleczka. Oksy przyszla po poludniu.

Z Izy/Uli kolezanek przyszla tylko Rezan, czyli Izy kolezanka jeszcze z KG1. Najpierw dziewczynki sie dosc ladnie bawily, a potem ugotowalam 30 jajek. I zaczelo sie malowanie. Gdy juz pozamaczaly jajka w roznych kolorach, to kazalam im isc sie bawic poki dorosli nie zjedza. (Trojke malujacych dzieci pilnowalo 5 osob doroslych). Zrobilam postny obiadek... czyli pieczonego lososia, a do tego ryz na cebulce i rozne salatki.

Po obiadku zabralysmy sie za malowanie swieca. Mialysmy przy tym pelno zabawy, a trzeba bylo zostawic jajka dla dzieci do ozdabiania. Dogotowalysmy wiec sobie z 10 jajek zeby sie wiecej pobawic.

Najpierw jednak zawolalysmy dzieci. Oksana rowno podzielila naklejki (by sie nie bily), kazdy dostal po flamastrze (takim nie toksycznym) i zaczelo sie ozdabianie. Jas zajal sie pomoca Uli, Oksana Izuni, a Repsi Rezan. Ja moglam chwile odpoczac. Dziewczynki ozdabialy i ozdabialy az sie znudzily.
Wtedy my wzielysmy sie za nasze extra 10 jajek...

A potem przypomnialam sobie, ze nie zrobilysmy zadnych zdjec. Zwolalismy wiec cale towarzystwo i zrobilismy sesje zdjeciowa (prosze patrzec nizej). I tak nam milo minal dzien.

Wszystkim zyczymy pieknych i wesolych jajek.

Wielkanocne 'polowanie' na jajka :)

W Stanach jest taki zwyczaj, ze przed swietami urzadza sie "Easter Egg Hunt"
Pomalowane juz jajka, albo jajka czekoladowe chowane sa w domu lub ogrodzie, a potem przychodzi zgraja dzieci i zaczyna sie zabawa, by znalesc jak najwiecej jajek.

W RasAlKhaimah, tam gdzie latamy, Barbara spytala mnie w zeszlym tygodniu jakie mamy tradycje Wielkanocne. Opowiadalam jej wiec o swieceniu potraw, bo jest to chyba taka typowo polska tradycja.
Ona mi opowiedziala wlasnie o tym szukaniu jajek. Powiedzialam, ze slyszalam o tym, ale nigdy nie bralam udzialu.

W ciagu tygodnia chyba ze 3 dni temu dostalam SMS od Barbary z pytaniem czy w czwartek chcielibysmy by dziewczynki wziely udzial, u niej w domu w poszukiwaniu jajek.
Iza bardzo sie ucieszyla.

Wlasnie dzis, zaraz gdy wyladowalam. (A wlasnie dzis latalam :) ) to pojechalismy do Barbary.
Bylo naprawde fajnie. Najpierw poczestowala nas obiadem. Iza nawet zjadla tune!!
Potem dziewczynki dostaly kolorowanki i musialy ladnie pokolorowac jajka. W tym czasie Barbara czyli Bobbi i Tammy (zona mojego instruktora latania) chowaly jajka w ogrodzie.
Potem dziewczynki poszly szukac. Juz po 3 okrazeniu domu mialy pelne wiaderka jajek.
(Ula niestety impreze przespala). Dziewczynki wrocily do domu i natychmiast chcialy by znow schowac jajka. I tak chyba z 5 a moze i wiecej razy. Potem duze dziewczynki chowaly,a male szukaly. Potem male chowaly a duze szukaly. I tak bawily sie chyba do 3 po poludniu.

W pewnym momencie je zostawilam i pojechalam odebrac Jasia z latania. Na latanie pojechal z nami ks. Piotr. Ksiadz Piotr, przyjechal z Polski i spedza tutaj swieta (odprawia polskie msze).
2 lata temu gdy byl przejazdem, z ks. Tomkiem to zgodzili sie ochrzcic nasza Ule.
Od tego czasu utrzymywalismy kontakt. I wlasnie w tym roku ks. Piotr postanowil jeszcze raz (w ramach swojego urlopu) wybrac sie w te strony. Mielismy wiec prawdziwe rekolekcje, a w niedziele bedziemy miec polska msze

W kazdym razie namowilismy ks. Piotra na latanie. A odebralam ich obu i pojechalismy do Barbary. Dziewczynki sie jeszcze bawily, ale robilo sie pozno. Musielismy sie pozegnac i ruszylismy w droge powrotna. ks. Piotr byl umowiony w parafii w Sharjah wiec tam go odwiezlismy, a nastepnie ruszylismy do domu.

Niestety nie mialam aparatu, ale Tammy robila zdjecia, jesli wiec mi je przysle to natychmiast je tutaj opublikuje.

środa, 19 marca 2008

O myciu....

W rozne dni, ale tak mnie naszlo by Wam opowiedziec.

Wieczor:
Ja: Dziewczynki czas na banio (czyli kapiel - banio to z Arabskiego, w co Iza nie wierzy ;) )
Ula: Ale nie glowe
Ja: Glowa tez brudna
Ula: Glowa byla wczoraj, dzis tylko Ula

Rano:
Ja: Wstawac szybciutko i do lazienki. Pamietajcie o zabkach
Ula: Wczoraj wieczorem mylam zabki

A to najlepsze. Ula wraca z parku i przybiega sie przywitac, ma tak lepkie rece, ze naprawde malo jej sie nie skleja. Witam sie i mowie
Ja: Uleczko idz umyj raczki
Ula: Nie chce
Ja: Ale masz brudne. (Do Asi) Asra umyj jej rece
Asra: Przeciez myla gdy wrocila ze szkoly (i.e. 3.5 godziny wczesniej)

Inny wieczor:
Dziewczynki wyszly z wanny. Akurat bylam zajeta, wiec myla je Asra. Ja przychodze je wysuszyc. Jak zwykle caluje stopki... no i niestety niezbyt ladnie pachna... Wolam Asre
Ja: Asra dlaczego po kapieli smierdza im nogi. Umyte sa czy nie
Asra: Tak umyte
Ja: Napewno? Mydlem?
Asra: Przeciez im glowe mylam, to na reszte ciala szampon juz sam splynal

Teraz juz zawsze sama kapie swoje dzieci.

wtorek, 18 marca 2008

Chora Kuleczka...

Kuleczka czuje sie juz lepiej. Poszla dzis do szkoly...

Przed wczoraj obudzila sie nagle w nocy (o drugiej nad ranem) z placzem, ze boli ja brzuszek.Zaczelam masowac, ale byl twardy i Kuleczka plakala. Zawolala, ze chce kupke. (Dzielna dziewczynka)Zlapalam ja wiec i pobieglam do lazienki. Jako, ze Ula nadal spi w naszym pokoju pomyslalam, ze biec do jej lazienki bedzie za daleko i wzielam ja do naszej. Posadzilam na toalecie i musialam ja trzymac. W swojej toalecie dziewczynki maja specjalna deske by nie wpasc do srodka.Niestety Ula miala rozwolnienie. Do tego gdy tylko zaczela, to poszlo z dwoch stron. A, ze ja ja trzymalam to poszlo na mnie.Ula sie bardzo zmartwila, ale od razu zdjelam z niej (i z siebie) pizamke i powiedzialam, ze nic sie nie stalo. Pomasowalam brzuszek i bylo lepiej. Zarzucilam na siebie szlafrok i poszlam juz do lazienki dziewczynek (nasza cuchnela), by ja umyc. Pomyslalam, ze zaraz bedzie czuc w calym mieszkaniu. Ula znow chciala na nocnik. Obudzilam wiec Asre by zajela sie Ula i poszlam posprzatac w lazience.Mimo, ze zabralam dywanik i pizamki od razu do zaprania i wrzucilam do pralki. A nastepnie zmylam podloge smrod pozostal.Wrocilam wiec do Uli, a Asre poprosilam by zmyla podloge detolem. Kuleczka nie chciala do lozeczka, chciala lezec w duzym pokoju i to w samej pieluszce. Powiedzialam Asi, ze moze isc spac i zostalam z Ula. Nie dlugo potem wstal Jas, zobaczyc co sie dzieje, a zaraz po nim Iza.I tak ok. 3 nad ranem rodzinnie siedzielismy w duzym pokoju. Ula byla bardzo rozbawiona, a poza tym co chwila siadala na nocniku. Zaczelam wiec od usypiania Izuni. Gdy Iza juz spala ja tez zaczelam przysypiac na kanapie. Pomyslalam, ze rano bede nie przytomna w pracy obudzilam wiec znow Asre. Poprosilam by ona zajela sie Ula, i zagonilam reszte towarzystwa do lozka.

Rano Asra powiedziala, ze Ula usnela dopiero o 5:30. Powiedzialam by polozyla sie tez i spala poki Ula spi. Zadzwonila juz pare minut po 8, ze Ula wstala i czuje sie dobrze. Caly dzien Ula dzwonila do mnie wymyslajac co ona by chciala zjesc, a ja tlumaczylam jej, ze wolno tylko sucharki i tarte jabluszko.

Zadzwonilam tez do naszego pediatry, ale powiedzial, ze bez jej kupki to on nic nie powie. Wiec najlepiej by wziasc z apteki takie to sterylne i przyniesc jej kupke do badania.
Uli jednak rozwolnienie minelo i kupki wczoraj wiecej nie zrobila.

Przy kolacji zlitowalam sie nad nia i dostala kartofelka. Mielismy jednak pierwszy raz noc bez mleka. Ula zazyczyla sobie wode w zamian.

A rano obudzila sie juz zupelnie zdrowa i chciala isc do szkoly. No wiec zaopatrzona znow tylko w sucharki i jogurt poszla...

poniedziałek, 17 marca 2008

Salami Wegierskie i takie wspomnienia...

Jest poniedzialek rano, siedze w pracy. Pije pyszna kawe. Wlasciwie juz od dawna nie pijam kawy, ale dzis to dla przyjemnosci. Do tego mialam przepyszna kanapeczke, na pelnowartosciowym chlebie z produktow organicznych z wegierskim salami.
Zwykle kupujemy inne salami, ktore bardzo lubimy i tez jest pyszne.
Pare dni temu przypomnialo mi sie jednak, ze moj tatus kupowal nam wegierskie salami. Powiedzialam o tym Jasiowi, a Jas po kosciele zabral nas do Spinneysa zebym sobie mogla kupic wegierskie salami.

Dla nie wtajemniczonych tutaj male wytlumacznie. Emiraty Arabskie sa krajem muzlumanskim. A muzlumanie swin ani dziczyzny nie jedza. Jas mowi, ze to salami jest zrobione z osla, wiec pewnie oslow tez nie jedza :) Aby ulatwic im to 'nie jedzenie' w sklepach nie wolno sprzedawac zadnych produktow ktore sa nie dozwolone. I to nie tylko mies, ale tez nic w czym sie moze chocby tluszcz z tego znajdowac. Niektore sklepy (w Abu Dhabi tylko 2) maja specjalna licencje na sprzedaz zakazanych produktow. Zeby bylo ciekawiej, nie wolno im kroic jedzen dozwolonch tym samym nozem, co nie dozwolonych... Dlatego sklepy te maja specjalnie wyznaczona sekcje gdzie wszystkie te pysznosci sprzedaja. W Spinneysie (ktory niestety jest po drugiej stronie miasta od nas) jest to na koncu sklepu za szklanymi drzwiami. Nad drzwiami wisi wielka tablica "Uwaga Wieprzowina.". Wiec my raz w tygodniu jezdzimy tam i obkupujemy sie w pyszne rozne wedlinki, kabanosiki i pasztet.

Kupilam wiec to wegierskie salami. Przyjechalismy do domu i od razu wpakowalam moim dzieciom po plasterku do buzi. I obie sie wykrzywily ze nie chca!!! Chcialy kanapki z nutella.
Tu bez komentarza. Na szczescie Jasiu podziela moje zdanie wiec mam partnera do salami :)

A wogole to gdy wsadzilam sobie pierwszy plasterek do buzi to poczulam taki smak dziecinstwa. Czasem jak sie cos jadlo jako dziecko, a potem cale lata sie o tym zapomnialo to jak czlowiek nagle znow zje to ma wrazenie ze znow jest malym dzieckiem. (Co prawda ja w zeszlym roku juz raz to kupilam i tez mialam takie wrazenie, ale teraz mnie jakos bardziej naszlo).

U nas w domu (w tym ktorym mieszkalam najdluzej) byla drewniana kuchnia. Wszystkie szafki byly z drewna. Tylko podloga nie. Pamietam ze nie byla z drewna, ale nie pamietam z czego byla.
Na srodku kuchni stal stol. I z jednej strony byla taka duza lawa w ksztalcie litery L. Dluzszy kawalek od tego L byl otwierany i tam pewnie mama cos trzymala. Kuba i ja siedzielismy na lawie, a rodzice z drugiej storny na krzeslach.
Na przeciwko drzwi bylo okno. Poza sciana z lawa wszedzie byly szafki (i blat), a na scianie tez wisialy szafki. Po prawej od okna stal maly telewizorek, ktory mogl byc tez radiem i mial miejsce na kasety. Za nim mama trzymala lekarstwa.
Jak nie patrzyla to wypijalam syrop calcium (glupie dziecko) :) Po lewej stronie od okna byla szafka z miodami. Zawsze bylo w niej pelno miodow, ktore regularnie lyzeczka wyjadalam.
Czasem siadalismy na tej lawie i mama mowila bysmy czytali, albo po prostu gadali i nagrywala nas wtedy. Prozna bylam od dziecka, wiec czasem sama siadalam i gadalam do nagrywarki.
Podobno gdy sie budzilam to z oczami otwieralam buzie, ktora zamykalam dopiero gdy zasypialam... tata mowil na mnie radio :)

I tak mi sie to salami wlasnie skojarzylo....
Czas przesunac sie dwadziecia pare lat do przodu i wziasc sie za prace...

sobota, 15 marca 2008

Prima balerina ...

Z 6 szkol wybrano po ok. 15 dziewczynek do wystepow w konkursie miedzyszkolnym. Przyjechalo ok 100 dzieci. Wchodzily grupami, ale kazda baletnica miala swoj numer i jury ocenialo je indywidualnie.
Po Izy wystepie czekalismy z godzine az wszyscy skoncza i oglosza wyniki. Najpierw wszystkie baletnice dostaly medale i dyplomy za udzial. Nastepnie 10 najlepszych dostalo puchary i jeszcze po jednym dyplomie
wyrozniajacym.
Jako bardzo dumna mama, reprezentujac rownie dumnego tate, donosze uprzejmie, ze Izunia otrzymala dyplom i puchar dla najlepszej baletnicy.

piątek, 7 marca 2008

Nasi Chrzestni

Izunia byla chrzczona w Polsce w wieku 8 miesiecy. Jej chrzestna jest ukochana ciocia Madzia. Natomiast chrzestnych ma tak jakby dwoch.Pierwszy jest ten ktory zgodzil sie byc chrzestnym. Jest to moj kuzyn, Pawel. Niestety w ostatnim momencie okazalo sie, ze nie dostal przepustki z wojska i nie mogl przyjechac na chrzest.

Do chrztu trzymal dziecko wiec nasz wirtualny znajomy poznany na dawnym forum eDziecka - Nexus. Niestety urwal nam sie kontakt.
Izunia zadnego ze swoich chrzestnych nie zna na razie.
Zapomnielismy do chrztu dowiesc jej metryki urodzenia. I umowilismy sie z ksiedzem, ze nam zalezy na sakramencie a nie papierkach. Akt chrztu moze nam wydac gdy dowieziemy metryke urodzenia. Iza ma juz 6 lat, i chyba najwyzsza pora dowiesc ta metryke urodzenia. Tylko w wakacje nigdy nie pamietamy ;)

Uleczka byla chrzczona w Emiratach. Bylo to chyba 2 lata temu. Krotko przed Wielkanoca (a moze zaraz po Wielkanocy). Do Emiratow zawitalo wtedy dwoch ksiezy - x Piostr i x Tomek.
Wczesniej byli na urlopie w Iranie. Gdy tylko sie dowiedzielismy, ze przylatuja spytalismy, czy bylaby mozliwosc by nam ochrzcili dziecko. A gdy przyjechali pojechalismy ich odebrac z lotniska.Ksieza okazali sie super. Pokazalismy im kawalek Dubaju i przywiezlismy do Abu Dhabi.

Pierwszy dzien nawet u nas nocowali, bo za pozno do tego Abu Dhabi dotarlismy. Oni tez zalatwili nam wszystkie formalnosci, aby w kosciele zgodzili sie nam ochrzcic Ule tak "w ostatniej chwili".

Po ich wyjezdzie nadal utrzymywalismy kontakt, a za pare dni x Piotr przyjedzie tu na Wielkanoc. Bedzie tez zwiedzal okoliczne nam kraje.

Uli chrzestnymi sa Jakub (moj brat) oraz Oksana (ktora jest moja dobra kolezanka z poprzedniej pracy). Znamy sie juz wiele lat.

Pare dni temu Oksana nas odwiedzila. Ula, ktora chyba do konca nie rozumie, ze z Oksana laczy ja cos specjalnego, uwielbia ja. (Obie dziewczynki ja uwielbiaja).

*** tu mial byc filmik, ale mi nie zadzialal - bedzie gdy Jas znajdzie chwilke by popatrzec***

środa, 5 marca 2008

Konkurs baletowy

Nasza Izunia, poza nauka Baharanatyam, o ktorym juz tu na blogu pisalam, chodzi tez w szkole na zajecia z baletu.
Pare dni temu przyniosla kartke, ze zostala wybrana by reprezentowac swoja szkole w swojej grupie wiekowej w miedzy szkolnym konkursie z baletu. Chodzila i mowila by jej napisac, ze sie zgadzamy. Wlasciwie by sie zgodzic wystarczylo podpisac ta kartke, ale ja napisalam na dole, ze oczywiscie sie zgadzamy i zyczymy jej powodzenia w konkursie. Iza byla zachwycona.
Jakie to mile, ze dzieci w tym wieku, jeszcze nie uwazaja ze takie komentarze to obciach :)
No wiec prosze trzymac za Izunie kciuki w Sobote 15 Marca.

piątek, 22 lutego 2008

Walentynkowo



Walentynki mielismy super. Zaraz po polnocy dostalam moj prezent walentynkowy :) (Taka jestem niecierpliwa)
Rano musielismy jednak isc do pracy. A po pracy planowalismy romantyczna kolacje i kino.Jasiu z pracy wrocil z kwiatkami i wszystkim swoim kobitkom dal po kwiatku.
Gdy Izunia szla na tance powiedzialam jej, ze tatus i mamusia wychodza. Obie dziewczynki zgodnie stwierdzily, ze one tez chca wyjsc, oraz, ze my zawsze wychodzimy i ze one sie na to nie zgadzaja. Poslalam Ize mimo wszystko na tance.I poszlismy sobie na spacerek. Pochodzilismy z 1.5 godziny i akurat gdy Izi konczyly sie tance stwierdzilismy, ze zmieniamy plany i wychodzimy wszyscy rodzinnie.
Izunia bardzo sie ucieszyla gdy po powrocie z tancow zastala nas w domu. Dziewczynki szybko sie przygotowaly i pojechalismy do nowo otwartej kawiarni w marina mall. Spedzilismy tam mily wieczor i poznym wieczorem wrocilismy do domu. Izunia zasnela w samochodzie, a Ula zasnela zanim jeszcze dotarlismy do kawiarni...
A tu nasza piekna walentynka :) (mala jak juz pisalam juz spala) ....




czwartek, 21 lutego 2008

Szkoly....

W tutejszym systemie szkolnictwa, ktore oparte jest chyba na systemie angielskim albo amerykanskim edukacja rozpoczyna sie w wieku 3 lat.
(A w Polsce narzekaja ze zerowka ma byc obowiazkowa - to co my mamy powiedziec?)
Dziecko idzie to tzw. KG 1. W wieku lat 4 do KG 2. A gdy ma 5 lat zaczyna 1 klase.
Wiek liczony jest z dniem 15 wrzesnia.

Tak wiec Izunia urodzona w listopadzie poszla do szkoly majac 3 lata i 10 miesiecy (poniewaz w poprzednim roku we wrzesniu byla za mala). I bardzo dobrze swietnie sobie daje rade (odpukac) i jestesmy z niej naprawde dumni.

Kuleczka urodzila sie pod koniec sierpnia, tak, ze ja obowiazek szkolny bedzie obowiazywal juz tydzien po urodzinach.
Od dawna chodzi juz do montessori nie jest to jednak prawdziwa szkola. Przy montessori jest KG1 i zastanawialismy sie nawet czy jej nie zatrzymac by tam skonczyla. Od pewnego czasu jednak Ula zaczela opowiadac ze ona chce chodzic z Iza do duzej szkoly.
Postanowilismy wiec, ze od wrzesnia Ula pojdzie do KG 1 do Choueifat.

Choueifat zapisy do szkoly zaczyna pod koniec stycznia. A juz na poczatku kwietnia mozna sie dostac tylko na liste oczekujacych. Poszlismy wiec w sobote 16 lutego. Poczatkowo mialo to byc wyjscie rodzinne, Iza i Asra tez chcialy wspierac Kuleczke.
W koncu jednak do Izy przyszla kolezanka, a Asia stwierdzila, ze lepiej zeby ona nie szla, bo gdyby sie tak zdazylo ze Ula nie umialaby odpowiedziec na jakies pytanie, to napewno ona by na nie odpowiedziala zamiast Uli.

Pojechalismy wiec we trojke. Jas, Ula i ja.
Aby zapisac dziecko do szkoly trzeba miec wypelnic aplikacje, paszport dziecka, paszport ojca, 4 zdjecia, certyfikat urodzenia oraz karte szczepien. A poza tym kopie wiekszosci tych papierow. Oni musza obejrzec oryginaly i wziasc sobie kopie. Jesli wszystko jest ok, to dziecko moze miec test.
Juz w samochodzie mowilismy Uli, ze jedna mila Pani bedzie jej zadawac pytania i jesli chce isc do szkoly to by sie postarala na te pytania odpowiedziec.

Gdy tylko weszlismy Uleczka usadowila sie na krzeselku i powiedziala "Dzien Dobry". Pani byla zajeta wypelnianiem papierow poprzedniego dziecka, wiec Ula glosniej powtorzyla "Dzien Dobry!". Pani popatrzyla odpowiedziala dzien dobry i powiedziala by poczekac. Chwile pozniej zajela sie jednak Ula.
Dokladnie nie pamietam, ale tak mniej wiecej (oczywiscie przetlumaczone na polski - rozmowa odbyla sie po angielsku):
P: Jak masz na imie?
U: Ula
P: A ile masz lat?
U: Dwa i pol
P: Chcialabys chodzic tu do szkoly
U: Tak
P: Masz siostre albo brata?
U: Siostre
P: A jak ma na imie?
U: Izabela
P: A chodzi tu do szkoly?
U: Nie
Tu Pani popatrzyla na nas, wiec wytlumaczylam ze Uli pewnie chodzi o to, ze w tej chwili Iza z nia nie przyjechala :)
P: A nosisz jeszcze pampersa?
U: Tak
P: Ale tutaj nie wolno miec pampersa, jak pojdziesz dzis do domu to zdejmij i wiecej nie nos. Dobrze?
U: Dobrze
P: (Do nas) Nie przyjmiemy dziecka w pampersie. Ona jest za duza.
Ja: Ona nosi tak na wszelki wypadek. Juz chodzi do toalety.
(Co prawda tylko na kupke, ale tego nie dodalam).
Ja: Zreszta do wrzesnia juz bedzie bez pampersa
P: To prosze podpisac tutaj zobowiazanie...
A potem znow do Uli:
P: To wybierz sobie naklejkie. (Tu podala Uli kartke slicznych naklejek. Ula wybrala i powiedziala)
U: I jeszcze dla Izy. Rozowa. Iza lubi rozowy. (Dostala rozowa)
I przyszedl czas na test
P: Jakie to jest zwierzatko? (Pani wyciagnela drewniana zyrafe z pudelka)
U: Zyrafa
Nastepnie byl wielblad, slon, kon i kaczka. I moze cos jeszcze ale nie pamietam. Wszystkie zwierzatka nasze malenstwo rozpoznalo.
P: A czy wiesz jaki to jest kolor. (Pani pokazala pomaranczowy)
U: ... (Cisza)
P: A moze ten kolor (zolty)
U: Zolty
P: A ten? (niebieski)
U: Niebieski
P: I tu? (zielony)
U: Zielony
P: No a ten? (znow pomaranczowy)
U: ... (cisza)
P: To jest pomaranczowy. A umiesz liczyc.
U: Tak
P: To policz
U: 1, 2 , 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 (Slicznie policzyla do 10)
P: Bardzo ladnie. Jestes madra dziewczynka.
U: To poprosze jeszcze jedna naklejke.

Wlasciwie do KG1 dostaja sie wszyscy. Celem testu jest zagrupowanie dziecka. Zeby te dzieci ktore juz cos umieja nie byly np. z tymi ktore wogole mowic nie potrafia. Potem od KG2 co roku juz wszystkie dzieci sa przez komputer mieszane, tak , ze nigdy nie wiedza z kim beda w klasie.
Pani powiedziala ze dostaniemy odpowiedz w przyszlym tygodniu. I wtedy musimy przyjsc zaplacic.

Wychodzac weszlismy do sklepiku szkolnego. Iza ma egzaminy i mozna kupic ksiazke do powtorzenia materialu z matematyki. Ula od razu spytala czy ona tez dostanie ksiazeczke. Kupilismy wiec 1 ksiazeczke taka jak do KG1 i wrocilismy do domu.

To byla sobota. W poniedzialek Ula sciagnela pampersa i zaczela wolac kiedy chce na toalete. Na razie mamy srednio 1 wypadek dziennie.
Nawet nie zdazylam poczytac o tym jak by ja nauczyc nocnika.

A wydaje mi sie ze wczoraj obudzilam sie w szpitalu i kolo mnie lezalo takie malenstwo, a drugie dalej z tatusiem. I bylam taka szczesliwa... I to byly takie moje krasnoludki. A teraz moje krasnoludki staja sie duzymi dziewczynkami i uparcie nie chca juz byc krasnoludkami.

niedziela, 10 lutego 2008

Sniadanko

W ramach mojej nowej zdrowej diety. Na sniadanko jem pyszna miske pelna owocow. Pomyslalam, ze tak smakowicie wyglada, ze sie z Wami podziele...


czwartek, 7 lutego 2008

"Jestem wychowawczynia Izy i Uli. Mam zla wiadomosc..."

Wakacje 2006. Do Polski jechalismy dopiero w sierpniu. Iza juz byla w Choueifat, ale wiekowo nadal nadawala sie do Montessori. Uleczka miala niecaly rok. Ale w porownaniu z Iza w jej wieku byla duza roznica.Ula zaczynala juz mowic, chodzila!! (Od 10 miesiaca). Naprawde wydawala sie starsza tylko taka malutka przy tym byla (tzn niska)... ze czlowiek sie cieszyl ze krasnoludek przy nim stoi.

Aby dziewczynki sie nie nudzily w domu, zapisalismy je na pol-oboz letni do Montessori. Mialy tam zabawy w wodzie, malowanie, wycieczki. Poprzedniego lata Izi sie podobalo. Myslelismy tez, ze kiedys Ula pojdzie do tego przedszkola wiec chcielismy by zobaczyla jak jej sie podoba.
Przed samymi wakacjami Iza dostala swoj pierwszy prawdziwy aparat cyfrowy. Nie bylo to nic nadzwyczajnego taki zwykly aparat. Byla zachwycona. Ktoregos dnia postanowila go wziasc do przedszkola, zeby zrobic zdjecia.

Siedzialam sobie w pracy gdy zadzwonila moja komorka. Po numerze wiedzialam, ze dzwonia z pzedszkola.
"Halo"
"Dziendobry. Czy to Pani Nitecka"
"Tak"
"Jestem wychowawczynia Izy i Uli. Mam zla wiadomosc..."

Tego jak sie wtedy poczulam nie da sie opisac. Siedzialam na krzesle, a mimo to zrozumialam co oznacza powiedzenie "nogi z waty". Zoladek mi sie scisnal... przelyk tez az do gardla chyba.Takiego szoku jaki wtedy przezylam - a trwalo to tylko 2 sekundy - nie mialam nigdy wczesniej, ani (odpukac) pozniej.

"... obawiam sie, ze zgubilismy aparat"
"Dzieki Bogu"
"???"
"Nic sie nie stalo. A nastepnym razem prosze od tego zaczac. Nie mowi sie matce, ze sie ma zla wiadomosc. Czy Pani wie jak ja sie poczulam"
"Bardzo przeparszam nie pomyslalam"

Bylo mi zbyt slabo by ja porzadnie ochrzanic. Zamurowalo mnie. To co pomyslalam o kobiecie z drugiej strony aparatu jest mocno nie cenzuralne, ale mysle, ze kazda matka moze sobie to wyobrazic.
"Szkola odda Pani pieniadze za aparat. To nauczycielka zostawila go na zewnatrz"
"Nie szkodzi. Nic sie nie stalo. Najwazniejsze ze z dziewczynkami wszystko ok. Do widzenia"

Jeszcze przez chwile siedzialam bez sil. Ktos mnie spytal co sie stalo, bo podobno nagle zbladlam. Moze jestem panikara, ale zgodzicie sie ze mna, ze to nie jest sposob przekazywania wiadomosci.Gdy juz ochlonelam zadzwonilam do dyrektorki (ktora dobrze znam) i zwrocilam jej uwage, w jaki sposob ta wiadomosc powinna byla zostac przekazana.

Od tego czasu minelo 1.5 roku. Ile razy dzwonia do mnie ze szkoly, zaczynaja od slow "Z Ula wszystko w porzadku. Dzwonie w sprawie .... ". Mam nadzieje ze ta sama formule stosuja do innych rodzicow.

poniedziałek, 4 lutego 2008

Zwariowany Poranek

Wczoraj wieczorem przed spaniem Izunia powtarzala slowka z francuskiego. Potem pieknie przeczytala swoja ksiazeczke.

Na koniec ja czytalam jej Biblie. Przezucilismy sie na Biblie po angielsku, bo Pani Katechetka powiedziala, ze wydaje jej sie ze Iza nie rozumie co czytaja. Ta Biblia, ktora my mamy po angielsku to nie jest wersja dla dzieci i jesli im czytaja to samo w szkole to wcale sie nie dziwie ze nie rozumie. Gdyby nie to, ze ja wiem co tam ma byc napisane to tez bym nie rozumiala. Czytamy wiec powolutku i tlumacze Izuni. Przyp polskiej wersji to czytalam czasem i 4 lub 5 historii a male chcialo jeszcze. Przy angielskiej po jednej historii dziecko mi usypia. No moze kiedys dogonimy katechetke, a jesli nie, to na przyszly rok Izunia bedzie rozumiala :)

Potem poszlam schowac Izy ksiazki do jej plecaka. Po chwili jednak znow wyciagnelam ksiazke do francuskiego i przygotowalam jej krotkie powtorzenie pisemne, aby utrwalila sobie to o czym sie uczymy. (Iza w przyszlym tygodniu ma egzaminy)

Rano Iza wpadla z placzem do sypialni (ja sie akurat mylam, wiec Jasiowi przypadlo pocieszanie) - powiedziala ze jej ksiazki nie ma w plecaku. Jasiu powiedzial, ze mamusia zaraz wyjdzie i napewno znajdzie ksiazke... i tak ja zastalam po wyjsciu z lazienki. Powiedzialam, ze pamietam ze ksiazke schowalam do plecaka, tak na sam koniec przy plecach i napewno tam jest. Iza juz nie sprawdzala.

Odprowadzilam Izunie na autobus i wrocilam szybko do domu. Byl tak zimny wiatr, ze postanowilam jechac z Jasiem, a nie hulac na mojej hulajnodze.
Weszlam na gore, zajrzalam do mojego plecaka by sprawdzic czy wszystko mam.... patrze... a tam lezy Izy ksiazka do francuskiego... zamiast do Izy tornistra to wpakowalam ja sobie ... pomyslalam sobie o Ty glupia stara babo... chociaz taka stara to ja przeciez nie jestem.... i polecialam na dol... autobus juz odjechal... zadzwonilam do opiekuna autobusu i umowilismy sie po drugiej stronie ulicy.

Czekalam i czekalam. Juz sie pozno zaczelo robic. Dzwonilam do niego - i mowilam, ze czekam, a on mowil ze jest kolo Standard Chartered Banku (ja tez tam bylam). Myslalam ze jezdzi gdzies tam i zbiera dzieci. Zauwazylam autobus z dziecmi w mundurkach Choueifat przejezdzajacy na druga strone ulicy. Rzucilam sie za nim w pogoni (ryzykujac zycie - bo u nas ulice to sa 3 i 4 pasmowe - wiec pomiedzy samochodami pobieglam)... ale okazalo sie, ze to jakis inny autobus. Wrocilam wiec "na posterunek" ... W pewnym momencie zauwazylam, ze rzeczywiscie w poblizu tego gdzie ja jestem tez stoi autobus.. podeszlam i patrze, a to Izy autobus. Dalam jej ksiazke. Spocilam sie przy tym okropnie i taki mialam zwariowany poranek :)

Juz bylo za pozno by wracac do domu, bo Uleczka zdazyla odjechac. Zlapalam wiec taxowke i pojechalam do pracy. Mialam jeszcze 20 minut, weszlam wiec do calodobowego obok i kupilam sobie sniadanko - banany, sliwki i jablka (w duzych ilosciach).

A tutaj nie na temat. Kuleczka ma takie fajne ksiazeczki, ktore sie czyta, a potem trzeba cos znalesc na stronie. I dawniej my jej czytalismy, a ona odpowiadala na pytania.

Wczoraj wieczorem Kuleczka mi "przeczytala" a ja musialam odpowiedziec na pytania:

środa, 30 stycznia 2008

Ja tez latam

Gdy Iza skonczyla swoje pierwsze zajecia z liczydel, przyszla do niej kolezanka (Rezan). Nie chciala wiec z nami jechac na latanie. Potem Iza byla zaproszona na urodziny i tez nie wiedzielismy czy zdazymy wrocic. Dobrze sie wiec zlozylo ze chciala zostac.
Jasiu od paru tygodni zachwyca sie lataniem i opowiada, ze powinnam to zobaczyc. Gdy byla u nas Madzia tez zdecydowala sie na latanie i potem stwierdzila, ze z calego pobytu u nas to bylo najfaniejsze. Gdy Jas lata, ja sie zwykle socjalizuje. Poznalam tam taka fajna kobiete. Na imie ma Barbara i jest zona jednego czlowieka ktory tam pracuje. Barbara powiedziala mi, ze jej maz tez ma lek wysokosci, a mimo to jest instruktorem latania! Napierana z kazdej strony postanowilam sprobowac.Postanowilam jednak, ze zamiast latac samolotem, tak jak Jas - ja polece na power-parachute czyli moto-spadochronie... czyli cos takiego jak motoparalotnia... a wogole to popatrzcie sobie na zdjecie...
Jas jeszcze nie wystartowal, wiec czekal gotowy by pstrykac moje latanie. Tzn tak uwazal Jas, ja uwazalam ze uda mu sie pstryknac poczatek, bo potem wysiade. Wystartowalam jednak. To urzadzenie to sa siedzenia z motorem i spadochronem. Nie ma wiec czego sie trzymac i czlowiek wisi nad ziemia. Pierwsze pare minut balam sie potwornie. Ken (czyli pilot) zaczal jednak opowiadac o okolicy. To co mowil bylo ciekawe i musialam otworzyc oczy by to zobaczyc. I stwierdzilam, ze sie wcale nie boje. Wrecz przeciwnie, podobalo mi sie tak bardzo, ze gdy Ken nagle powiedzial, ze musimy zawrocic by wyrobic sie w pol godziny powiedzialam, ze ja moge latac godzine i by lecial dalej. Tak sobie lecialam i lecialam. I przyszlo mi do glowy, ze sama chcialbym to prowadzic... Jak to apetyt szybko czlowiekowi rosnie ;) Gdy wiec wyladowalam, powiedzialam Jasiowi, ze mi sie strasznie podobalo. A Jas na to: "To moze chcialabys sie uczyc na tym latac". Wzielam formularz do wypelnienia, ale caly czas nie bylam pewna. Juz w drodze powiedzialam Jasiowi, ze ja to bym bardzo chciala, ale za chiny na to sama nie wsiade. Bede latac i latac, a gdy mi powiedza, ze moge sama to po prostu nie wsiade. Jasiu stwierdzil na to, ze to co sie do tego czasu nalatam to i tak moje, wiec bym leciala. I tak sie zdecydowalam... Tygdzien zajelo mi wypelnienie wszystkich papierow.Nastepnym piatek lal deszcz, potem byl za duzy wiatr, a w ostatni piatek w Al Ain bylo air show i oni tam byli wiec nie latali... tak minely 3 tygodnie.I w najblizszy piatek, 1 lutego mam pierwsza oficjalna lekcje. No to trzymajcie za mnie kciuki.

Powrot do liczydel

Jesli ktos jeszcze mlodszy ode mnie (o ile to mozliwe oczywiscie :) ) - czyta ten blog, to moze nawet nie wiedziec o czym mowie. Dawno, dawno temu, zanim wprowadzono komputery, a nawet kalkulatory byly takie fajne urzadzenia ktore nazywaly sie liczydla. Nie potrzebowaly pradu ani baterii - tylko troche umiejetnosci. Nawet bardzo duze liczby mozna bylo na tym podobno dodawac, odejmowac, dzielic i mnozyc. Ktos czytajacy moglby pomyslec, ze wiem o czym mowie. Trudnej techniki nie opanowalam, bo gdy poszlam do szkoly nalezalo uzywac glowy wlasnej, a w klasach staraszych kalkulatora.
Ktoregos dnia, chyba we wrzesniu 2007, bylam u sasiadki. Jej maz wyjechal, dzieci ogladaly TV a my sobie rozmawialysmy. Opowiadala mi o instytucie do ktorego zapisala swoich synow. Nauka sklada sie z kilku poziomow. Na pierwszych 2 dzieci dostaja liczydla i ucza sie liczyc na nim. Najpierw na jedno cyfrowych numerkach, potem dwu, a potem juz na duzych liczbach.Cwicza to, aby moc jak najszybciej wykonywac rozne dzialania. Gdy dojda do poziomu numer 3 powinni dzialac szybciej niz male kalkulatorki i wtedy zabiera im sie liczydla.Dzieci zaczynaja wyobrazac sobie, ze je widza i 'mentalnie' przesuwac koraliki. I nadal sa w stanie szybko dodawac.
Nie moglam uwierzyc ze to dziala. Farida (czyli sasiadka) zawolala wiec swojego 7 letniego syna i powiedziala: "17 + 15 + 21 - 13 + 9" (albo jakos tak dokladnie cyfr nie pamietam)... a on natychmiast podal odpowiedz. Bylam naprawde pod wrazeniem. Gdy tylko przyszlam do domu opowiedzialam o tym Jasiowi. Izunia uslyszala moje opowiadanie. Izunia bardzo lubi sie popisywac i wszystko wiedziec. Powiedziala ze ona tez tak chce i by ja tez zapisac. Niestety wtedy nie bylo miejsc. Przez pare miesiecy Iza regularnie pytala kiedy ja zapisze na ta fajna matematyke. I tak w styczniu ktoregos dnia wspomnialam sasiadce, ze Iza caly czas czeka na miejsce. Okazalo sie ze pare dni pozniej zaczyna sie nowa grupa i maja akurat jeszcze jedno miejsce.
W sobote 12 stycznia Iza poszla na pierwsze zajecia. Nauczyli ja jak sie nazywaja poszczegolne czesci liczydla. Ich liczydelka zlozone sa jakby z dwuch czesci. Na kazdym pionowym drucie na dole sa 4 zolte koraliki, a na gorze jeden zielony. Zielony oznacza 5, a zolte 1. Tak, ze kazdy drut to 9 cyferek. Uczyli sie tylko od 1 - 9. Musieli umiec szybko przeczytac jaki numerek im pokazuja.
Na drugich i trzecich zajeciach zaczeli juz dodawac / odejmowac. Iza dostaje 3 strony pracy domowej. Powinna cwiczyc co drugi dzien (robiac 1 strone). I tu nas dziecko zadziwilo. Nie tylko cwiczy, ale domaga sie by jej wiecej cwiczen przygotowac, bo ona chce sie tego nauczyc.
Jak juz bedzie dodawac tak fajnie jak syn sasiadki to nagram filmik i wszyscy zobacza :) (I kto tu sie chwali?)

Ostatni Dzien Madzi

9 stycznia Magda (czyli Ciocia Madzia) wczesnie rano leciala do Polski. 8 stycznia wzielam wiec wolne z pracy i postanowilam ze spedzimy razem dzien. Mialysmy wielkie plany, ale niestety przeliczylysmy sie z godzinami. Zaczelysmy od macicure i pedicure. Ale nie takiego zwyklego w domu, tylko w salonie. Postanowilysmy tez zaszalec i zrobic sobie parafine na stopy i dlonie. Po innych zabiegach mocza stopy/dlonie w rozpuszczonym wosku, owijaja cieplo i trzeba troche tak posiedziec. Zrobilo mi sie dobrze i cieplo i chyba przysnelam. Biedna Madzia musiala sie nudzic z takim towarzyszem jak ja, ale przynajmniej paznokcie mialysmy super.
Potem mialysmy w planie henne. W Polsce henna jest uzywana jako odzywka do wlosow. W Emiratach natomiast specjalnie przygotowana uzywana jest do ozdabiania sie. Taki zmywalny tatuaz.Izunia i ja czasem robimy sobie branzoletki. Fajne to jest i jako, ze jest tutaj popularne kobiety zajmujace sie nakladaniem potrafia to robic naprawde pieknie.Niestety paznokcie zajely nam 3 godziny i zaczelo sie robic pozno.
Pojechalysmy wiec do carrefour na zakupy. Madzia kupila sobie walizke. Duza czerwona. Taka wieksza wersje walizki Izuni. Madzia jest troche starsza ode mnie, ale zamilowania do kolorow i zajec ma bardziej podobne do Izuni. Walizke, tak jak Izunia, wybrala wiec sobie ze wzgledu na kolor ;)
Po drodze z carrefour wzielysmy Ize ze szkoly. Iza byla bardzo zadowolona, ze mogla cioci pokazac gdzie sie uczy. Bardzo tez lubi gdy sie ja odbiera ze szkoly.Spedzilismy ostatnie godziny juz zupelnie razem, a poznym wieczorem, gdy dziewczynki spaly, odwiezlismy Madzie na samolot.

wtorek, 22 stycznia 2008

W Dniu Dziadka...


Kochany Dzadziu!!

Dziadku dziadku czy to Ty?
Coś na twojej głowie lśni?
To korona! Słowo daje
Przecież znam korony z bajek
Czy to fotel?
Ależ skąd
To nie fotel tylko tron.
I w ogóle
I w szczególe
Jesteś dziadku dzisiaj królem!
Pytasz co to za zagadka?
To po prostu święto Dziadka!!!

Przesylamy Ci najlepsze zyczenia zdrowia, szczescia i spelnienia marzen.
Calujemy Cie 1000000000000000000 razy i wiecej.

Twoje Kochajace i Stesknione Wnusie

Izunia i Uleczka

poniedziałek, 21 stycznia 2008

W Dzien Babci...


KOCHANE BABCIE!!
BUNIU MALGOSIU!!! I BABCIU DOROTKO!!!
Babcia jest jak dobra wróżka,
Co otwiera bajkom drzwi,
Bo gdy kładzie nas do łóżka
Potem mamy piękne sny.
Babcia wszystko robi dla nas,
Z jej pomocy każdy rad,
Babcia strasznie jest kochana
Więc niech żyje nam sto lat!!!!

Przesylamy Wam najlepsze zyczenia zdrowia, szczescia, spelnienia marzen oraz 100000000000000000 buziaczkow.

Wasze kochane i kochajace wnuczki

Ksiezniczka Izabela Dorota oraz Ksiezniczka Urszula Malgorzata

PS. Ula mowi, ze ona nie jest Urszula tylko Ulabela :)

Buziaki i do uslyszenia wieczorem.

niedziela, 20 stycznia 2008

Chwila refleksji

Poszlam z Ula do Parku. Zwykle do Parku chodzi Asia, a ja wtedy siedze na komputerze.
Dzis przeczytalam blog - wspanialej, cieplej i kochajacej mamy... i zrozumialam jakie mam szczescie ze moje dziewczynki sa zdrowe.... ale od poaczatku
Hanusia jest mama dwoch chlopcow - 11 letnie Dawidka i 5 letniego Kajtusia.
Jest dobra mama, zajmujaca sie dziecmi. Niestety ktoregos dnia (w sierpniu 2004) zdazyl sie wypadek. Kajtus wpadl do oczka... chwile to trwalo i Kajtus dlugo nie mogl sie wybudzic. Dzieki wielkiej milosci i staran jaka otoczyla go cala rodzina w tej chwili znajduje sie w pol spiaczce. Rodzina czeka jednak cierpliwie i wierzy ze Kajtus sie wybudzi. My tez ich bedziemy od dzis wspierac mysla, modlitwa i zobaczymy jak jeszcze mozna pomoc.
Czytajac blog Hanusi zdalam sobie sprawe jak malo czasu w ciagu tygodnia poswiecam dziewczynkom. Wracam zmeczona z pracy i ciesze sie jesli wyjda gdzies z Asia. To nie znaczy ze wogole sie nimi nie zajmuje, ale napewno moglabym wiecej. Po pracy poszlismy do kosciola, a potem wzielam Ule do parku. Iza byla na religii. Gdy wrocilysmy Iza juz byla, poczytalysmy razem, a teraz dziewczynki jedza lody i potem pojde polozyc je spac.
Zapraszam na bloga o Kajtusiu: http://kajtusiowy.blog.onet.pl/

Dawidek dzis wlasnie skonczyl 11 lat. Ksiezniczki Niteczki skladaja Ci Dawidku najlepsze zyczenia zdrowia i spelnienia marzen.

Pozdrawiam wszystkich. Musze nadgonic 3 tygodnie lenistwa :) Bede wstawiac starsze daty, wiec zagladajcie tez "pod te najnowsze posty".

wtorek, 8 stycznia 2008

Zabki Izuni

Juz od zeszlego roku (czyli od osttnich dni grudnia) Izuni ruszaly sie dolne jedynki (obie). Dzieci roznie reaguja na ruszajace sie zabki. Jedne nie moga sie doczekac, inne placza (chociaz ja akurat takich nie znam)... a inne sa obojetne.
Ja nie pamietam mojej zmiany zebow. Wiem z opowiadan, ze mialam super szpare, przez ktora gwizdalam idac ulica tak glosno, ze ludzie sie ogladali. Szukali huligana i nikomu nie przyszlo ze to mala 6 letnia dziewczynka. Pamietam za to kiedy Kubie wypadly pierwsze dwa zeby. Kuba to moj starszy brat. Musze kiedys rodzine tu opisac. Kuba jest o rok ode mnie starszy. Ludzie mowia ze jestesmy podobni (z wygladu oczywiscie bo charactery to mamy baaaardzo rozne).
W kazdym razie bylismy w Bialce kolo Zakopanego. Spedzalismy tam wakacje letnio zimowe. Dokladnie jakie trudno powiedziec bo wiele miesiecy tam mieszkalismy. Kubie ruszaly sie chyba gorne zeby. Jeden ruszal sie juz bardzo, a drugi tylko troszeczke. Byl wieczor mama malo skutecznie probowala zagonic nas do lozek. I nawet mam takie wrazenie, ze nie bylo swiatla tylko swiece. Ale moge sie mylic. W pewnym momencie Kuba zlapal sie za zab i go wyrwal. Mama strasznie sie ucieszyla. A Kuba (mial wtedy 6 lat) tak sie ucieszyl ze mama sie cieszy, ze zlapal drugi zab (ten ktory sie zaczynal dopiero ruszac) i tez go wyrwal. Pamietam, ze tez chcialam sobie wyrwac zab, zeby mama sie tez cieszyla, ale mi sie nie udalo. To tyle wspomnien.
Izuni zabki ruszaly sie coraz bardziej ale uparcie nie wypadaly. Madzia juz zaczela sie martwic ze ona pojedzie i nie zobaczy Izuni szczerbulki.3 stycznia (akurat mialam wolne) nie wyrobilam sie jednak po Ize do szkoly. Poszlam wiec odebrac ja z autobusu. Autobus nadjechal Izunia wysiadla, ucieszyla sie, ze widzi mamusie i sie usmiechnela... i wtedy zobaczylam, ze moje sliczna blond ksiezniczka nie ma dwoch dolnych zabkow. Ucieszylam sie tak bardzo, ze porwalam ja na rece z krzykiem "iiiiiiiiiiiuuuuuuuuu". Az ludzie na ulicy zaczeli sie ogladac. Ula byla z nami i widziala, ze reakacje mialam na Izy usmiech. Tez sie wiec do mnie usmiechnela. No wiec tez ja oczywiscie przytulilam. Pamietajac wlasna reakcje an Kuby zeby nie chcialam by wymyslila o co naprawde chodzi, bo moze by sobie wybila jedyneczki. Mysle, ze Ula bylaby bardziej do tego zdolna niz ja - mimo ze ja bylam starsza wtedy.
Potem robilam zdjecia, do ktorych oczywiscie obie ksiezniczki sie szczerzyly. Jedna w pelni swiadoma po co, a druga nie bardzo wiedzac z czego ta matka tak sie cieszy....
Ciocia Madzia byla zachwycona, ze Iza pozbyla sie jedyneczek jeszcze przed jej wyjazdem. Wieczorem wlozylismy je do takiego ladnego pudeleczka i zostawilismy pod poduszka. I chyba przyszla dobra wrozka, bo Iza rano znalazla 20 dhs. Czyli po 10 od zabka (ok. 7 zl). Chyba dobra stawka, bo pozniej widzialam ze probuje przed lustrem rozruszac gorne jedynki :)))))))))))))))))))))))))))


A tu moja szczerbulka ze swoja zachwycona siostrzyczka
 

wtorek, 1 stycznia 2008

Nowy Rok

Nowy Rok byl bardzo spokojny. Zrobilismy sobie dobra kolacje. Przynajmniej ja mam nadzieje ze byla dobra :) Dziewczynki wzgardzily naszym wysilkiem i poszly bawic sie do sasiadow.Potem mial byc ciekawy program w tv. Pokazywali jak sie polacy bawia. Co Wy sadzicie o tych wszystkich konkursach, talk-show albo pokazywaniu na zywo jak sie inni bawia? Ja uwazam, ze to takie zapychanie programu. Ja wiem, ze sa ludzie znani i lubiani... i oni napewno swietnie sie bawia odpowiadajac na rozne pytania. Nie mogliby jednak urzadzac sobie takich zabaw w gronie prywatnym? Ja natomiat chetnie obejrzalabym dobry film - moze byc naukowy, komedia, romantyczny, historyczny, science-fiction... tylko niech sie cos dzieje.Jedynym programem ktory jest ciekawy i mozna sie czegos dowiedziec to 1 z 10. Tam przynajmniej maja ciekawe pytania. No ale to takie sobie gadanie, apropo porgramu TVP w noc sylwestrowa/
Dzieci wrocily dosc pozno tak, ze my przysypialismy na kanapie. Dziewczynki przyszly z kolezankami. Kuleczka slicznie sie ubrala, w Izy Egipska sukienke i przyszla dla nas potanczyc. Wydawalo mi sie ze nagralismy filmik i chcialam Wam pokazac, ale nie widze jak znajde to dodam :)
Doczekalismy polnocy. Zlozylismy sobie zyczenia i w koncu byl czas by isc spac. Iza i Ula jeszcze sie bawily z kolezankami. Chyba wpol do pierwszej Asra je wyrzucila mowiac ze juz pozno. Nastepnego dnia ja wstalam wczesnie rano - bo wiadomo jaki poczatek taki rok. I konsekwentnie, ok. 8 rano obudzilam tez reszte towarzystwa. (Zeby tez mieli dobry rok ;) )Poszlismy na msze Nowo Roczna i tak weszlismy w 2008 rok.
Moje Postanowienia na ten rok:
- schudnac jakies 10 kilo (ale nie powiem ile waze)
- wstawac codziennie o 5 rano (3 miesiace rocznie extra czasu)
- ZNALESC NOWA WSPANIALA PRACE (zastanawiam sie czy nie przesunac tego na punkt pierwszy)
- codziennie chodzic do gymu (ktory nota bene znajduje sie w naszym budynku)

Wszystkim skladamy spoznione, ale bardzo serdeczne zyczenia Szczesliwego Nowego Roku.