Google

sobota, 29 grudnia 2007

SriLanka - Dzien 1 (17 grudnia)

[16 grudnia]
Wstalam o 4:30 rano. Magda przylatywala do Dubaju i nie chcialam sie spoznic na lotnisko. Pierwszy raz mialam odebrac kogos zupelnie sama. Jechalam spokojnie, mialam czas, zreszta Magda powiedziala, ze nic nie szkodzi jesli sie spoznie - ona poczeka. Wlasciwie to gdzie by miala isc? :) Jakis idiota za mna, nie zauwazyl, ze nie jest sam na ulicy i jechal na dlugich swiatlach. Zjechalam na stacje benzynowam, kupilam sobie wode i pojechalam dalej. Pojechalam krotsza droga, przez Emirates Road i to byl blad. W miedzy czasie zrobila sie 5 rano, a o tej porze po Emirates jezdza wielkie tiry i ciezarowki. Z dusza na ramieniu pedzilam na lotnisko. W koncu dojechalam. Bylam za wczesnie. Usiadlam z ksiazka i czekalam na Madzie. P. Malgosia przyszla mi potowarzyszyc (zresta miala tez moje okulary sloneczne). Razem pojechalysmy do domu. Magda sie przepakowala. My bylismy juz spakowani, ale mialam pare spraw do pozalatwiania wiec jeszcze pokonczylam to co mialam. Zadzwonilam do znajomej, ktore zalatwia wizy turystyczne i poprosilam by zalatwila dla Madzi wize na nasz powrot.
Nasi sasiedzi sa Australijczykami pochodzacymi z SriLanki. Na SriLance maja rodzine. Sasiadka przyszla wiec dac mi namiary na swoje rodzenstwo. Powiedziala ze gdyby cos sie dzialo to by do nich zadzwonic. Sasiad odwiozl nas na lotnisko. Azja nie jest popularnym kierunkiem turystycznym, raczej jest to kierunek dla sily roboczej. Tak, ze nie lata sie z glownego lotniska, tylko duzo mniejszego polozonego obok. Samoloty nie sa przypinane do rekawow tylko trzeba dojezdzac autobusem.

W samolocie mielismy 5 miejsc kolo siebie. 3 z jednej strony i 2 z drugiej. Najpierw ja siedzialam z dziewczynkami, a potem gdy Iza usnela posadzilismy ja kolo cioci Madzi, a my usiedlismy z Ula. Pod koniec podrozy wszyscy w koncu spali. Gdy dotarlismy na miejsce na SriLance byla jakas 5 rano.

[17 grudnia]
Jas duzo wczesniej zamowil samochod 4WD i jeszcze przed wyjazdem potwierdzil, ze czlowiek bedzie czekal na nas na lotnisku. Bylismy wiec zaskoczeni gdy czlowiek podjechal zwykla toyota corolla. Nie umial znalesc hotelu, wiec wozil nas po Negombo przez 40 minut.W koncu jednak bylismy na miejscu.

Hotel byl bardzo ladny. Przywitano nas z jakims napojem owocowym. Dostalismy 2 pokoje kolo siebie. Spytalam kierowce co z naszym samochodem i zeby zadzwonil dowiedziec sie od swojego szefa. Pojechal niby na stacje benzynowa, a w rzeczywistosci zmyl sie i wiecej nie wrocil. Jego strata. Nie wzielibysmy tego samochodu, ale zaplacilibysmy mu, za przewiezienie nas z lotniska do hotelu.

Od recepcji bylo wejscie do olbrzymiego holu, w ktorym przeciwleglej sciany nie bylo. Po prostu zaczynala sie plaza. Wszedzie byly krzeselka tak, ze mozna bylo usiasc i sie zachwycac. Obok byl bufet i wlasnie zaczynali podawac sniadanie. Z drugiej strony bylo centrum ayurwedyczne. Pokoj byl duzy, z lodowka i sejfem. Przez duze przeszklone drzwi tarasowe, tez mozna bylo zejsc prosto na plaze. W pokoju byl tez "od komarzacz". Magda z Iza "zainstalowaly" sie w pokoju obok. Ula i ja usnelysmy. Jas zalatwil sniadanie dla Izy i tez przyszedl spac. Magda chyba nakarmila Ize, a potem obie przyszly sie polozyc.

Spalismy jakies trzy godziny. Czlowiek nie wrocil i pomyslelismy, ze juz pewnie nie wroci. Jasiu spisal numery do wypozyczalni z ksiazki telefonicznej w hotelu i poszlismy sie przejsc i poszukac miejsca, gdzie mozna by kupic SIMa do komorki. W malym sklepiku kolo poczty udalo sie dostac. Na poczcie kupilismy pocztowki i znaczki. Szlismy dalej, ale robilo sie pozno, a dziewczynki zaczely byc glodne. Zwlaszcza Ula, ktora nic nie chciala w samolocie, a przed sniadaniem juz spala. Weszlismy do zupelnie pustej, ale schludnie wygladajacej restauracji. Zamowilismy jedzonko i zaczelam dzwonic. Zaczelismy od czlowieka u ktorego juz mielismy zamowiony samochod. Obiecal ze nastepnego dnia samochod bedzie. Drugi raz, nie chcielismy mu jednak do konca zaufac i postanowilismy, ze jednak poszukamy sobie czegos na plan B. Nigdzie nie bylo samochodow terenowych, a osobowe byly potwornie drogie. W koncu znalezlismy jeden, ale musielismy dojechac po niego az do Colombo (1.5 godziny taxowka z Negombo). Kelner zauwazyl ze wydzwaniamy i powiedzial nam, ze jego szef zajmuje sie tez organizowaniem wycieczek oraz wynajmem samochodow. Zaczelo akurat padac, ale powiedzial nam, gdzie ten szef sie znajduje. Do hotelu wrocilismy tuk-tukiem.

Na szczescie szybko sie wypogodzilo. Zlapalismy nastepnego tuk-tuka. Umowilismy sie na cene, za wycieczke po Negombo. Najpierw pojechalismy przed hinduska swiatynie. Byla zamknieta i nie moglismy wejsc. Swiatynie te sa jednak pieknie zdobione z zewnatrz. Maja roznych bozkow i pokazuja caly historie moze z ich zycia. W kazdym razie sa ladne. Na zdjeciach mozna zobaczyc. (Jak juz dodam ;) ).

Dalej pojechalismy do starego fortu, w ktorym obecnie miesci sie wiezienie. Weszlismy tylko kawalek (dalej oczywiscie nie wolno - zbujow i tak nie widac). Natomiast przed fortem byla sobie zielona gorka i po tej gorce chodzily swinie. Takie sobie zwykle szare swinie. I te swinie mialy dlugie ogonki. Duzo swin w zyciu widzialam - zwlaszcza, ze moja mama pracowala kiedys jako zootechnik przy hodowli swin :) Ale takiej z dlugim ogonkiem jeszcze nie. Nastepnie nasz przewodnik zabral nas na targ rybny.

3 lata temu gdy bylismy w Egipcie i w czasie podrozy przez poludnowa czesc ze wzgledow "bezpieczenstwa" musielismy jechac w konwojach policyjnych - policja kazala nam przenocowac w takim malym brudnym hoteliku. Dopiero nastepnego dnia rano zobaczylam rozmiar syfu i brudu miejsca gdzie sie znajdowalismy... a przed domem stal policjant z karabinem i pilnowal bysmy nie uciekli... musze to kiedys opisac... W kazdym razie wtedy wydawalo mi sie ze nie ma gorszego miejsca.Na tym targu rybnym sprzedawcy nie sprzedane ryby po prostu wyrzucali na bok... wszedzie lataly kruki szukajace pozywienia. Do brudu dochodzil wiec smrod. Wygladalo to jak cmentarz ryb.Gdybym miala pasc z glodu to bym w takich warunkach ryby nie kupila :) Zrobilismy pare zdjec i pojechalismy dalej.

Zatrzymalismy sie przy ogrodzie ayurwedycznym. By to wytlumaczyc jak najprosciej Ayurweda jest nauka o uzywaniu roslin (zwlaszcza ich korzeni) do leczenia i upiekszania sie :)Na SriLance sa one urzadzone pod turystow. Zrobilismy sobie spacerek w czasie ktorego wlasciel-przewodnik opisal nam co widzimy i do czego to sluzy. Pare dni pozniej bylismy w duzo wiekszym i fajniejszym miejscu, wiec tam sie bardziej rozpisze o tym co widzielismy i jakie mialo wlasciwosci.Kupilismy krem przeciw komarom i ruszylismy w dalszsa droge.

Obok byla swiatynia buddyjska. Dziewczynki byly zmeczone i nie chcialy wchodzic, wiec ja tez nie weszlam. Jas wszedl z Magda. Z ciekawostek wiem tylko, ze Negombo zamieszkana jest przede wszystkim przez chrzescijan. Buddystow jest tak malo, ze nie wystarczalo by ich by utrzymac ta swiatynie. Dlatego utrzymuja ja chrzescijanie oraz turysci.Chcielismy jeszcze zobaczyc jakis kosciol, opisany w przwodniku Madzi, ale chyba trafilismy do jakiegos innego.
Ostatnim punktem programu byl przejazd przez miasto i wrocilismy do hotelu.

Czlowiek od samochodu przestal odpowiadac na nasze telefony, postanowilismy wiec, ze pojedziemy do Colombo po samochod. Bylo juz ciemno. Droga miala zajac 1.5 godziny. Juz w taxowce zgodnie postanowilismy, ze jednak nie chcemy jechac az do Colombo. Zawrocilismy do hotelu. Zupelnie przypadkiem, po drodze wypatrzylismy miejsce wskazane nam wczesniej przez kelnera. Wysiedlismy wiec i poszlismy sie dowiedziec.Wlasciciel, ma na imie Bobby i okazal sie bardzo milym i pomocnym czlowiekiem. Samochod terenowy to nam znalazl prawie ze nowy i to za polowe ceny. Niestety okazalo sie, ze wlasnie go ktos wynajal. Polecil nam jednak osobowy(tez duzo taniej niz gdziekolwiek indziej) i powiedzial ze znajdzie nam taki z wysokim podwoziem.
Na SriLance panuje prawo silniejszego dlatego chcielismy duzy samochod. Postanowilismy jednak ze lepszy rydz jak nic. I umowilismy sie na 9 na odebranie samochodu.Bylam juz tak zmeczona, ze po prostu usnelam. Obudzilam sie jednak gdy Jas przygotowywal sie by pojsc po samochod i poszlismy razem. Pogoda byla ladna. Mielismy fajny spacerek.Samochod byl gotowy. Czlowiek dal nam na siebie rozne namiary i obiecal ze w kazdym momencie moze pomoc lub wymienic samochod na inny. I ruszylismy do hotelu.

I tu znow ciekawostka. Tym razem o samochodach. My zawsze wypozyczamy samochod jesli gdzies jedziemy bo lubimy zwiedzac. Jezdzilismy wiec juz ruchem zarowno prawo jak i lewo stronnym.W Emiratach ruch jest tak jak w Polsce prawo stronny. W Anglii jest bardzo podobnie jak u nas. Ruch jest lewo stronny, ale czlowiek ma wrazenie ze ktos po prostu przelozyl kierownice do siedzenia obok. Natomiast wszelkie kontrolki, a zwlaszcza te do wlaczania wycieraczek i pokazywania, ze sie skreca jest tak jak u nas. Czyli w Anglii siedzimy po lewej, ale po prawej wlaczamy wycieraczki, a po lewej migamy gdy skrecamy.Na SriLance zas, moi mili, nie tylko ruch jest lewo stronny, kierownica z lewej strony, ale tez wszystkie kontrolki sa odwrotnie. Tak, ze z prawej skrecamy, a z lewej wlaczamy wycieraczki. Oczywiscie na poaczatku Jas sie troche mylil, ale szybko sie przyzwyczail. (I to tak bardzo, ze po powrocie do Emiratow wyjezdzajac z parkingu wlaczyl wycieraczki gdy chcial skrecic w lewo ;) ).

Ja natychmiast padlam wogole sie nie przejmujac tym co robia inni. Zreszta inni tez spali, tak ze tylko Jas zostal by wlaczyc aparat i komorki do ladowania. Przezucil zdjecia i sprawdzil co bedziemy robic nastepnego dnia.... Ale o tym w nastepnym poscie :)

czwartek, 27 grudnia 2007

SriLanka - jeszcze z podrozy

Jestesmy na SriLance. Jutro wracamy i wtedy opisze wszystko ze zdjeciami. Na razie pierwsze wrazenia... Izuni podobaly sie wycieczki... Uli podoba sie slowo Colombo i caly czas pyta kiedy bedziemy w Colombo. Jest tez zachwycona lataniem samolotem i opowiada, ze tam jest pyszne jedzenie, ale w drodze tutaj jedzenia nie tknela. Madzia podsumowala kraj jako egzotyczny a podobalo jej sie ze tu jest cieplo. Jasiowi podobaly sie wspaniale widoki i gory. Jest tez zachwycony zielenia. Zielen tu jest taka nasycona i zywa ze mozna by patrzec i patrzec. Dla mnie jest to kraj dzungla. Malutkie wioski pomiedzy gorami, wodospady, malownicza panorama a do tego bardzo przyjazni ludzie... Moze poza tymi co zyja z turystow i nachalnie probuja cos wcisnac... Pozdrawiamy wszystkich fanow i do poczytania.

środa, 5 grudnia 2007

AlJazirah Aviation w RasAlKhaimah czyli Jas Pilot

Dawno temu gdy Iza po raz pierwszy zaczela uczyc sie gry na pianinie, miala ze swoja szkolna przyjaciolka prywatne lekcje w domu. Nauczyciel byl mlodym muzykiem uczacym w jednej ze szkol.
(Nie wolno mu jednak bylo uczyc poza szkola i dlatego z jakiej szkoly i kim byl nie bede opisywac na blogu). W przerwie miedzy nauka lubil sobie pogadac.
I tak ktoregos dnia opowiedzial nam, ze jezdzi czasem do RasAlKhaimah na lekcje latania. Jas sie bardzo zainteresowal.
Probowalam sie z nim potem skontaktowac, ale czlowiek byl malo powazny i nie udalo sie go namowic na blizsze okreslenie miejsca. Tymczasem zblizaly sie swieta. Postanowilam przygotowac ladny kupon na latanie, a potem szukac dalej. I tak na Boze Narodzenie 2006 Jas dostal w prezencie kupon upowazniajacy go do lekcji az do osiagniecia licencji pilota. Potem polecielismy do Thailandii, pozniej mielismy gosci z Polski i tak nie pojechalismy na zadna lekcje. W koncu (chyba w Marcu) udalo mi sie miejsce znalesc i zamowic i pojechalismy do RasAlKhaimah.



Jas polecial na swoja pierwsza, wstepna lekcje. Byl zachwycony. Okazalo sie jednak, ze zanim bedzie kontynuowal nauke musi najpierw dostac tzw. security pass czyli zezwolenie na latanie.
Zanim sie doczekalismy bylo juz lato (za goraco na latanie), potem byl Ramadan, a potem bylismy w Egipcie. W koncu w ostatnim dniu listopada udalo nam sie pojechac na ponowna lekcje.
Jas bedzie musial opisac wrazenia, ale z tego co mowil bardzo mu sie podobalo. Dostal tez manual samolotu ktorym lata i po powrocie do domu dokladnie go studiowal.



Dwa dni pozniej (2 grudnia) bylo akurat swieto narodowe, wiec znow mielismy wolne. Spakowalismy sie wiec w samochod i popedzilismy do RasAlKhaimah. Jasiu odbyl swoja 2 lekcje latania. (Wlasciwie to trzecia, ale mu tej pierwszej nie policzyli). Izuni tez sie spodobalo, wiec wykupilismy jej 15 latania dla przyjemnosci. Byla zachwycona, a czlowiek zajmujacy sie obsluga naziemna wlaczyl radio na glosno bysmy slyszeli jak spiewa. Po wyladowaniu Iza od razu spytala w jakim wieku ona sie bedzie mogla uczyc latac (16 lat) i policzyla ze musi czekac 10 lat. I tak jeden pilot juz nam sie szkoli, a drugi rosnie :)



NAMAWIAJCIE JASIA NA OPISANIE WRAZEN. NAPEWNO BEDZIE TO CIEKAWSZE OD MOJEGO OPISU...

niedziela, 25 listopada 2007

Nauka "Zdrowas Mario" ...

Na lekcji religii Izunia uczy sie na razie historii ze Starego Testamentu, 10 przykazan i kilku modlitw. Umie juz po angielsku "Ojcze Nasz" i teraz ma sie nauczyc "Zdrowas Mario". czytalysmy to razem, by sie upewnic ze rozumie co kazde slowo/zdanie oznacza.
Przy "fruit of thy womb" czyli "owoc zywota twego" - tlumacze Izi ze Maryja urodzila Jezusa. Byl jej synkiem wiec byl jej owocem. Zeby latwiej zrozumiala dodalam: tak jak Ty jestes moim owocem. Tu Iza zaczela zwijac sie ze smiechu na dywanie. Do konca dnia juz nie bylo miejsca na nauke, bo Iza mowila "jestem Twoim owocem - zjedz mnie"...
 
Jasiu w podobnym wieku (a moze troche mlodszym) tez chodzil na religie. Okolo Wielkanocy ktoregos dnia wrocil przejety do domu i mowi do swojej mamy (czyli obecnie babci Doroty :) )
"Mamo ukrzyzowali Jezusa. Tylko nie mow babci, bo jej bedzie przykro".  Mozecie sie smiac, a ja uwazam ze dziecko mialo bardzo dobre serce ;)
 
...

piątek, 23 listopada 2007

Khalifa Park - Weekend

Spodobaly nam sie weekendowe wypady, tak , ze w kolejny weekend 23 listopada znow postanowilismy zrobic sobie piknik w parku. Tym razem pojechalismy do zupelnie nowego parku - Khalifa Park.
Namowilismy tez znajomych. Umowilismy sie na godzine wczesno popoludniowa i spoznilismy sie jakies 2 godziny.
Ksenia i Jurek juz czekali. Ich dziewczynki bawily sie wygladajac gdzie my jestesmy. Chwile po nas przyszli Grazynka i Krzys z cala swoja trojeczka Mateuszem, Ola i Gabrysia.
Po jakims czasie przyszli tez znajomi Grazynki i Krzysia, z sliczna malutka coreczka. I tak nagle w Abu Dhabi, tysiace kilometrow od domu, zaczelo sie bawic az 6 malych dzieci i 2 prawie ze niemowlaki.
Milo spedzilismy wieczor. Najdluzej zostalismy my oraz Ksenia z Jurkiem. Po pewnym czasie przenieslismy sie wiec blizej parku i dzieci bawily sie na zabawkach.
I tak nam minal kolejny weekend.

czwartek, 22 listopada 2007

U fryzjera....

Ciocia Madzia zalecila Izuni podcinanie wloskow, aby byly mocniejsze. Niestety w pazdzierniku nie udalo nam sie isc. Poszlysmy wiec wczoraj.
Przy okazji Ula miala swoje pierwsze podcinanie... Oba wydarzenia bedzie mozna tu wkrotce obejrzec ... (tylko musze przezucic filmik z komorki ;) )

poniedziałek, 19 listopada 2007

Urodziny Asry

W Emiratach sluzaca czy tez nianie zalatwia sie przez specjalne biuro posrednicze. Dziewczyny podzielone sa wedlug obywatelstwa, wieku, religii i umiejetnosci.
Ogolnie uwaza sie ze filipinki sa najczysciejsze. Laczy to sie z tym, ze nie lubia gdy male dzieci brudza to co wlasnie posprzataly.
Gdy Iza miala 1.5 roku i Bunia (czyli moja mama) postanowila na stale przeniesc sie do Polski musielismy zdecydowac kto bedzie zajmowal sie Iza gdy ja jestem w pracy.
Do wyboru mielismy Filipinki, Srilanki, Hinduski, Etiopki, Indonezyjki i chyba Hinduski. Tak sie zdazylo, ze bedac pare razy w parku widzialam jak Etiopki bawily sie z dziecmi.
Bawily sie jakby same byly dziecmi. Inne nianie siedza na lawce i plotkuja. Spodobalo mi sie to i postanowilismy ze sprowadzimy dziewczyne z Etiopii.
Znajomi (chrzescijanie) mieli muzlumanke, ktora za kazdym razem gdy nie chcialo jej sie pracowac mowila ze musi sie pomodlic, postanowilismy wiec ze najlepiej abysmy mieli chrzescijanke.
Pozostalo wybrac wiek i umiejetnosci. Tez z opowiadan wiedzialam ze umiejetnosci nie maja nic wspolnego z tym co dziewczyna naprawde umie, wiec pozostal wiek.
Sama mialam 22 lata gdy urodzila sie Iza i chcialam kogos nie duzo starszego ode mnie. Z drugiej strony nie chcialam miec drugiego dziecka.
Ustalilismy ze tak miedzy 24 a 30 lat bedzie ok. I zaczelismy szukac, a czym bardziej szukalismy tym bardziej nie moglismy sie zdecydowac.
W koncu jednak znalezlismy Asre. Urodzona w 1973 roku, tylko rok starsza od Jasia. Wydawala sie na tyle dojrzala by mogla wziasc odpowiedzialnosc za dziecko, a na tyle mloda by sie z nim bawic.
Zalatwilismy wize i zaczelo sie czekanie... Asra nie wygladala na 29 czy 30 lat. Raczej na 20. Nie mowila po angielsku i wygladala na bardzo zagubioa. Nie przywiozla ze soba zadnych ubran. Tylko torebke.

Zamowilismy slownik z amazon.com (Angielsko - Amharaki) by moc sie z nia porozumiec. A w pare miesiecy potem wyslalismy na kurs angielskiego. Akurat bylismy w tym czasie w Polsce.
Nie dlugo po tym jak wrocilismy Asra powiedziala, ze ma Etiopski Nowy Rok i spytala czy moze pojechac ze znajomymi. Spytalam ktory to rok... okazalo sie ze zaczynal sie 1996.
Szybko kojarzac fakty spytalam to ile ona ma lat... Miala nie cale 22 lata. Pomyslalam ze dobrze, ze nie zdecydowalismy sie na jakas 20 latke...

Od tego czasu minelo juz 4.5 roku. Asra jest jakby czescia rodziny. Wlasnie skonczyla 26 lat. Z tej okazji zamowilismy tort urodzinowy. Chcialam Asrze kupic nowa fajna komorke, ale powiedziala ze woli dostac pieniadze i kupic sobie to na co ma ochote. Dziewczynki namalowaly laurki, a potem przygotowaly cale party dla Asry. Byly tance i sztuczki magiczne.
I tak nasza Asia skonczyla 26 lat. Starzeje nam sie niania :)

Nowy pojazd

Praca, dzieci, dom... mimo iz ratunek w sprzataniu mam w postaciu nie
zastapionej Asry - to jednak czasu malo.
A tu kilogramow przybywa .... nalezy wiec polaczyc obowiazek z
przyjemnoscia.... hm... no moze obowiazek z cwiczeniami....
Codziennie rano jezdze do pracy (Jas mnie wozi samochodem - przez co spoznia sie do pracy), a pogoda coraz ladniejsza. Kupilismy
wiec wczoraj hulajnoge i dzis rano pomknelam na niej do pracy.
Zalety:
1,2 i 3 - Poranne cwiczenia poprawiajace sylwetke :)
4 - Szybko
5 - Nie trzeba szukac miejsca do parkowania!
6 - Jas nie spoznia sie do pracy
7 - Gdy nie zdaze "na Jasia" to nie musze czekac "na taxowke" :)

Co prawda dzis rano byla mgla, wiec mialam twarde ladowanie przy samym
wejsciu do banku, ale pozbieralam sie szybko i nie przejmujac sie
gapiami poszlam na 9 pietro... schodami.

A na zdjeciu moj nowy pojazd juz zaparkowany :)

PS. Iza wczoraj byla bardzo nie szczesliwa, ze to ja dostalam hulajnoge, a nie ona. Wiec umowilysmy sie, ze rano jest moja, a po poludniu Izy i Uli...

niedziela, 18 listopada 2007

Poszczamy latawiec - weekend

Pogoda zrobila sie piekna. Jest nadal cieplo... tu zawsze jest cieplo ;) ... ale nie ma juz upalow.
W sobote 17 listopada postanowilismy wiec urzadzic sobie rodzinny weekend w parku. Wzielismy zapasy owocow, wode, latawiec i pojechalismy do parku.
W pare lat po tym jak sprowadzilismy sie do Abu Dhabi zaczela sie przebudowa ulicy przy lagunie (czyli cornisha). Ulica zostala poszerzona (laguna zmniejszona) , a poza tym powstal ciagnacy sie przez cala ulice pas zieleni. Na poczatku bylo tam dosc lyso, ale teraz wszystko zaczyna wyrastac, powstaly parki i jest naprawde slicznie.
Do jednego z takich parkow pojechalismy. Jas pokazywal dziewczynkom jak poszczac latawiec. Bardzo im sie podobalo i biegaly w gore i dol szczesliwe.
Pod koniec poszly na zabawki a Jas patrzyl jak wysoko uda mu sie "poleciec" latawiec. Rozkrecil cala zylke. Wtedy przyszla Kuleczka i chciala trzymac taki dlugi latawiec. Troche sie nawet z Iza poklocily, bo oczywiscie Iza tez natychmiast chciala potrzymac.. Pogodzily sie gdy latawiec spadl na drzewa. Rozplatalismy go i popedzilismy do domu, bo Iza miala lekcje tanca.
Dziewczynkom tak sie podobalo, ze Jas postanowil ze kupi drugi latawiec i nastepnym razem beda dwa.

czwartek, 15 listopada 2007

Urodziny Izuni

Urodziny Izuni
Pare tygodni temu spytalismy Ize czy chcialaby dostac prezent na urodziny czy tez miec przyjecie.Iza spytala czy moze dostac play station. Przy ilosci osob ktore ona zaprasza PS wypada taniej niz przyjecie, wiec chetnie sie zgodzilismy.Niestety tydzien przed urodzinami Iza zmienila zdanie. Chciala, jak co roku, zaprosic gosci do Action Zone.
Przyjecie zamowilismy na 14 (sroda) o 17:30. Od razu zamowilismy od nich tort urodzinowy i zrezygnowalismy z prezentow dla gosci. Ostrzeglismy tez Izunie, ze przyjecie jest jej prezentem od rodzicow i wiecej nic nie dostanie.
Poprosilismy by przygotowala liste gosci. Stwierdzilismy ze jest za duza by zapraszac jej cala klase i dlatego zaprosimy kogo ona wybierze. Wyszlo jej 30 + rodzenstwo.. razem 38. Pomyslelismy, ze pewnie nie wszyscy sie pokaza i zgodzilismy sie na 38.
Miala tez obiecane kolczyki i przekucie uszu, jeszcze dlugo przed urodzinami poszlismy przekuc uszy. Izunia wybrala sobie sliczne rozowe kwiatuszki.
Dzien przed urodzinami Iza spytala czy od Uli tez dostala przyjecie czy tez Ula jej da prezent. Powiedzialam, ze Ula moze jej cos ladnego narysuje i Izunia poszla spac.
8 listopada w dniu urodzin obudzilismy solenizantke spiewajac jej "Happy Birthday to You" oraz "Sto lat". Iza byla zachwycona, bo jednak dostala po prezencie od kazdego z nas. Dostala sliczna biala sukienke, biale sandalki i opaske do tego. A od Asi dostala takie fajne obcisle spodnie. Asia pomyslala tez, ze Uli bedzie przykro i jako jedyna miala tez prezent dla Uli. Iza od razu przebrala sie w swoja sukienke. Wygladala jak ksiezniczka. (zdjecia na Picassie) A potem poszla do szkoly.
14 przyjechalismy 10 minut wczesniej. Sala byla slicznie przygotowana, nad drzwiami widnial napis "Izabela", a w drodku na scianie byla literka 'I' ulozona z balonikow.Stalo kilka stolikow, a do krzeselek przywiazane byly baloniki. Od razu bylo widac ze jakies krasnoludki beda mialy przyjecie.
Zaczeli sie schodzic goscie. Iza najpierw stala i witala wszystkich, ale potem chciala sie bawic, wiec zostawila mnie do witania i poszla na karuzele.
Razem przyszlo ok. 24 dzieci. Z tego jakies 10 aktywnie bawilo sie z Iza, a reszta po prostu poszla sobie na rozne zabawki.
Po 1.5 godzinie zabawy na karuzelach i samochodzikach przyszedl czas na przedstawienia. Gdy zamawialismy przyjecie Iza dostala wybor i mogla wybrac 2 atrakcje z 4 mozliwych. Wybrala Barney'iego i magika.Pierwszy byl Barney. Barney pozwolil dzieciom grac na instrumentach, potem tanczyl ze wszystkimi i spiewali piosenki. Ja tez tanczylam z Barnim :)Jeden taniec byl specjalnie dla Izuni i Barni tanczyl trzymajac ja na rekach.
A potem byl magik. Od raz wzial Ize zeby mu pomagala. Iza mogla wybrac jeszcze kogos ze swoich przyjaciol. Dzieci byly zachwycone. Do przed ostatniej sztuczki magik poprosil mame dziecka czyli mnie :) Dostalam 10 monet do policzenia, a nastepnie mialam sie z nim podzielic. Dalam mu 5. Potem Iza zrobila czary mary i mialam policzyc ile mam w reku. I o dziwo znow mialam 10!!!
Potem poprosil Jasia. Jas mial wybrac karte i wlozyc znow do talii. Jas karte wybral, pokazal widowni i wsadzil spowrotem. Potem on zrobil czary mary.... a nastepnie wyciagnal karte Jasiowi z bluzki!!!Fajne byly czary :)
A po czarach przyszedl czas na dmuchanie swieczek.Mielismy cyferke 6 ustawiona kolo Izy, oraz po 6 swieczek z kazdej strony tortu dla malych gosci - bo wiadomo ze kazdy lubi dmuchac swieczki. Dzieci ladnie zaspiewaly i zdmuchnely, ale zanim pozwolono im jesc tort, najpierw jeszcze dostaly frytki i nugety z kurczaka, pizze i burgery (do wyboru) oraz soczki.
I tak minely 3 godziny... a gdy wrocilismy do domu dziewczynki natychmiast padly :)
Nastepnego dnia, gdy Iza wrocila ze szkoly, Jas wzial ja na zewnatrz na obiadek (niestety Ula byla chora i nie mogla pojsc). A gdy Iza wrocila zaczelo sie otwieranie prezentow. Ula zaczela plakac, ze ona tez chce prezenty. A Iza wspanialomyslnie (i sama z siebie bez naszej namowy) oddala jej kazdy prezent ktory Ula otworzyla. Iza otwierala prezenty szybciej, bo Ula sie jeszcze troche nimi bawila. Nie mniej uwazam ze Iza postapila bardzo szlachetnie i bylam z niej naprawde dumna :)
I tak uczcilismy 6 lat... 6 lat zycia Izy, oraz dla nas 6 lat jako rodzice.

Szóste urodziny Izuni

Nie byłam, więc nie wiem, ale zdjęcia widziałam na Picasie
I czekam na opis uroczystości urodzinowych - Izuni z długimi różowymi włosami w ślubnej sukience oraz małej damy Kuleczki.

Izuniu, 100 lat!!!!!!!!!!! Buziaczki

sobota, 3 listopada 2007

Jazeera Resort - Weekend

W ramach integracji pracownikow co jakis czas sa z banku organizowane rozne wycieczki. Niestety ostatnio zawsze bylismy zajeci gdy one sie odbywaly wiec troche stracilismy, ale tym razem nie mielismy jeszcze innych planow, wiec postanowilismy pojechac na wycieczke. 2 Listopada w piatek wybralismy sie wiec do hotelu obok Al Jazeera resort - nie pamietam jego nazwy. Na wypadek gdyby dzieci byly zmeczone postanowilismy jednak jechac wlasnym samochodem. Autobus sie opoznil wiec dojechalismy jako pierwsi (mimo ze Jas pojechal okrezna droga by im dac troche czasu).
Wposcili nas bez problemu i dziewczynki zeszly na plac zabaw, a ja sie poszlam dowiedziec o motorowke. Wprawdzie nalezy poczekac az zbierze sie wieksza grupa, ale w drodze wyjatku postanowili nas przewiesc.
Akurat gdy plynelismy motorowka zobaczylismy, ze nadjezdza autobu.
Dziewczynki chcialy poplywac wiec weszly do wody. Ula stala na schodkach a Iza plywala po calym basenie.
Potem znow zeszlismy na pomost. Stalo tam Jetski, motorowka i tzw. banana boat (prosze popatrzec na zdjeciach - duze dmuchane za motorowka). Izuni najbardziej spodobalo sie JetSki. Nie dziwie jej sie, mi tez sie bardzo podobalo. JetSki nie nalezalo do hotelu tylko przywiozl je jeden z pracownikow hotelu. Iza jednak bardzo skutecznie go namawiala by ja co chwila zabieral na przejazdzki. Poszlismy tez na banana boat i znow na motorowke.
Potem byl obiad. Obiad nie byl najlepszy ale nie pojechalismy tam by sie nazerac :) A potem znow Iza jezdzila na JetSki. Zaprzyjaznila sie z duzo starszymi dziewczynkami i one zabraly Ize i Ule na basen i zabawki, a Jas i ja moglismy w koncu usiasc i odpoczac. Zaczelo robic sie pozno i czas byl zbierac sie do domu. Ludzie zaczeli przygotowywac sie do odjazdu autobusem, a my przebralismy sie, zapakowalismy w samochod i pojechalismy do domku.

niedziela, 28 października 2007

Wyniki 1 egzaminow

Przepisane ze strony szkolnej dla rodzicow :)
Zaznaczamy, ze Izunia pilnie sie uczyla i w pelni zasluzyla sobie na tak dobre oceny.


Date
06-10-2007
IZABELA NITECKA
Term 1
Total Average
19.7
Arabic 2
20.0
Arabic 2
20.0
20.0
Mathematics
20.0
Arithmetic
20.0
20.0
Mental Arithmetic
12.0
12.0
English
19.1
Language
20.0
20.0
Handwriting
16.0
16.0
Phonics
20.0
20.0
Reading
19.0
19.0
Spelling
20.0
20.0
French
20.0
Reading
20.0
20.0
Vocabulary
20.0
20.0
Wszystko jest na 20 mozliwych... nalezy wiec pomnozyc przez 5 i juz widac, ze ma prawie same 100% :)


sobota, 27 października 2007

Egipt 2007

12.10.2007 Piatek

Samolot mielismy wczesnie rano. Spakowani bylismy wyjatkowo od 2 dni, a nawet dwie walizki juz poprzedniego dnia wieczorem odprawilismy w city terminalu. Jeszcze na lotnisku chcialam dokupic prezent dla Zainab (16 byly jej 19 urodziny).

Iza bardzo sie ucieszyla, bo samolot byl duzy i mial gry i filmy. Ula tez byla zachwycona to byla jej pierwsza podroz z wlasnym miejscem w samolocie. Wlasciwie chcielismy miec miejsca przy oknie, ale juz nie bylo kolo siebie, wzielismy wiec 4 miejsca kolo siebie na srodku.

Podroz minela bardzo spokojnie, chociaz Ula usnela dopiero przy ladowaniu.

Nasze walizki wyjechaly jako ostatnie... no ale ktos musi byc ostatni :) Juz myslelismy ze zginely (tak jak Magdzie w czasie naszej poprzedniej wizyty). Wyszlismy, mielismy transport do hotelu, ale mial na nas czekac Mohammed. Nie moglam go znalesc, Jas powiedzial, ze on poszuka i po chwili wrocili razem.

Pojechalismy do nich. Juz w samochodzie Mohammed nam powiedzial, ze wieczorem idzie na kolacje do swojej mamy i spytal co my chcemy robic w tym czasie. Na razie nie mielismy pomyslow, wiec zaczelismy rozmowe o tym co slychac.

W domu przywitalismy sie z rodzina i gdy tylko corki Waleeda weszly do domu zaczelismy rozdawanie prezentow. Wszystkim bardzo sie podobaly. Mohammed zadzwonil po samochod dla nas, ale do odebrania byl dopiero wieczorem. No i poszli. A my poszlismy na spacer. Chodzenie po ciemnych zakamarkach, pustej dzielnicy Egiptu nie jest jednak specjalnie przyjemne. Zwlaszcza, to ze male dzieci (ok. 3-4 lat) podchodza by im dac pieniadze. Kawalek dalej widac rodzicow. Nie wygladaja na biednych po prostu w Kairze kazdy probuje od turystow cos wyciagnac. Gdy spacer nam sie znudzil wrocilismy do domu, dziewczynki usnely, a Jas poszedl cos sprawdzic na internecie. Polozylam sie kolo dziewczynek i tez przysnelam. Gdy sie obudzilam juz byli. Dziewczynki nadal spaly, a my pojechalismy z Mohamedem po samochod. Udalo nam sie wynajac prawie taki sam jak mamy w Emiratach. Mohamed zrobil nam kolacje i poszlismy spac.

13.10.2007 Sobota

W Emiratach koniec Ramadanu zostal ogloszony na piatek, w Egipcie na sobote. W zasadzie to nie wiem jak im sie udalo wypatrzyc ksiezyc juz w czwartek wieczorem (zeby w piatek byl koniec). Jas sprawdzil na stronie astronomicznej i az do soboty wieczorem nie bylo mozliwosci zobaczyc ksiezyca.

Niestety nie obchodzilismy tego jakos swiatecznie. Wlasciwie wcale nie obchodzili. Rano poszli sie pomodlic, a potem przygotowali sie do odjazdu. Jechalismy do Malej Oazy. Ukochanego miejsca Waleeda. My zabralismy Zainab i Fareede i pojechalismy chwile wczesniej. Po drodze zatrzymalismy sie w centrum handlowym na cinabonki. Zrobilismy tez zakupy - slodycze i owoce. Do Oazy dojechalismy w jakas godzine po Mohamedzie i jego rodzinie. Trzeba bylo wszystko przygotowac, odkurzyc pokoje... duzy roboty.

Poznym wieczorem byla pizza. Potem siedzialam z Zainab i rozmawialysmy. Opowiadala mi o Waleedzie. Powiedziala, ze tego dnia co sie poznalismy gdy wrocil do domu to powiedzial "Gdy tylko ja zobaczylem to wiedzialem ze to moja siostra".

14.10.2007 Niedziela

Trzeciego dnia, Mohammed byl bardzo zajety od rana. Chyba chca sprzedac Oaze (tak wspominala Zainab), spisywal wiec co tam jest, co jest w pokojach... wybieral co zabrac od razu.
Wzielismy wiec dziewczynki (nasze i Waleeda) i pojechalismy na biala pustynie. Odwiedzilismy miasteczko, czarna pustynie i dotarlismy do bialej. Dalismy Zainab i Fareedzie prowadzic. Spotkalismy wycieczke niemcow (calye 2 niemcy) ktorzy spali na pustyni a poruszali sie na wielbladach. Jas namowil przewoznikow by dali dziewczynkom sie przejechac. Ula za nic nie chciala wsiasc na wielblada. Iza usiadla z Fareeda, a Zainab miala swojego wielblada. (Byly tylko 2). Po drodze do domu cale towarzystwo usnelo. Wrocilismy zmeczeni i glodni. Razem z Zainab szybko przygotowalysmy cos do jedzenia. Mohammed powiedzial, ze skonczyl wszystko co mial do zrobienia i nastepnego dnia o 8 rano wyjezdzamy. Potem bylo ognisko, ale dziewczynki byly zmeczone wiec wszyscy poszlismy sie polozyc.
15.10.2007 Poniedzialek

Wszyscy wstalismy ok. 6 rano. Oaza bez Waleeda to nie to samo. Spakowalismy sie pozkladalismy rzeczy. Nie wszystko zmiescilo sie do Mohammeda, wiec reszte spakowali do nas i pojechalismy. Tym razem nie zatrzymywalismy sie po drodze. Dojechalismy do domu szybko. Myslelismy, ze wszyscy pojdziemy gdzies na obiad, ale Mohammed i Katja byli zmeczeni, a dziewczynkom nie pozwolili z nami wyjsc. Pomyslelismy, ze nastepnego dnia dzieci ida do szkoly, a Mohammed wyglada na zestresowanego wiec lepiej bedzie jak gdzies pojedziemy.
Pozegnalismy sie i ruszylismy w droge. Przede wszystkim potrzebny nam byl telefon. Chcielismy kupic linie Etisalatu, ale niestety nie bylo gdzie. Kupilismy wiec Vodafone i ruszylismy w strone Hugrady. Po drodze chcielismy zatrzymac sie w klasztorze Sw. Antoniego i Sw. Pawla. Bylo jednak za pozno, zatrzymalismy sie wiec na noc w Zafarana (polozonym jakies 30 km od klasztorow). Poszlismy na kolacje. Iza tez zjadla ale Ula spala. Pokoj byl wielki tak, ze dziewczynki mialy wlasne lozko (pierwszy raz od przyjazdu). W koncu sie wyspalismy. Rano poszlismy na sniadanie i obejrzec hotel. Bylo jeszcze zimno, ale przynajmniej udalo nam sie zrobic troche zdjec (w albumie prosze szukac zdjec dziewczynek lezacych na plazy i cieplo ubranych - pare zdjec wczesniej i pozniej to wlasnie hotel w Zafarana).

Pojechalismy do klasztoru Sw. Antoniego. Oprowadzal nas mnich. Byla to prywatna 'wycieczka' moglismy wiec pytac o wszystko do woli. Obejrzeslimy miejsce gdzie jedli, gdzie zamykali sie gdy napadali na nich beduini. Potem pokazal nam skad biora wode. Wode maja ze skal, ze zrodla. Codziennie dostja 100m2 ani kropli wiecej niz mniej i tak juz od setek lat. (Czyli od 3 wieku naszej ery). Ciekawie bylo. Przewodnik byl za darmo, ale mozna bylo zostawic ofiare. Dalismy wiec ofiare oraz Kupilismy sobie pamiatki i pojechalismy do klasztoru sw. Pawla.k

Juz wiedzielismy, ze mozemy poprosic o przewodnika. Powiedzieli bysmy chwile poczekali i przyszedl mnich. Przedstawil sie jako ojciec Thomas i zaczal nas oprowadzac. Sw. Pawel byl mnichem, ktory w 3 wieku naszej ery udal sie na pustynie i zaczal zycie pustelnika. Pozostal tam juz do konca zycia. Mieszkal w grocie (ktora obecnie jest kaplica w ktorej odprawiane sa msze). Tak jak Sw. Antoni , z pobliskiego zrodla codziennie dostawal wode. Bylo jej dokladnie 4m2. Poza tym ptak codziennie przynosil mu pol bochenka chleba.
Sw. Antoni przez wiele lat uwazal ze on jest pierwszym mnichem w tym rejonie - na miejscu klasztoru zalozyl zakon. Gdy sie jednak dowiedzial (we snie), ze w poblizu jest pustelnik ruszyl na wyprawe by go poznac. W dniu gdy sie spotkali ptak przyniosl caly bochenek chleba. Ta historie opowiedzieli nam juz w klasztorze Sw. Antoniego. Gdy stalismy wiec w grocie Sw. Pawla i ojciec Thomas opowiedzial nam ze Sw. Pawel i Sw. Antoni spotkali sie, szybko dokonczylam historie. Musze sie pochwalic ze zadzwiwilam tym Jasia, ktory nie uslyszal tego w poprzednim klasztorze i byl zadziwiony skad ja to wiem :)
Dziewczynki polozyly sie podlodze, a mnich wyciagnal aparat cyfrowy i spytal czy moze im zrobic zdjecie. Byl zachwycony dziewczynkami i na wszystko im pozwalam. Nawet gdy odslonil kaplice, gdzie normalnie nie wolno wchodzic i one tam oczywiscie wlazly to powiedzial ze to sa dzieci, a dzieci sa jak anioly wiec moga wchodzic wszedzie.... i dal im slodycze :) Tymi slodyczami zjednal sobie Kuleczke. Przestala przed nim uciekawe a nawet dala sie wziasc na rece.
Gdy Sw. Antoni wracal do swojego zakonu, Sw. Pawel poprosil by podarowal mu szate ktora dostal od papieza. Sw. Antoni wrocil do siebie, a gdy wrocil do Sw. Pawla ten juz nie zyl. Ubral go wiec w szate od papieza i pochowal. Na miejscu gdzie mieszkal powstal nowy zakon.
W dawnych czasach w oryginalnym zakonie Sw. Antoniego mieszkali mlodsi mnisi ktorzy pracowali tam (dostaja oni wiecej wody 100m2 wiec mogli bardziej zakon rozwinac), a w drugim mieszkali starsi mnisi, ktorzy chcieli odpoczac i pomedytowac. Obecnie mnisi odwiedzaja sie i wspolnie obchodza rozne swieta, natomiast nie ma juz wymiany mnichow.
Opowiedzial nam tez na czym polega swieto co roku obchodze przez nasza Asre. Asra nie umiala nam wytlumaczyc o co chodzi :) W ktoryms wieku (ale teraz juz nie pamietam dokladnie w ktorym) znalezli 3 krzyze. Wiedzieli, ze na jednym z nich ukrzyzowano Jezusa. Przyniesli wiec nieboszczyka (takie swierzego) i polozyli na nim pierwszy krzyz i nic sie nie stalo, polozyli wiec drugi krzyz i tez nic sie nie stalo, wtedy przylozyli do niego trzeci krzyz i on ozyl. Wiedzieli wiec ze maja krzyz na ktorym ukrzyzowano Jezusa. Na pamiatke tego dnia co roku Koptowie obchodza swieto znalezienia Krzyza.
Gdy Iza sie dowiedziala, ze ten ksiadz to samo swietuje co Asra to spytala czy maja tez ten chleb co Asra. Asra swoj chleb kupuje od Etiopskiej rodziny po kosciele, ale Iza tego nie rozumie. Ksiadz poszedl jendak i przyniosl goracy dopiero upieczony chleb. Dziewczynki rzucily sie i znadly chyba po dwa kawalki (wygladalo to jak bulki z ciemnego pieczywa).
Ksiadz pokazal nam gdzie oni dostaja ta wode (4m2) i jak maja podzielona na wode pitna, do mycia/prania oraz dla roslin. Dal nam sprobowac troche wody. Nastepnie zaprosil nas do pomieszczenia (chyba zwykle uzywanego dla mnichow) i poczestowal herbata oraz serem tez robionym przez mnichow. Dla mnie ser byl za slony, ale Jasiowi bardzo smakowal. Znow kupilismy pamiatki, a dziewczynki dostaly prezenty. Potem ponad 2 godziny super sie bawily. Ula dostala taka kolorowa pileczke i mnich bawil sie z dziewczynkami w chowanego ta pileczka. Dziewczynki wogole nie chcialy z tamtad wyjsc. W koncu musielismy sie jednak pozegnac bo byl czas ruszac do Hagrady. Nie mielismy jeszcze nawet zabookowanego hotelu.

Do Hagrady dojechalismy pozna noca. Miasto to (tak jak Sharmelsheikh) nie jest jednak podobne do reszty Egiptu. Zbudowane nowoczesnie, czyste, rozswietlone... taki maly Dubai :)
Jechalismy wzdloz glownej ulicy. Z obu stron sa tam hotele i sklepy. Stawalismy przy kazdym hotelu, ktory dobrze wygladal by spytac czy maja wolne pokoje.
Niestety, do Hagrady zwykle przyjezdzaja zorganizowane wycieczki (zwlaszcza z Niemiec, Rosji i Polski) i wszystkie hotele byly pelne. Zaczelismy dzwonic wiec do hoteli z przewodnika. Tez wszystko bylo pelne.
W jednym hotelu mieli pokoj, ale wychodzil prosto na jakies skrzynie z praniem, byl nie dzwieko szczelny, a obok odbywalo sie wesele.... Izunia nie chciala tam zostac.
Jasiu wzial telefon i zadzwonil (dla odmiany) do jednego z najlepszych hoteli z przewodnika (ja dzwonilam do tych troche tanszych). Jasiowi spodobala sie nazwa - Arabella.
Okazalo sie ze mieli miejsca. Najbardziej zaskakujaca byla jednak cena. Za all inclusive package zaplacilismy nie cale $100 za noc.
All inclusive oznacza - wszystkie posilki i napoje (rowniez alkoholowe) - przez caly dzien, basen, rowerki wodne, lody przy basenie, internet, slodycze, aerobic ... i to jest cena juz za nas wszystkich.
Chwile nam zajelo znalezienie Arabelli, ale sie udalo. Dostalismy 'welcome drink' i w koncu udalismy sie do pokoju. Dziewczynki szybko sie umyly i padly...

16.10.2007 Wtorek


Pospalismy sobie troszeczke i poszlismy na sniadanie, a potem na zwiedzanie hotelu. Poprzedniego dnia zanim padlismy kupilismy dziewczynkom kostiumy kapielowe.
Jas zabral dziewczynki na basen, a ja zostalam w pokoju by zroic im zdjecie z okna. Woda byla zimna, wiec nie bardzo chcialy wejsc do wody. Poszlam dowiedziec sie o rowerek wodny.
Musielismy chwile poczekac az zmniejszy sie wiatr i poszlismy 'poplywac'. Izunia bardzo chciala Jasiowi pomagac w pedalowaniu, wiec wiekszosc drogi razem prowadzili. Wyplnyelismy z zatoki gdzie byly rowerki na morze, i przeplynelismy do zatoki obok gdzie kapali sie turysci. Tam zrobilismy koleczko i wrocilismy. To byl jedyny dobry rowerek a juz ktos czekal na niego. Poszlismy wiec na lody przy basenie.
A po lodach na obiad :) Pamietam ze wieczorem poszlismy obejrzec Hagrade, ale co robilismy miedzy obiadem a wieczorem to nie pamietam niestety. (Gdy pisze ten post jest 31 grudnia i nadrabiam zaleglosci... ) Jak sobie przypomne to dopisze ;)


17.10.2007 Sroda

Na srode zaplanowalismy lodz podwodna. Rano znow pobyczylismy sie w hotelu, a potem pojechalismy do hotelu obok gdzie mielismy zamowiona wycieczke. Nie byla to wlasciwie lodz podwodna tylko lodz pol-podwodna. Gdy wplynelismy tam gdzie sa rafy to zeszla troszke podwode, a nas wposcili na dolny poklad. W kazdym razie my bylismy pod woda i bardzo nam sie podobalo.
Nigdy przedtem nie myslalam ze zycie pod woda jest takie kolorowe. Zdjecia sa troche przezielenione i nie zlapaly tego efektu. Goraco polecam odwiedzenie prawdziwych raf koralowych by zrozumiec o czym mowie.
Wieczorem robilismy zakupy. Kupilismy bluzeczki pamiatki z Egiptu. Iza kupila sobie sukienke i dzwoneczki na biodra do tanczenia biodrami.
Pozna noca Jas nas spakowal i poszlismy spac.

18.10.2007 Czwartek


W czwartek gdy jedlismy sniadanie zadzwonil Mohammed i spytal czy bedziemy tego dnia w Kairze. Zaprosil nas na obiad.
Do Kairu dojechalismy wczesnym popoludniem i pojechalismy zaczekowac sie do hotelu. Hotel byl bardzo stary. Pokoj wygladal troche smiesznie. Przy wejsciu byla lazienka a ptoem schodkami wchodzilo sie do reszty pokoju. Zostawilismy rzeczy i pojechalismy na zwiedzanie Kairu. Zadzwonilam do biura przez ktore mielismy hotel i umowilam sie o ktorej nas odbiora i zabiora na lotnisko.
Przejechalismy kolo Gizy i wtedy zadzwonil Mohamed i spytal kiedy przyjdziemy. Byla dopiero 2 a zapraszal nas na 3. Powiedzialam, ze bedziemy za jakas godzine. Pokrecilismy sie po uliczkach i pojechalismy do rodziny. Mohamed przygotowal kolacje z grilla. Pogadalismy chwile (ale to sprawy rodzinne i nie bede ich blogowac) a potem usiedlismy do wspolnego obiadu.
Dobre bylo miesko z grilla. Zainab musiala wyjsc, a Fareeda miala kolezanke, siedzielismy wiec tylko z Mohamedem i Katja, a dziewczynki bawily sie z ich synami.
Mohamed zaczal kichac i powiedzial ze musi sie polozyc, uznalismy wiec, ze pora isc do hotelu. Jas odwiozl nas. Sprawdzilismy samochod i Jas pojechal oddac samochod a ja poszlam z dziewczynkami do pokoju.
Troche sie wyglupialy i rysowaly, ale zanim Jas przyszedl obie juz spaly. Postanowilismy pierwszy raz zostawic je same i wymknelismy sie na szisze.
W hotelu, na ostatnim pietrze jest kawiarnia na tarasie i tam podaja szisze. Jas probowal tez cos zamowic, ale niczego nie bylo i w konu wzial tylko soczek pomaranczowy. Posiedzielismy troche, ale martwilismy sie czy dziewczynki sie jednak nie obudza wiec w koncu poszlismy do pokoju.
Jas nas spakowal i poszlismy spac.

19.10.2007 Piatek

W Piatek po sniadaniu mielismy jeszcze czas na krotki spacer. Poszlismy sie wiec przejsc i zrobic pare zdjec. Potem przyjechal czlowiek ktory nas odwozil na lotnisko i pojechalismy.
Na lotnisku jescze kupowalam ostatnie pamiatki i zostawilam Ize na chwile na placu zabaw. Gdy po nia wrocilam to juz jej nie bylo. Przestraszylam sie bardzo, ale po chwili uslyszalam przeraziliwy ryk, wiec juz wiedzialam gdzie jest. Przyprowadzil mi ja jakis straznik. Iza twierdzila ze ktos chcial ja porwac, ja mysle jednak ze po prostu znudzila jej sie zabawa i poszla nas poszukac.
Podroz do Emiratow jest dosc krotka i wieczorem bylismy juz w domu. Asi jeszcze nie bylo (ku zmartwieniu Kuleczki), przyszla jednak nie dlugo potem i dziewczynki rzucily sie na nia.
I tak zakonczyla sie nasza podroz do Egiptu.

Wakacje z blondynka. Opowieści Babci Doroty. ŻÓŁW.

Wkrótce opis kolejnego dnia Izuni w Krakowie.... a w zasadzie poranka z zółwiem;)






wtorek, 23 października 2007

Smarkula na Wagarach

Wczoraj Izunia miala byc pozniej w domu. Po Ramadanie gimnastyke przeniesli z soboty na poniedzialek po szkole czyli 3 – 4.

Sasiad, ktorego corka jest w tej samej klasie co Iza zaproponowal, ze on ja wezmie ze szkoly. Ucieszylam sie, bo o 4 wracac autobusem oznacza bycie w domu dopiero okolo 5.

Gdy weszlam o 4 do domu Iza juz byla. Spytalam czemu nie zostala na gimnastyce. Zrobila nie winna mine i powiedziala ze nie wiedziala ze ma zajecia.

Parenascie minut pozniej zadzwonil sasiad. Spytal czy Iza dotarla do domu bo nie chciala zostac na gimnastyce. Okazalo sie, ze gdy przyjechal po mlodszego syna, jego corka zostala na gimnastyce a Iza poprosila by ja wzial do domu.

Od ziemi to ledwie od roslo, nie cale 6 lat i urzadzila sobie pierwsze wagary!!!

poniedziałek, 22 października 2007

Imieniny Kuleczki

Wczoraj byly imieniny Kuleczki. Sama jej taka fajna date, dzien po tatusiu wybralam. Niestety zupelnie mi to z glowy wylecialo. Rano wyslalam dzieci do szkoly, a potem siedzialam sobie w pracy i zajmowalam sie roznymi waznymi systemami, a tu nagle SMS.
Zerknelam na komorke "SMS od Tata Nitecki". Zyczenia imieninowe dla Kuleczki. Zapomnialam :( !!
Zadzwonilam do Jasia. Tez wlasnie dostal SMS. Tacie podziekowalismy (przede wszystkim za przypomnienie :) ) i ustalilismy ze imieniny bedziemy obchodzic nastepnego dnia. (W dniu imienin Kuleczki Iza miala Puja po religii, a Jas zaraz po pracy wybory - wrocil o 2 nad ranem).
Dzis rano obudzilismy Kuleczke spiewajac "Happy Name Day to You" oraz "Sto Lat". Ula przekrecila sie na brzuszek i krzykenla "Stop! Quiet!". Po chwili jednak wstala. Razem z Iza rozpakowaly prezent i juz zadna nie chciala isc do szkoly.
W prezencie dostala sliczna nowa bluzeczke (ale oczywiscie nie ten prezent zatrzymal ja w domu), oraz zestaw porcelanowych filizanek dla lalek. Izunia tez kiedys takie miala od cioci Madzi, ale niestety z biegiem lat sie wytlukly.
Gdy wrocilam z pracy w duzym pokoju byl namiot a w namiocie Ula, Iza i lalki mialy przyjecie :)
Slodkie te dziewczynki.
Potem przyszla Sanobar z dziecmi. Ula ucieszyla sie ze jest Laila (ktora wlasnie zaczyna chodzic). Ula stwierdzila ze Laila jest dzidziusiem. Spytalam ja "A Ula?", a Ula na to "Ula jest duza dziewczynka" - po angielsku oczywiscie :)
Mysle ze solenizantka miala mily dzien.

Puja

Przedwczoraj w sobote, Izunia miala lekcje tanca. Po tancach nauczycielka powiedziala ze nastepnego dnia w instytucie jest Puja (czyt. Pudża). Nie umiala mi wytlumaczyc co to jest ta Puja wiec nie cierpliwie czekalam co sie bedzie dzialo.

Puja zaczynala sie o 4:30 i trwala do 10. Iza w niedziele ma religie wiec od razu zapowiedzialam ze my przyjdziemy okolo 8. Po przyjsciu do domu sprawdzilam co to jest Puja.

***TLUMACZENIE Z ANGIELSKIEGO***
Doslownie Puja oznacza adoracje. Jest to slowo oznaczajace wszelka forme i stadia rytualow wchodzacych w czczenie (uwielbienie) w kulturze hinduskiej. Prawdopodobnie slowo pochodzi od 'Pu-czej' czyli 'kwiatow-akcja' i referuje do zwyczaju skladania kwiatow bostwu. Obecnie sa rozne formy Puja, jedynym warunkiem wspolnym jest stworzenie swietego miejsca do odprawiania Puja
*** KONIEC TLUMACZENIA

Po religii jeszcze na chwile pojechalysmy do ambasady zawiesc bazbuse i potem poszlysmy na Puja.
Cale miejsce bylo slicznie udekorowane gerlandami i palily sie swieczki.
Nauczycielka powiedziala ze kazdy musi zatanczyc tylko 3 min, a jedna z uczennic powiedziala ze nalezy dac prezent nauczycielce. Niestety nie wiedzialam wiec nic dla niej nie mialam.
Na filmie widac Izuni wystep.

W sali obok spotkalysmy sasiada z 1 pietra. Mlody chlopak okolo dwudziestu paru lat. Przywital sie milo (tez cwiczy Bharatanatyam, ale w inne dni. Spytal Ize o szkole, a ona powiedziala ze przeciez juz mu mowila.
Okazalo sie ze smarkula gdy wracajac ze szkoly wpada na sasiada to opowiada mu dokladnie co u niej slychac.

Zrobilo sie pozno i poszlysmy do domu by Izunia mogla isc spac. Fajnie bylo na Puja.

Wybory do Sejmu i Senatu - 21 Pazdziernik 2007

Zostalem wezwany do tablicy - a raczej do klawiatury zeby napisac o wyborach i niestety nie udalo mi sie wykrecic. No ale za to udalo mi sie wykrecic ze spotkan organizacyjnych - o tym dalej.
W Emiratach nie ma wielu Polakow okolo 1000, ale oczywiscie wybory odbywaja sie mimo wszystko. Jakis miesiac temu ambasada wyslala zawiadomienie o glososwaniu i o rejestracji wyborcow (glosujacy za granica musza sie zarejestrowac odpowiednio wczesnie przed wyborami lub musza miec zaswiadczenie z miejsca zameldowania o wykresleniu tam z listy wyborcow). Wkrotce odwiedzalem ambasade aby naprawic komputer i dowiedzialem sie ze jestem w komisji (trafilem tam wprawdzie z lapanki, ale poniewaz z okazji wyborow mozna spotkac wielu znajomych to zgodzilem sie). Z gory zapowiedzialem, ze nie ma mnie w ostatnim tygodniu przed wyborami (jechalismy do Egiptu) wiec wszystkie zebrania organizacyjne powinny sie odbyc wczesniej. Wtedy tez ustalilem ze przyjde rano na jakies dwie godziny i po poludniu po pracy.
Naszczescie w natloku wydarzen o tym zapomniano i mnie oraz Beate spotkania minely (sa one wprawdzie bardzo mile, przy herbacie i ciasteczkach ale to zawsze strata czasu). Dopiero gdy bylismy w Egipcie zadzwonil do mnie radca z ambasady i powiedzial ze jest spotkanie - ale jako ze odleglosc byla spora to nie moglem w nim uczestniczyc :-).
W niedziele rano stawilem sie w ambasadzie o 5:50 no i zaczely sie wybory. Okazalo sie ze znowu jestem przewodniczacym (w poprzednich wyborach tez mialem taki zaszczyt) wiec musialem sprawdzic karty do glosowania, odplombowac urne, ktora zaplombowano na poprzednim spotkaniu ktore mnie minelo, itd.
Wyjatkowo pierwszy wyborca nie stawil sie punktualnie o szostej (we wszystkich poprzednich wyborach w ktorych bylem w komisji - pan Wieruszewski zawsze czekal na otwarcie komisji - a on przyjezdrzal z Dubaju).
W kazdym razie wybory ruszyly pelna para i juz przed siodma zglosilo sie pare osob (w wiekszosci te z Dubaju ktore chcialy uniknac popoludniowych korkow i zdarzyc do pracy). No i lista zaczela sie powoli wypelniac (mielismy na niej 302 osoby). Wszystko szlo jak z platka mimo drobnych problemow - miedzy innymi zjawil sie pan ktory nie byl na liscie - okazalo sie ze wyslal zgloszenie pod zly adres emailowy. Mimo ze bylo oczywiste ze nie moglby zaglosowac ponownie (no moze w Kuwejcie albo Riadzie, bo to nablizsze komisje wyborcze) niebylo mozliwosci dopuszczenia go do glosowania. Odjechal zawiedziony.
Wkrotce potem przyszla Beata i Julita wiec ja ucieklem do pracy. Po pracy wpadlem do domu cos zjesc i razem z Zuzia pojechalem do ambasady, no i razem zaglosowalismy. Do tej pory glos oddalo juz prawie 150 osob z naszej listy a na dodatek pojawilo sie okolo 20 osob z zaswiadczeniami z Polski. Potem zaczal sie ruch - wciagu dnia tez glosowalo sporo osob ale przychodzili glosowali i wychodzili, a teraz mnostwo osob siadalo i rozmawialo z okazyjnie spotkanymi znajomymi wiec lokal wyborczy byl caly czas pelny. Co chwile dzwonili do nas ludzie i pytali o ambasade, bo niektorzy przyjechali do nas z daleka.
Jeden pan zrobil 700km zeby zaglosowac i mial przed soba kolejne 700 zeby wrocic. W skali niewielkich emiratow to naprawde daleko - mysle ze dostal by sie do ksiegi Guinessa w kategori najdalej podrozujacy wyborca. Po siodmej przyjechala Zuzia z Iza i przywiozla dla komisji bazbuse zebysmy mieli sie czym posilic, dodatkowo mielismy ciasteczka, owoce i napoje.
Ostatni glosujacy stawili sie przed sama osma zamykajac liste z 289 osobami na 302 zgloszone oraz 29 na liscie dodatkowej. Potem zamknelismy ambasade, otwatlismy urne i zaczelo sie liczenie. Z sejmem poszlo nam szybko, zeby glos byl wazny mozna bylo go oddac tylko na jedna partie wiec rozlozylismy glosy partiami na kupki i przeliczylismy). Naszczescie kupek bylo niewiele (zreszta list bylo tylko 8) wiec razem z ponownym przeliczeniem nie zajelo nam to wiecej niz godzine. Wiecej klopotow bylo z senatem, gdzie mozna bylo oddac od 1 do 4 glosow, no ale i tu po kilkukrotnym przeliczeniu uzyskalismy zgodnosc. Jako ze bylo juz po 10 to przygotowalismy meldunek do wyslania i popedzilismy do komputera zobaczyc prognozy z polski (no ale okazalo sie ze cisza wyborcza jest przedluzona do 20:20). Po dlugiej walce z modemem i systemem MSZ-tu w koncu udalo nam sie wyslac raport i juz mielismy wieszac wyniki przed ambasada gdy zobaczylismy na internecie ze cisza wyborcza zostala przedluzona do 0:50 czasu emirackiego. My wciaz czekalismy na potwierdzenie z MSZ ze dostali nasz meldunek i siedzielismy przy herbacie i bazbusie. Po jakims czasie zszedl do nas ambasador i razem czekalismy na wyniki i potwierdzenie z ministerstwa. W koncu ogloszono sondazowe wyniki a polska wciaz nie odpowiadala. Ustalilismy wiec ze idziemy do domu a ambasada sprawdzi rano ze wszystko jest w porzadku.
W poniedzialek w pracy sledzilem wyniki wyborow a po pracy odsypialem gdy zadzwonil pan Tomek (radca) i powiedzial ze trzeba podpisac jeszcze jedna strone protokolu bo byl blad przy przepisywaniu na komputer (polska w koncu odpowiedziala). Jako ze prawie wszyscy czlonkowie komisji pracuja w ambasadzie to blad natychmiast poprawiono ale trzeba tez podpisac drugi protokol, ktory wydrukowalismy z komputera wiec mial ten sam blad.
Dzisiaj znow zadzwonil pan Tomek i juz zastanawialem sie gdzie jeszcze jakis blad mogli znalezc - a tu okazalo sie ze ambasador zaprasza nas zeby podziekowac. Po pracy pojechalem do ambasady gdzie reszta komisji czekala juz z ambasadorem i radca. No i pogadalismy sobie przy ciasteczkach. Ambasador dziekowal nam za udana prace (wielu ambasadorow zostalo wezwanych na dywanik za opoznienia - ale u nas wszystko mimo bledu bylo na czas).
Na koniec wyniki - oddano 289 glosow na 331 zgloszonych do glosowania. Wszystkie 289 glosy byly wazne (i do sejmu i do senatu). W wyborach do senatu wygrala Barbara Borys-Damiecka z 261 glosami przed Krzysztofem Piesiewiczem z 200 glosami, Markiem Rockim ze 164 i Zbigniewem Romaszewskim z 57. Kolejnymi byli Robert Smoktunowicz z 54 oraz Anna Grzeziak i Andrzej Krajewski oboje z 46, pozostali dostali jeszcze mniej glosow. Do sejmu PO dostala 207 z 197 oddanymi na Donalda Tuska a PiS 46 z 42 na Jaroslawa Kaczynskiego. LiD zdobyl 26 glosow (23 na Borowskiego), LPR 4 a PSL 3, partia kobiet dostala 2 a polska partia pracy 1. No i to by bylo na tyle wyborow w Emiratach i mojego blogowania.

sobota, 20 października 2007

Imieniny Jasia

Obudzilam sie dzis okolo 6, a dokladnie obudzilo mnie moje starsze malenstwo zpychajace mnie z poduszki.

Plecy mam jeszcze obolale od upadku i taka gwaltowna zmiana polozenia miala taki skutek, ze juz nie moglam zasnac.

Przyszlam do pokoju sprawdzic email i zaczelam sie zastanawiac co zrobic Jasiowi na imieniny. Z powodu podrozy do Egiptu nie mialam kiedy kupic prezentu. Nawet czekoladek nie bylo w domu. Poczekalam do po siodmej. Asra przyzwyczaila sie do dlugiego spania i nadal spala, wiec poszlam ja obudzic i poprosilam by poszla do sklepu i kupila pare rzeczy.

W miedzy czasie Izaczek wstal, wiec powiedzialam jej ze dzis sa tatusia imieniny i moze zrobimy laurke. Iza bardzo sie ucieszyla i wziela do pracy. Kazala sobie napisac tekst po polsku (podyktowala go).
Obudzilysmy tez Kuleczke. Maly spioch, zwykle stawiajacy wszystkich na nogi o 6 rano wcale nie chcial wstac, ale gdy w koncu wstala byla bardzo radosna jak zawsze.
Przygotowalysmy wszystko i poszlysmy budzic Jasia. Wygladal na mile zaskoczonego.
Okolo 2 mialam kontrole u lekarza i pojechalam.

Gdy wrocilam stolik w duzym pokoju byl slicznie zascielony (moja chusta do wlosow), ustawione byly talerzyki i jedzenie (plastykowe oczywiscie) oraz tort ze swieczkami. Dziewczynki kazaly mi natychmiast usiasc i powiedzialy, ze to jest przyjecie dla tatusia.

Najpierw odspiewalysmy Sto Lat w 4 jezykach. Potem kazdy dostal tort. Nastepnie dostalismy pyszny obiadek. (Dobrze ze to bylo wirtualne, bo Jasiu nie jada jedzenia po slodkim). A nastepnie byl wystep. Dziewczynki planowaly zatanczyc, ale Ula troche nawalila wiec Iza pieknie zatanczyla, a potem byl wystep magiczny. Jasiowi bardzo sie podobalo.



Wakacje z blondynką. Opowieści Babci Doroty. DESZCZ.

Madzia, chyba nie zdąży do następnego lata opisać wakacji z blondynką, więc ja jako dysponująca trochę większą ilością czasu może coś - od czasu do czasu - napiszę.

A zatem: Wakacje z blondynką. Opowieści babci Doroty. Deszcz.



W Polsce jest fajnie, gdy pada deszcz, ale dobrze mieć parasol, bo inaczej można przemoknąć i się rozchorować.
Najfajniej deszcz pada w parku w Prokocimiu – mam nadzieję, że Izunia to pamięta. Pod wielkimi drzewami jest sucho, nawet przy ulewnym deszczu, a gdy się pobiegnie dalej, to już na głowę pada deszczyk. No, ale można z powrotem uciec pod drzewo to lub następne, pod którym też jest wielka sucha przestrzeń i oglądać tam robaczki, które chodzą po ziemi. Fajnie jest tak biegać od drzewa do drzewa - gorzej, gdy deszcz pada i pada, i trzeba wreszcie wracać do domu, a nie ma się parasola. Ale letni ciepły deszczyk jest miły szczególnie, gdy do domu niedaleko - tylko w domu trzeba szybko się przebrać i wysuszyć włosy.
Izuni tak spodobał się park w Prokocimiu, że za każdym razem, gdy przejeżdżałyśmy koło niego tramwajem - a przejeżdża się zawsze - chciała koniecznie wysiąść, żeby tam pójść i trudno było ją przekonać, że gdzie indziej też jest ładnie. Dopiero „park gdzie są łódki” zrobił konkurencję parkowi w Prokocimiu.

Sto lat !!!! Niech żyje żyje nam!!!! A kto??? Jasiu!!!



Dawno się nie odzywałam, ale naprawdę nie miałam czasu. Ale ponieważ bardzo zajęta będę co najmniej do końca listopada, postanowiłam, że jednak coś w końcu napiszę. Szczególnie, że okazja bardzo ważna - IMIENINY JASIA. Wszystkiego najlepszego - spełnienia marzeń, dużo radości i miłości. No cóż, ja nie potrafię zbyt pięknie składać życzeń, dlatego wpadłam na pomysł, by wykorzystać pewne posiadane przeze mnie nagrania (a jak wiadomo nagrania są obecnie w modzie;). W moim imieniu życzenia złożą dwie przeurocze, a przy tym utalentowane istotki widoczne na powyższym zdjęciu w towarzystwie szanownego Solenizanta;)


A zatem voila;)


Na razie mam drobne problemy z umieszczeniem nagrań:( ale pracuję nad tym...

czwartek, 11 października 2007

Historia pewnego jablka.. i pewnej jabloni...

W tych naszych bezpiecznych Emiratach zdazaja sie tez napady bandyckie. Moze ludzi nie okradaja ale rozni "zboczency" sie tu kreca.
W zeszlym tygodniu Asia poszla odebrac Ize z lekcji tanca. Gdy weszla do windy przyczepil sie do niej jakis zboczeniec, proponujac pieniadze za uslugi. Gdy odmowila dostala piescia po glowie i dran zaciagnal ja na schody. Nie bede szczegolow opisywac. W kazdym razie Asra sie obronila przed najgorszym, ale skonczylo sie na mocnym pobiciu. Odebrala Ize i do domu wrocila z placzem.
Zabralam ja natychmiast na policje, by poszli tego lotra szukac, a oni mi zebym najpierw pojechala do szpitala na obdukcje. Pojechalismy do wskazanego szpitala, trzymali nas tam ponad godzine, a potem dowiedzialysmy sie ze to jest szpital dla Emiratczykow i mamy pojsc do szpitala obok. Tam spedzilysmy nastepne pare godzin. W koncu Asre obejrzeli, stwierdzili ze jest niezle poturbowana, ale poza tym nic jej nie jest i dostalysmy report dla policji.Zglosilam sie na policje, i dowiedzialam sie ze kogo ja chce szukac po 4 godzinach, takie sprawy zglasza sie od razu.Pomyslalam sobie o nich brzydko i poszlismy do domu.
Sprawe jednak przemyslalam i stwierdzilam ze nie bede pomagac w poprawianiu statystyk. Nastepnego dnia wpakowalam Asre do samochodu i znow pojechalam na policje. Znow nas nikt nie chcial sluchac. Powiedzieli ze po dwoch godzinach bedzie ktos kto przyjmie zeznanie. Wrocilysmy wiec do domu, ale juz wtedy bylam zla. Dokladnie w 2 godziny pozniej znow bylysmy na policji. Spedzilysmy tam 3 godziny.Przepytywaly ja 3 osoby chcialy wiedziec dokladnie co sie stalo. Ja tam uwazam ze pownni pytac jak wygladal. Co za roznica czy kopnal ja raz czy dwa razy.
W koncu okolo 11 w nocy pojechalismy obejrzec "miejsce zbrodni" i moglysmy wrocic do domu.Bylam pewna ze nigdy go nie zlapia i na tym koniec. A jednak pare dni pozniej zadzwonil do Asry czlowiek z policji kryminalnej by raz jeszcze mu wszystko pokazala. A pare dni potem by znow przyjechala na policje. Asra zadzwonila po mnie, zwolnilam sie wiec z pracy i pojechalysmy.Pokazal sie jakis mlody Emiratczyk i znow zaczal ja wypytywac o to co i jak. Powiedzialam mu grzecznie, ze Asrze powiedzieli ze go zlapali i przyjechala na rozpoznanie, odpowiedzi na swoje pytania moze znalesc w reporcie. On jednak nadal ja wypytywal.
Na koniec powiedzial ze nie wierzy w cala historie. Spytalam go wiec i co on mysli, ze co sie stalo. On powiedzial, ze mysli, ze sie spoznila do domu wiec wymyslila sobie cala historie.
I wtedy sie wscieklam. I mu troche nawrzucalam. Spytalam czy on mysli ze ona sama sie pobila, bo sie bala co ja zrobie ze sie spoznila 20 min. Ze oko miala sine przez tydzien. Proszki przeciw bolowe brala przez 3 dni, a skore na reku do dzis sie nie zagoila. Powiedzialam mu tez ze ona nie jest wiezniem w moim domu i moze wychodzic kiedy chce i nie ma potrzeby klamac, dlaczego sie spoznila.
W Emiratach jest taki okropny zwyczaj, ze wiekszosc dziewczyn ktore przyjezdzaja do pracy tak jak Asra, sa przetrzymywane w domu i przez caly okres kontraktu nie wolno im nigdzie wychodzic. Rezultat jest taki, ze po dwoch latach - gdy konczy sie pierwszy kontrakt, chca natychmiast wracac do domu.
Dalej mu powiedzialam, ze wogole to ja wyszlam z pracy zeby tu przyjechac, a do domu zaraz ma wrocic male dziecko i ja nie mam potrzeby wysluchiwac czy on mi wierzy czy tez nie. I ze wiecej do nich nie przyjde wiec by do mnie nie dzwonili. W tej policji kryminalnej pracuje tez czlowiek z Erytreii ktory mowi w Asry jezyku. I nie zaleznie ode mnie ona tez mu powiedziala by wiecej do niej nie dzwonili. No i poszlysmy do domu. W samochodzie sie troche opanowalam i stwierdzilam ze moze nie koniecznie musialam nawrzucac policji, ale sobie zasluzyli.
O 1:30 nad ranem zadzwonila komorka Jasia. Dzwonil czlowiek z policji kryminalnej ze zatrzymali jakiegos czlowieka, ale jesli nie przyjada na rozpoznanie to beda go musieli wypuscic. Ja nie moglam jechac, bo chwile wczesniej posliznelam sie w lazience i jeszcze lezalam i cierpialam. Obudzilam jednak Asie i Jas z nia pojechal...
Gdy sie obudzilam byla 3:30 nad ranem i Jas byl w domu. Zawolalam go i spytalam co sie stalo. Okazalo sie ze zlapali wlasciwego czlowieka. Asra go rozpoznala bez problemu (nawet byl tak samo ubrany). A kapitan policji kryminalnej kazal "Pozdrowic i przeprosic zone". Jas spytal Asre czemu ten kapitan chcial mnie przeprosic i ona oczywiscie przekablowala natychmiast ze ja na niego wczesniej nakrzyczalam. Jas spytal jak moglam krzyczec na kapitana policji. Powiedzialam, ze on jest zle wychowany i mi sie nie przedstawil. A poza tym skoro przeprosil to znaczy ze czul sie winny. I tak sie skonczyla historia.

A to Jasiowi przypomnialo, ze krzyczenie na policje to ja mam we krwi. Wiele wiele lat temu gdy moi rodzice dopiero przyjechali do Polski. (Dla nie wtejemniczonych: Poznali sie w Austrii. Tam wzieli slub. I tam urodzil sie Kuba. Do Polski wrocili gdy ja roslam juz w brzuchu). No wiec te wiele lat temu, tata nie mowil jeszcze po Polsku, ale sie uczyl. I wlasnie przerabial osoby z rodziny. Umial pieknie nazwac wiekszosc osob.
I tak jechali ktoregos dnia samochodem i zdaje sie ze cos nie tak pojechali w kazdym razie podbiegl do nich facet otworzyl drzwi kierowcy (czyli taty) i krzyknal cos dla taty nie zrozumialego po Polsku. Tata zrozumial tylko slowo "Ty" a z tonu glosu wywnioskowal ze nastepne slowo "Kurwa" nie bylo ladne.Popatrzyl wiec na goscia i powiedzial:"Ty kurwa, twoja mama kurwa, twoja tata kurwa, twoja siostra kurwa, twoja brat kurwa, twoja babcia kurwa, twoja dziadek kurwa, twoja ciocia kurwa, twoja wujek kurwa..... " i dalej uzyl wszystkich innych slow 'rodzinnych' jakis sie nauczyl poprzedzonych slowem "Twoja" bo nie umial go jeszcze odmienic, a zakonczone zlowem 'kurwa', ktorego nie trzeba odmieniac :)
Czlowieka zamurowalo, a nastepnie wyciagnal legitymacje ze jest policjantem i poprosil o taty dokumenty. Tata wzial jego legitymacje dokladnie z niej wszystko spisal, a nastepnie podal swoje dokumenty. (Tu oczywiscie rozmowe tlumaczyla juz moja mama). Nastepnie tata zaparkowal i rodzice poszli do domu. (Bo mieszkali obok). Czlowiek poszedl za nimi, bo chcial ten papierek na ktorym tata spisal informacje z jego legitymacji.
Gdy doszli tata zostawil drzwi otwarte i powiedzial, ze jesli wejdzie do domu to oskarzy go o wlamanie. Po dluzszym czasie mama poprosila by go tak nie meczyl. Tata wposcil go wiec do domu, i wyrzucil ta kartke do popielniczki. Czlowiek kartke zlapal i uciekl.

Gdy Jas dowiedzial sie ze ochrzanilam kapitana policji kryminalnej to przypomnial sobie ta historie i zaproponowal bym obie tu opisala... niedaleko pada jablko od jabloni :)

A teraz pozdrawiamy i odezwiemy sie za tydzien bo jutro jedziemy do Egiptu. Chyba ze uda mi sie tam dorwac do internetu i wtedy bede na bierzaco mogla opisywac nasze przygody :)

piątek, 5 października 2007

UWAGA!

Apelujemy do wszystkich fanow, by jeszcze raz obejrzeli stare posty.Do postow zostaly dolaczone zdjecia.Wszystkie te zdjecia mozna obejrzec w naszym albumie internetowym :)

czwartek, 4 października 2007

Wielblady spotkane na wycieczce :)



Zdjecia z naszego albumu ;)

niedziela, 30 września 2007

Wycieczka - ciag dalszy

Fani zasypuja nas prosbami o kontynuacje sprawozdania z wyprawy. Pora wiec ruszyc palce i cos napisac. Jak widac zyjemy ;) - dzielny Jas wyprowadzil nas na wlasciwe drogi i dowiozl do domu.

Wrocmy jednak do zeszlego Piatku rano. Zgodnie stwierdzilismy rano, ze pora na jakas zmiane. Fajnie by zrobic w ten weekend cos zupelnie innego. W ciagu nastepnych 30 minut zjedlismy sniadanie, spakowalismy dzieci i siebie zlapalismy przewodniki i ruszylismy w strone lotniska. (Droga w gory prowadzi kolo lotniska, nie jestesmy az tak szaleni by auto-stopowac samoloty)

Dalej skierowalismy sie w kierunku Suweihan. Przejechalismy przez miasteczko. Nabralismy benzyne. Stacja byla bardzo smieszna, bo z obu stron mozna bylo nabrac benzyne, ale nie mozna bylo przejechac z jednej strony na druga. Stwierdzilismy, ze pewnie zabezpieczaja sie by ludzie jadacy autostrada nie skracali sobie wjazdu do miasteczka przez stacje. I ruszylismy dalej.
Kawalek dalej zjechalismy na pustynie. U nas drogi na pustyni to sa lepsze niz autostrady w wielu krajach. Z prawej pustynia, z lewej pustynia, a my pedzimy pieknym asfaltem. Miejscami jest to nawet dwu pasmowka. Postanowilismy zjechac w prawdziwa pustynie.

Najpierw wjechalismy na taka fajna piaszczysta droge. Izunia chciala wysiasc z samochodu. Wysiadly wiec obie (Iza i Ula)i pobiegly w dol. Jak na upal przebiegly naprawde kawal drogi. Iza nawet wiecej. Potem chciala podejsc do jedynego drzewa ktore tam bylo, ale piasek byl za goracy i gdy sypal sie do butow to nie dawalo sie przejsc.

Nie bylo gdzie dalej jechac, wiec zawrocilismy i pojechalismy w druga strone. Tam wlasnie zauwazylam ze moja komorka ma zasieg i postanowilam oblogowac wycieczke. Wiecie wiec co sie zdarzylo na tamtym odcinku. Potem wrocilismy na asfalt i popedzilismy w kierunku Faja.
Po drodze wpadlismy na stada wielbladow. Ja uwielbiam robic zdjecia wielbladom, wiec mialam super zabawe. U nas na pustyni sa takie hudranty wodne (nie wiem po co wlasciwie) i przy wielu mozna znalesc wielblady... No bo wielblad nawet na pustyni znajdzie wode :)

Dalej jechalismy na Hatte. Tez podobno byla piekna droga, ale niestety wszystkie dziewczyny usnely i tylko Jas jechal podziwiajac krajobrazy. Droga do Hatty przechodzi przez Oman. Zanim jednak wrocilismy do Emiratow - zjechalismy z autostrady i wjechalismy w nastepne gory. Tam wszystko pokryte bylo zwirem. Czasem wiekszym, czasem mniejszym. Czasem kamienie byly naprawde spore i slyszelismy jak rysuja nam podwozie. Zatrzymalismy sie przy drzwie wyrastajacym ze skaly i zrobilismy pare zdjec, a potem dalam dziewczynkom jablka do jedzenia.

Kamieniami nie byly zachwycone wrocilismy wiec na normalna droge i dojechalismy do przejscia granicznego. To przejscie znajduje sie juz wlasciwie w Omanie. Przekonalismy milego czlowieka na granicy ze my tylko na pare minut wjezdzamy, by zaraz wyjechac w Al Ain i tak znalezlismy sie poza granicami. W rzeczywistosci nie jechalismy prosto do Al Ain lecz znow zjechalismy z drogi i podziwialismy po drodze gory i oazy.
Trafilismy na wode przecinajaca ulice. Na srodku wody lezal kamien. Stwierdzilismy ze to fajne miejsce na zdjecia i znow sobie popstrykalismy. A potem posadzilam dziewczynki na kamieniu i nakarmilam.

Troche dalej, zatrzymalismy sie w jednej Oazie by zrobic zdjeca. Zwykle jest to chyba wadi z woda i miejsce piknikowe, teraz wody nie bylo i tylko staly stare zabawki dla dzieci.
Jasiu z Izunia nawet zeszli nizej do takiego wawozu i Iza twierdzi ze widziala malpke, a po dluzszym zastanowieniu widziala tylko ogon malpki.

Zaczynalo sie robic ciemno byl wiec to ostatni przystanek wycieczki. Do Emiratow wrocilismy przez Al Ain, a dokladnie przez Hili. Stare, glowne przejscie juz nie istnieje, i teraz przechodzi sie przez Hili.

W Al Ain pojechalismy do centrum handlowego. Tam zjedlismy, a dziewczynki pobawily sie na zabawkach i ruszylismy w droge do domu. Usiadlam miedzy Ula i Iza by pomoc im zasnac i obudzilam sie w Abu Dhabi.

piątek, 21 września 2007

Z wycieczki na zywo!!

Wybralismy sie na wycieczke. Wlasnie przejezdzamy w poblizu Nakheel.
Zjechalismy z glownej drogi i piaszczysta droga zwiedzamy pustynie.
Podskakujemy na gorkach. Zaliczylismy maly poslizg na piachu, ale
dzielny Jasiu szybko odzyskal panowanie nad kierownica. Dziewczynki
oczywiscie nie wiedzialy, ze to nie bylo celowe i byly zachwycone
roller-coasterem od tatusia. Gdy pisalam ta notke to wrocilismy na
glowna droge. Jedziemy do Hatta w gory.

środa, 19 września 2007

Taki sobie dzien

Nic sie wlasciwie nie dzieje. Egzaminy trwaja. Izunia powiedziala ze ida jej bardzo dobrze. Najwiecej uczy sie z nia Jas. Ma do niej lepsze podejscie chyba :) Moze ja jestem zbyt surowa.

Zrobilismy podsumowanie zajec:
W sobote Izunia ma rysunki i taniec..
W niedziele w szkole balet, a po szkole religie.
W poniedzialek w szkole gimnastyke. (Zwykle cwiczenia maja wszyscy, ale Izunia zostala wybrana do extra gimnastyki. Wybierane sa najlepsze dzieci, ktore potem biora udzial w zawodach szkolnych i miedszy szkolnych.)
We wtorek w szkole plywanie i balet, a po szkole taniec.
W srode w szkole gimnastyke.
Czwartek/Piatek mamy na razie wolne.

Wczoraj Iza oznajmila mi ze chcialaby brac lekcje arabskiego. Mam taka znajoma, ktora ma na imie Sanobar.Sanobar poznalam gdy Iza byla w KG1. Jej syn, Sherif, chodzil z Iza do klasy. Sanobar czesto do mnie dzwonila zebysmy sie umowily.Do KG2 Sherif poszedl juz do innej szkoly, ale my sie nadal przyjaznimy. Sanobar jest z Uzbekistanu, a ojciec Szerifa jest Egipcjaninem. Sherif niedawno zaczal lekcje arabskiego, bo jego ojciec jest bardzo zajety i nie ma czasu na rozmowy z dziecmi.Iza bardzo by sie chciala uczyc z Sherifem - wiec zadzwonilam wczoraj do Sanobar i ja spytalam. Probnie w przyszlym tygodniu beda mieli wspolna lekcje :)

Kuleczka uczy sie kolorow. Pytanie "Jaki to kolor" rozumie, ale odpowiada tym co jej akurat przyjdzie do glowy. Nie zwracajac uwagi na to jaki kolor rzeczywiscie jest pokazywany.

Iza wrocila 2 dni temu ze szkoly z placzem. Powiedziala ze w autobusie (szkolnym) jacys starsi chlopcy pokazuja jej "srodkowy palec" - a skad ona wie, ze to nie ladnie?? oraz mowia, ze ona nie jest Izabela tylko Babubela. Uwazam ze imie Babule jest bardzo slodkie i niestety sie rozesmialam. Iza sie poplakala. Matka - Potwor!! Potem poszslam do tych od autobusu i poprosilam by uwazali co sie dzieje w autobusie. Nastepnego dnia Izunie przesadzili do przodu. Powiedziala, ze nadal wolali Babubela, ale juz nic innego nie mowili.
Powiedzialam, ze skoro Babubela to nie ona, to po co zwraca na nich uwage. Niech udaje ze chodzi o kogos zupelnie innego to im sie znudzi. I znow udzielilam rady. A w takiej madrej ksiazce o dzieciach "Jak mowic by dzieci sluchaly, jak sluchac by dzieci mowily" bylo napisane by nie udzielac rad.

poniedziałek, 17 września 2007

Nalogowiec

To bedzie bardzo krotki post. Wlasnie skonfigurowalam sobie gmail na
komorce. Teraz moge blogowac zawsze i wszedzie. Tylko klawiatura by
sie przydala. He he he

piątek, 14 września 2007

Pierwsze egzaminy

Nasza duza dzielna dziewczynka w niedziele ma pierwsze egzaminy. Pod koniec poprzedniego tygodnia przyslali nam do domu liste egzaminow i daty.
W niedziele ma matematyke: Cyferki do 10, zbiory, wiekszy, mniejszy, rozpoznawanie ksztaltow, dodawanie, odejmowanie. Dla 5.5 letniego dziecka to naprawde trudne. W niedziele zaczyna tez lekcje religii, ale o tym napiszemy w niedziele :) W niedziele ma tez egzamin ze slowek z francuskiego. Na szczescie zatrzymala sie u nas na pare dni Marta, corka naszej znajomej. Marta swietnie mowi po francusku i przerobila z Iza wszystkie slowka.
W poniedzialek Iza ma 'mental arithmetic' czyli liczenie. Bedzie musiala dodawac i odemowac (do 10).
Tego dnia ma tez egzamin z pisma. (Na szczescie tylko 3 literki Aa, Bb i Cc). I znow z francuskiego, tym razem czytanie. Marta powiedziala, ze Iza bardzo ladnie czyta po francusku.
We wtorek ma znow 2 testy. Jeden jest z jezyka. Musi znac kolory i liste przeciwnosci. (maly-duzy, niski-wysoki, itd). A potem ze zrozumienia tekstu. Czyli odpowiedziec na pytanie na podstawie tekstu, lub obrazka (pewnie na tym poziomie to obrazka).
W srode ma tylko 1 egzamin. Znow cos z angielskiego - swoja droga to na ile sposobow mozna sie angielskiego uczyc?
W czwartek ma dyktando.
Ktoregos dnia, ale to nie wiadomo kiedy, bo w klasie jest 30 dzieci, wiec kazdego kto inny ma tez czytanie po angielsku. W tydzien potem beda wyniki. :)
Izunia jest bardzo madra i nie mamy watpliwosci ze sobie swietnie poradzi, ale mozecie ja dopingowac trzymajac za nia kciuki.

Kolacja w Shangri-La



Tym razem zamiast ksiezniczek opiszemy dzieje doroslej monarchii :)

Otworzyli przy wjezdzie do Abu Dhabi, w zupelnie nowej miejscowosci, o romantycznej nazwie "pomiedzy mostami" nowy hotel. Jest to filia znanego na swiecie Shangri-La.


Nie nalezymy do osob, ktore leca kazde nowe cudo obejrzec, by potem moc opowiadac "my juz bylismy". Szczerze mowiac nawet nie wiedzielismy co to za hotel otwarli. Az tu pare dni temu dostalam w pracy email, ze specjalnie dla pracownikow hotelu jest oferta. W jednej restauracji dla pracownikow banku, bufet jest za polowe ceny. Oferta wazna dokladnie w jeden wieczor dnia 10 wrzesnia. Zadzwonilam wiec do Jasia spytac czy da sie zaprosic na romantyczna kolacje.





Restauracja nazywa sie Sofra Bld Przyszlismy o 7. Usiedlismy by napic sie soczku pomaranczowego. Potem poszlam obejrzec lazienke. Ja mam fisia na punkcie lazienek. Mam to po mamie. Wszedzie zawsze chodzimy ogladac lazienki :)


Ta byla fajna, chociaz bylam troche zawiedzona reczniczkami. 5* hotele maja jedno razowe reczniczki do wycierania rak. Na tych reczniczkach zwykle maja wyszyte swoje logo. Te byly calkiem biale.


Zanim wrocilam przyszla jedna mila Pani i spytala czy chcielibysmy obejrzec hotel. Poszlismy obejrzec makiete calego hotelu, ktory nota bene wcale nie jest skonczony. Obejrzelismy pokoje, ktore tez jakies nadzwyczajne nie byly, ale byly ladnie urzadzone i wrocilismy do restauracji. (To ogladanie to bylo dla wszystkich z NBAD a nie indywidualnie dla naszej dwojeczki :) ).


Niektorzy usiedli w wiekszych grupach, ale my usiedlismy przy stoliku tylko dla nas dwojga. I zaproponowalam bysmy poszli cos zjesc. Co prawda nikt inny jeszcze nie jadl, ale w koncu to restauracja i nie musimy na nikogo czekac, nie? :)


Najpierw poszlismy do stolu, ktory mial pelno malutkich pysznosci do sprobowania. Niektore byly na lyzkach, inne w "naparstkach". Nabralismy to sobie i poszlismy jesc. Bylo pycha. Potem poszlismy do takiego stolu, gdzie mozna wybrac co sie chce i oni to przygotuja i doniosa. Stwierdzilismy, ze jesli chcemy wszedzie cos sprobowac to musimy brac malutkie porcje. Jasiu odwaznie wzial jakies skorupiaki. Powiedzieli, ze je usmaza. Przeszlismy od razu do bufetu obok, gdzie byly rozne ryby. Wzielam sobie pysznego lososia, a reszta to nie wiem co to bylo. A kawalek dalej poledwice po angielsku. W tym bufecie Jasiu tez znalazl jakies muszelki chyba malze. :) Do tego z arabskiego stolu dobrze znane arabskie dodatki typu hommos i tabbula :)


Niestety po skonczeniu tego bylismy tak pelni, ze juz nie moglismy dalej probowac. Odczekalismy jednak chwile i postanowilismy ruszyc po deser. I wtedy zauwazylismy ze ominelismy stol Marokanski. Mieli tam rozne rodzaje mies, warzyw oraz kuskus. Wzielismy doslownie po lyzczce na sprobowanie.


Znow musielismy odczekac przed deserem. Bylo warto. Desery byly tak pyszne, ze jeszcze takich pysznosci nie jadlam. A najbardziej podobaly mi sie fontanny z czekolady. Byly trzy biala, brazowa i czarna. Kazda miala trzy poziomy. Mozna bylo sobie wziasc cos dobrego na patyku i zamoczyc w fontannie. Ja wzielam truskawke. Upamietnilismy to na zdjeciu :)



I tak najedzeni po uszy, po milo spedzonym wieczorze pogadalismy sobie i ruszylismy w droge do domu.

poniedziałek, 10 września 2007

Bharatanatyam

Zaniedbalam sie przez pare dni, a nasi fani (mimo iz jest Was na razie niewielu) pewnie niecierpliwie czekaja co slychac u ksiezniczek. 
Niestety obie znow dzis trafia do Dr. Kiran. Iza obudzila sie ze strasznym kaszlem - takim suchym, duszacym, wprost z pluc. Ula natomiast od paru dni ma jakas wysypke na plecach. Probowalam to czyms smarowac, ale wydaje mi sie ze wyglada gorzej. Wybieramy sie wiec do lekarza (dzis na 4:30).
Izunia przyniosla pierwszy rozklad egzaminow ze szkoly, zaczynaja sie w przyszlym tygodniu. Ma matematyke, artmetyke, semantykę (czyli znaczenie slowek typu kolory, przeciwieństwa etc), fonetykę (czyli rozpoznawanie brzmienia literek), słownictwo (czyli slowka, ktore pochodza z jej czytanek i musi je zapamietac). Na razie skopiowalismy ksiazki, zeby mogla cwiczyc w domu. Na poczatku absolutnie nie chciala, ale jakos sie przekonala i teraz juz cwiczy. 
Zrezygnowala z gry na pianinie. Nadal chce chodzic na rysunki. Uczy sie rysowac olowkiem i kredka. Zajecia ma w soboty o 9:30 rano.
Chodzi tez na taniec. I wlasnie ten taniec jest glownym watkiem dzisiejszego posta.  Taniec nazywa sie Bharatanatyam. Jest to hinduski taniec ludowy wywodzacy sie z Tamil Nadu, regionu w poludniowych Indiach. Taniec ten jest wspolczesnym odtworzeniem Cathir - sztuki tancow w swiatyniach. Cathir pochodzil ze starozytnych form tanca.   
Nazwa tanca wywodzi się ze słów BHA-RA-TA-NATYAM
BHA oznacza mimike - chociaz tutaj chodzi raczej o nieme wyrazanie sie calym cialem a nie tylko twarza
RA oznacza melodie
TA oznacza rytm Natya jest to opis sztuki swietego tanca dramatycznego wprowadzonego na scene na poczatku 20 wieku
Bharatanatyam zostal prawdopodobnie stworzony przez Bharata Muni, hinduskiego Medrca, ktory napisal "Natya Shastra", najwazniejszy traktat starozytny o klasycznych tancach ludowych. Taktat ten nazywany jest tez 5 Veda - w odniesieniu do podstaw religii i filozofii hinduskiej, od ktorej poczela sie muzyka poludniowych Indii.   W czasach starozytnych taniec ten miał miejsce w swiatyniach. Wiele rzezb w hinduskich swiatyniach wyraza pozy pochodzace z tanca Bharata Natyam. Wlasciwie rzezby te czesto przedstawiaja wlasnie tancerzy. Najprościej mówiąc, hinduskie bostwo jest cenionym gosciem krolewskim, ktoremu trzeba zaoferowac "16 przejawów gościnnosci" - miedzy innymi muzyke i tance by zadowolic jego zmysly. W wielu swiatyniach oraz palacach krolewskich pracowali muzycy i tancerze. 
Ocalale opisy zlotego wieku literatury i poezji tamilskiej znanej jako "Tokappiyam" oraz pozniejszy okres nazywany "Silappadikaram" donosza o wielu tradycjach tanca ktore powstaly w tamtych czasach. Zwlaszcza pozniejsze prace sa bardzo wazne, gdyz jedna z glownych bohaterek, kurtyzana Madhavi, jest utalentowana tancerka. Silappadikaram jest kopalnia wiedzy o kulturze i zwyczajach starozytnych Tamilow, gdzie sztuka, muzyka i taniec byly bardzo rozwiniete i graly duza role.
Wracajac do opisywanego tanca. Bharata Natyam jako forma taneczna i spleciona z nia muzyka maja swoje korzenie w Bhakti. Bharata Natyam jest ucielesnieniem muzyki w formie wizualnej, ceremonii oraz aktu oddania. Taniec i muzyka sa nierozlaczne. Bharata Natyam sklada sie z trzech czesci: Nritta (rytmiczny taniec), Natya (muzyka albo taniec z elementami dramatycznymi) oraz Nritya (polaczenie Nritta i Natya). Obecnie Bharatanatyam nie sa tanczone czy prezentowane w swiatyniach, a na zewnatrz, nawet poza murami, na roznych festiwalach. W dzisiejszych czasach klasyczna forma Bharatanatyam zostala rozslawiona przez filmy oraz pokazy na calym swiecie. I to jest streszczone tlumaczenie Bharatanatyam, ktore znalazlam an angielskiej wikipedii.
Dalej opowiem wlasnymi slowami. Ja tak pieknie opowiadam ze na pewno bedzie to ciekawsze :)   
Izunia chodzila do instytutu na piano. Po pewnym czasie dowiedziala sie, ze ucza tam tez rysunkow i tez chciala sie na to zapisac. Do instytutu chodza przede wszystkim dzieci hinduskie, wiec Izunia budzila duze zainteresowanie pracujacych tam. Ktos jej zaproponowal by uczyla sie tanca hinduskiego. Tak, ze po wakacjach zapisalismy Ize na taniec. 
Bharatanatyam to trudny taniec. Poszlam wiec z nia na lekcje by posluchac co nalezy zrobic. Cwiczylam to w domu z Iza, ale Izuni taki taniec sie znudzil. Ona chciala taniec ktory wyglada jak taniec. Na nastepnych zajeciach, pokazalam nauczycielce jak to robimy i spytalam czy to jest wlasciwe, a ona mi na to zebym moze ja sie zapisala na ten taniec.... no i mozna powiedziec ze tak zaczelo sie moje Bharatanatyam.
Poprosilam by Iza uczyla sie jakiegos folklorystycznego tanca. Trzeba przyznac ze nauczycielka jest madra. Polaczyla Izuni dwa tance. Uczy sie troche Bharatanatyam, a troche folkloru polaczonego ze spiewaniem. Tego dnia Iza odkryla, ze po niej zajecia ma grupa dzieci, chciala wiec koniecznie dolaczyc do tej grupy. Dziewczynki sa w jej wieku i tez dopiero zaczynają tańczyć - i od tego czasu Iza uwielbia te zajecia.
Taniec ten ma przedstawiac jakas opowiesc (legende), ale bez slow. Dlatego sklada sie na niego duzo elementow:
* Specjalny uklad dloni
- 31 pozycji jednej dloni
- 24 pozycje dwoch dloni
*
Mimika twarzy:
- 9 min - czyli. smutny, wesoly, zdziwiony, zly, zamyslony, odpoczywajacy, dumny, przestraszony i skrzywiony np. jak cos brzydko pachnie (jak to jednym slowem napisac?). *IZA BY NAPISAŁA - WACHNIE (wtret - ciocia Agnieszka)
- Ruch oczu (8 elementow)
- Ruchy szyi - niestety tych ruchów nie bardzo umiem jeszcze wykonac
- Ruchy glowy
Kazdy ruch ma swoja nazwe. Nauczenie sie tego wszystkiego razem z nazwami to teoria tanca.  Jesli znajde wystarczajaco duzo chetnych, to otworze drugi blog, specjalnie dla Bharatanatyam i bede Wam te teorie, a potem ruchy (moze nawet z wideo) pokazywac, tak ze mozemy sie uczyc razem. Zainteresowanych prosze o wpisanie sie pod tym postem.
Praktyka to takze cwiczenia odchudzajace :) A wyglada mniej wiecej tak: Caly taniec odbywa sie na ugietych nogach. Zwykle stopy sa zloczone pietami i po ugieciu kolana na zewnatrz. Podstawowe kroki cwicza nogi, by tancerz byl na tyle silny, aby w tej pozycji odtanczyc calosc.
1. No wiec mowimy "tej-ja" i tupiemy prawa noga. Potem "tej-ji" i lewa noga. Powtarzamy 4x. Potem szybciej 4x. I jeszcze szybciej 4x. Podobno profesjonalisci wykonuja 4 szybkosci, ale ja juz z 3 mam problemy.
2. Nastepnie jest ruch "Ta-tej" i tupiemy 2x kazda noga. j.w.
3. "Ta-ta-tej" to 3x
4. "Tej-ta-ta-tej" to 4x
5. "Tej-tej-ta-ta-tej" to 5x
6. "Ta-ta-tej-ta-ta-tej" to 6x
7. "Ta-ta-tej-tej-ta-ta-tej" to 7x
Od tego za kazdym razem zaczyna sie lekcja. Jest to rozgrzewka, trwajaca jakies 20 minut. Zanim dotre do konca to pot ze mnie plynie.  
Nastepnie ucze sie krokow. Kazdy ruch sklada sie z kroku, czyli odpowiedniego ukladu nog. Tupniecia, przestawienia etc. Do tego odpowiedni uklad rak, ktory zmienia sie z kazdym krokiem. No i trzeba pamietac gdzie patrzec, np. na rece, na widownie w bok i jaka przy tym miec mine (z 9 wymienionych wyzej).
Nasza nauczycielka jest bardzo zadowolona z Izy i chce by w maju wziela udzial w wystepach. Nawet mnie zaproponowala zebym ja tez wystepowala, ale jej powiedzialam ze ja to jestem za stara na takie wystepy. Na kazdych zajeciach usilnie mnie namawia, wiec moze sie skusze. Zwlaszcza ze bardzo bym chciala, ale czy matce dwojga dzieci wypada skakac na jakis wystepach?  
Co myslicie?
PS. Cioci Agnieszce dziekujemy za poprawienie tekstu.