Google

sobota, 27 października 2007

Egipt 2007

12.10.2007 Piatek

Samolot mielismy wczesnie rano. Spakowani bylismy wyjatkowo od 2 dni, a nawet dwie walizki juz poprzedniego dnia wieczorem odprawilismy w city terminalu. Jeszcze na lotnisku chcialam dokupic prezent dla Zainab (16 byly jej 19 urodziny).

Iza bardzo sie ucieszyla, bo samolot byl duzy i mial gry i filmy. Ula tez byla zachwycona to byla jej pierwsza podroz z wlasnym miejscem w samolocie. Wlasciwie chcielismy miec miejsca przy oknie, ale juz nie bylo kolo siebie, wzielismy wiec 4 miejsca kolo siebie na srodku.

Podroz minela bardzo spokojnie, chociaz Ula usnela dopiero przy ladowaniu.

Nasze walizki wyjechaly jako ostatnie... no ale ktos musi byc ostatni :) Juz myslelismy ze zginely (tak jak Magdzie w czasie naszej poprzedniej wizyty). Wyszlismy, mielismy transport do hotelu, ale mial na nas czekac Mohammed. Nie moglam go znalesc, Jas powiedzial, ze on poszuka i po chwili wrocili razem.

Pojechalismy do nich. Juz w samochodzie Mohammed nam powiedzial, ze wieczorem idzie na kolacje do swojej mamy i spytal co my chcemy robic w tym czasie. Na razie nie mielismy pomyslow, wiec zaczelismy rozmowe o tym co slychac.

W domu przywitalismy sie z rodzina i gdy tylko corki Waleeda weszly do domu zaczelismy rozdawanie prezentow. Wszystkim bardzo sie podobaly. Mohammed zadzwonil po samochod dla nas, ale do odebrania byl dopiero wieczorem. No i poszli. A my poszlismy na spacer. Chodzenie po ciemnych zakamarkach, pustej dzielnicy Egiptu nie jest jednak specjalnie przyjemne. Zwlaszcza, to ze male dzieci (ok. 3-4 lat) podchodza by im dac pieniadze. Kawalek dalej widac rodzicow. Nie wygladaja na biednych po prostu w Kairze kazdy probuje od turystow cos wyciagnac. Gdy spacer nam sie znudzil wrocilismy do domu, dziewczynki usnely, a Jas poszedl cos sprawdzic na internecie. Polozylam sie kolo dziewczynek i tez przysnelam. Gdy sie obudzilam juz byli. Dziewczynki nadal spaly, a my pojechalismy z Mohamedem po samochod. Udalo nam sie wynajac prawie taki sam jak mamy w Emiratach. Mohamed zrobil nam kolacje i poszlismy spac.

13.10.2007 Sobota

W Emiratach koniec Ramadanu zostal ogloszony na piatek, w Egipcie na sobote. W zasadzie to nie wiem jak im sie udalo wypatrzyc ksiezyc juz w czwartek wieczorem (zeby w piatek byl koniec). Jas sprawdzil na stronie astronomicznej i az do soboty wieczorem nie bylo mozliwosci zobaczyc ksiezyca.

Niestety nie obchodzilismy tego jakos swiatecznie. Wlasciwie wcale nie obchodzili. Rano poszli sie pomodlic, a potem przygotowali sie do odjazdu. Jechalismy do Malej Oazy. Ukochanego miejsca Waleeda. My zabralismy Zainab i Fareede i pojechalismy chwile wczesniej. Po drodze zatrzymalismy sie w centrum handlowym na cinabonki. Zrobilismy tez zakupy - slodycze i owoce. Do Oazy dojechalismy w jakas godzine po Mohamedzie i jego rodzinie. Trzeba bylo wszystko przygotowac, odkurzyc pokoje... duzy roboty.

Poznym wieczorem byla pizza. Potem siedzialam z Zainab i rozmawialysmy. Opowiadala mi o Waleedzie. Powiedziala, ze tego dnia co sie poznalismy gdy wrocil do domu to powiedzial "Gdy tylko ja zobaczylem to wiedzialem ze to moja siostra".

14.10.2007 Niedziela

Trzeciego dnia, Mohammed byl bardzo zajety od rana. Chyba chca sprzedac Oaze (tak wspominala Zainab), spisywal wiec co tam jest, co jest w pokojach... wybieral co zabrac od razu.
Wzielismy wiec dziewczynki (nasze i Waleeda) i pojechalismy na biala pustynie. Odwiedzilismy miasteczko, czarna pustynie i dotarlismy do bialej. Dalismy Zainab i Fareedzie prowadzic. Spotkalismy wycieczke niemcow (calye 2 niemcy) ktorzy spali na pustyni a poruszali sie na wielbladach. Jas namowil przewoznikow by dali dziewczynkom sie przejechac. Ula za nic nie chciala wsiasc na wielblada. Iza usiadla z Fareeda, a Zainab miala swojego wielblada. (Byly tylko 2). Po drodze do domu cale towarzystwo usnelo. Wrocilismy zmeczeni i glodni. Razem z Zainab szybko przygotowalysmy cos do jedzenia. Mohammed powiedzial, ze skonczyl wszystko co mial do zrobienia i nastepnego dnia o 8 rano wyjezdzamy. Potem bylo ognisko, ale dziewczynki byly zmeczone wiec wszyscy poszlismy sie polozyc.
15.10.2007 Poniedzialek

Wszyscy wstalismy ok. 6 rano. Oaza bez Waleeda to nie to samo. Spakowalismy sie pozkladalismy rzeczy. Nie wszystko zmiescilo sie do Mohammeda, wiec reszte spakowali do nas i pojechalismy. Tym razem nie zatrzymywalismy sie po drodze. Dojechalismy do domu szybko. Myslelismy, ze wszyscy pojdziemy gdzies na obiad, ale Mohammed i Katja byli zmeczeni, a dziewczynkom nie pozwolili z nami wyjsc. Pomyslelismy, ze nastepnego dnia dzieci ida do szkoly, a Mohammed wyglada na zestresowanego wiec lepiej bedzie jak gdzies pojedziemy.
Pozegnalismy sie i ruszylismy w droge. Przede wszystkim potrzebny nam byl telefon. Chcielismy kupic linie Etisalatu, ale niestety nie bylo gdzie. Kupilismy wiec Vodafone i ruszylismy w strone Hugrady. Po drodze chcielismy zatrzymac sie w klasztorze Sw. Antoniego i Sw. Pawla. Bylo jednak za pozno, zatrzymalismy sie wiec na noc w Zafarana (polozonym jakies 30 km od klasztorow). Poszlismy na kolacje. Iza tez zjadla ale Ula spala. Pokoj byl wielki tak, ze dziewczynki mialy wlasne lozko (pierwszy raz od przyjazdu). W koncu sie wyspalismy. Rano poszlismy na sniadanie i obejrzec hotel. Bylo jeszcze zimno, ale przynajmniej udalo nam sie zrobic troche zdjec (w albumie prosze szukac zdjec dziewczynek lezacych na plazy i cieplo ubranych - pare zdjec wczesniej i pozniej to wlasnie hotel w Zafarana).

Pojechalismy do klasztoru Sw. Antoniego. Oprowadzal nas mnich. Byla to prywatna 'wycieczka' moglismy wiec pytac o wszystko do woli. Obejrzeslimy miejsce gdzie jedli, gdzie zamykali sie gdy napadali na nich beduini. Potem pokazal nam skad biora wode. Wode maja ze skal, ze zrodla. Codziennie dostja 100m2 ani kropli wiecej niz mniej i tak juz od setek lat. (Czyli od 3 wieku naszej ery). Ciekawie bylo. Przewodnik byl za darmo, ale mozna bylo zostawic ofiare. Dalismy wiec ofiare oraz Kupilismy sobie pamiatki i pojechalismy do klasztoru sw. Pawla.k

Juz wiedzielismy, ze mozemy poprosic o przewodnika. Powiedzieli bysmy chwile poczekali i przyszedl mnich. Przedstawil sie jako ojciec Thomas i zaczal nas oprowadzac. Sw. Pawel byl mnichem, ktory w 3 wieku naszej ery udal sie na pustynie i zaczal zycie pustelnika. Pozostal tam juz do konca zycia. Mieszkal w grocie (ktora obecnie jest kaplica w ktorej odprawiane sa msze). Tak jak Sw. Antoni , z pobliskiego zrodla codziennie dostawal wode. Bylo jej dokladnie 4m2. Poza tym ptak codziennie przynosil mu pol bochenka chleba.
Sw. Antoni przez wiele lat uwazal ze on jest pierwszym mnichem w tym rejonie - na miejscu klasztoru zalozyl zakon. Gdy sie jednak dowiedzial (we snie), ze w poblizu jest pustelnik ruszyl na wyprawe by go poznac. W dniu gdy sie spotkali ptak przyniosl caly bochenek chleba. Ta historie opowiedzieli nam juz w klasztorze Sw. Antoniego. Gdy stalismy wiec w grocie Sw. Pawla i ojciec Thomas opowiedzial nam ze Sw. Pawel i Sw. Antoni spotkali sie, szybko dokonczylam historie. Musze sie pochwalic ze zadzwiwilam tym Jasia, ktory nie uslyszal tego w poprzednim klasztorze i byl zadziwiony skad ja to wiem :)
Dziewczynki polozyly sie podlodze, a mnich wyciagnal aparat cyfrowy i spytal czy moze im zrobic zdjecie. Byl zachwycony dziewczynkami i na wszystko im pozwalam. Nawet gdy odslonil kaplice, gdzie normalnie nie wolno wchodzic i one tam oczywiscie wlazly to powiedzial ze to sa dzieci, a dzieci sa jak anioly wiec moga wchodzic wszedzie.... i dal im slodycze :) Tymi slodyczami zjednal sobie Kuleczke. Przestala przed nim uciekawe a nawet dala sie wziasc na rece.
Gdy Sw. Antoni wracal do swojego zakonu, Sw. Pawel poprosil by podarowal mu szate ktora dostal od papieza. Sw. Antoni wrocil do siebie, a gdy wrocil do Sw. Pawla ten juz nie zyl. Ubral go wiec w szate od papieza i pochowal. Na miejscu gdzie mieszkal powstal nowy zakon.
W dawnych czasach w oryginalnym zakonie Sw. Antoniego mieszkali mlodsi mnisi ktorzy pracowali tam (dostaja oni wiecej wody 100m2 wiec mogli bardziej zakon rozwinac), a w drugim mieszkali starsi mnisi, ktorzy chcieli odpoczac i pomedytowac. Obecnie mnisi odwiedzaja sie i wspolnie obchodza rozne swieta, natomiast nie ma juz wymiany mnichow.
Opowiedzial nam tez na czym polega swieto co roku obchodze przez nasza Asre. Asra nie umiala nam wytlumaczyc o co chodzi :) W ktoryms wieku (ale teraz juz nie pamietam dokladnie w ktorym) znalezli 3 krzyze. Wiedzieli, ze na jednym z nich ukrzyzowano Jezusa. Przyniesli wiec nieboszczyka (takie swierzego) i polozyli na nim pierwszy krzyz i nic sie nie stalo, polozyli wiec drugi krzyz i tez nic sie nie stalo, wtedy przylozyli do niego trzeci krzyz i on ozyl. Wiedzieli wiec ze maja krzyz na ktorym ukrzyzowano Jezusa. Na pamiatke tego dnia co roku Koptowie obchodza swieto znalezienia Krzyza.
Gdy Iza sie dowiedziala, ze ten ksiadz to samo swietuje co Asra to spytala czy maja tez ten chleb co Asra. Asra swoj chleb kupuje od Etiopskiej rodziny po kosciele, ale Iza tego nie rozumie. Ksiadz poszedl jendak i przyniosl goracy dopiero upieczony chleb. Dziewczynki rzucily sie i znadly chyba po dwa kawalki (wygladalo to jak bulki z ciemnego pieczywa).
Ksiadz pokazal nam gdzie oni dostaja ta wode (4m2) i jak maja podzielona na wode pitna, do mycia/prania oraz dla roslin. Dal nam sprobowac troche wody. Nastepnie zaprosil nas do pomieszczenia (chyba zwykle uzywanego dla mnichow) i poczestowal herbata oraz serem tez robionym przez mnichow. Dla mnie ser byl za slony, ale Jasiowi bardzo smakowal. Znow kupilismy pamiatki, a dziewczynki dostaly prezenty. Potem ponad 2 godziny super sie bawily. Ula dostala taka kolorowa pileczke i mnich bawil sie z dziewczynkami w chowanego ta pileczka. Dziewczynki wogole nie chcialy z tamtad wyjsc. W koncu musielismy sie jednak pozegnac bo byl czas ruszac do Hagrady. Nie mielismy jeszcze nawet zabookowanego hotelu.

Do Hagrady dojechalismy pozna noca. Miasto to (tak jak Sharmelsheikh) nie jest jednak podobne do reszty Egiptu. Zbudowane nowoczesnie, czyste, rozswietlone... taki maly Dubai :)
Jechalismy wzdloz glownej ulicy. Z obu stron sa tam hotele i sklepy. Stawalismy przy kazdym hotelu, ktory dobrze wygladal by spytac czy maja wolne pokoje.
Niestety, do Hagrady zwykle przyjezdzaja zorganizowane wycieczki (zwlaszcza z Niemiec, Rosji i Polski) i wszystkie hotele byly pelne. Zaczelismy dzwonic wiec do hoteli z przewodnika. Tez wszystko bylo pelne.
W jednym hotelu mieli pokoj, ale wychodzil prosto na jakies skrzynie z praniem, byl nie dzwieko szczelny, a obok odbywalo sie wesele.... Izunia nie chciala tam zostac.
Jasiu wzial telefon i zadzwonil (dla odmiany) do jednego z najlepszych hoteli z przewodnika (ja dzwonilam do tych troche tanszych). Jasiowi spodobala sie nazwa - Arabella.
Okazalo sie ze mieli miejsca. Najbardziej zaskakujaca byla jednak cena. Za all inclusive package zaplacilismy nie cale $100 za noc.
All inclusive oznacza - wszystkie posilki i napoje (rowniez alkoholowe) - przez caly dzien, basen, rowerki wodne, lody przy basenie, internet, slodycze, aerobic ... i to jest cena juz za nas wszystkich.
Chwile nam zajelo znalezienie Arabelli, ale sie udalo. Dostalismy 'welcome drink' i w koncu udalismy sie do pokoju. Dziewczynki szybko sie umyly i padly...

16.10.2007 Wtorek


Pospalismy sobie troszeczke i poszlismy na sniadanie, a potem na zwiedzanie hotelu. Poprzedniego dnia zanim padlismy kupilismy dziewczynkom kostiumy kapielowe.
Jas zabral dziewczynki na basen, a ja zostalam w pokoju by zroic im zdjecie z okna. Woda byla zimna, wiec nie bardzo chcialy wejsc do wody. Poszlam dowiedziec sie o rowerek wodny.
Musielismy chwile poczekac az zmniejszy sie wiatr i poszlismy 'poplywac'. Izunia bardzo chciala Jasiowi pomagac w pedalowaniu, wiec wiekszosc drogi razem prowadzili. Wyplnyelismy z zatoki gdzie byly rowerki na morze, i przeplynelismy do zatoki obok gdzie kapali sie turysci. Tam zrobilismy koleczko i wrocilismy. To byl jedyny dobry rowerek a juz ktos czekal na niego. Poszlismy wiec na lody przy basenie.
A po lodach na obiad :) Pamietam ze wieczorem poszlismy obejrzec Hagrade, ale co robilismy miedzy obiadem a wieczorem to nie pamietam niestety. (Gdy pisze ten post jest 31 grudnia i nadrabiam zaleglosci... ) Jak sobie przypomne to dopisze ;)


17.10.2007 Sroda

Na srode zaplanowalismy lodz podwodna. Rano znow pobyczylismy sie w hotelu, a potem pojechalismy do hotelu obok gdzie mielismy zamowiona wycieczke. Nie byla to wlasciwie lodz podwodna tylko lodz pol-podwodna. Gdy wplynelismy tam gdzie sa rafy to zeszla troszke podwode, a nas wposcili na dolny poklad. W kazdym razie my bylismy pod woda i bardzo nam sie podobalo.
Nigdy przedtem nie myslalam ze zycie pod woda jest takie kolorowe. Zdjecia sa troche przezielenione i nie zlapaly tego efektu. Goraco polecam odwiedzenie prawdziwych raf koralowych by zrozumiec o czym mowie.
Wieczorem robilismy zakupy. Kupilismy bluzeczki pamiatki z Egiptu. Iza kupila sobie sukienke i dzwoneczki na biodra do tanczenia biodrami.
Pozna noca Jas nas spakowal i poszlismy spac.

18.10.2007 Czwartek


W czwartek gdy jedlismy sniadanie zadzwonil Mohammed i spytal czy bedziemy tego dnia w Kairze. Zaprosil nas na obiad.
Do Kairu dojechalismy wczesnym popoludniem i pojechalismy zaczekowac sie do hotelu. Hotel byl bardzo stary. Pokoj wygladal troche smiesznie. Przy wejsciu byla lazienka a ptoem schodkami wchodzilo sie do reszty pokoju. Zostawilismy rzeczy i pojechalismy na zwiedzanie Kairu. Zadzwonilam do biura przez ktore mielismy hotel i umowilam sie o ktorej nas odbiora i zabiora na lotnisko.
Przejechalismy kolo Gizy i wtedy zadzwonil Mohamed i spytal kiedy przyjdziemy. Byla dopiero 2 a zapraszal nas na 3. Powiedzialam, ze bedziemy za jakas godzine. Pokrecilismy sie po uliczkach i pojechalismy do rodziny. Mohamed przygotowal kolacje z grilla. Pogadalismy chwile (ale to sprawy rodzinne i nie bede ich blogowac) a potem usiedlismy do wspolnego obiadu.
Dobre bylo miesko z grilla. Zainab musiala wyjsc, a Fareeda miala kolezanke, siedzielismy wiec tylko z Mohamedem i Katja, a dziewczynki bawily sie z ich synami.
Mohamed zaczal kichac i powiedzial ze musi sie polozyc, uznalismy wiec, ze pora isc do hotelu. Jas odwiozl nas. Sprawdzilismy samochod i Jas pojechal oddac samochod a ja poszlam z dziewczynkami do pokoju.
Troche sie wyglupialy i rysowaly, ale zanim Jas przyszedl obie juz spaly. Postanowilismy pierwszy raz zostawic je same i wymknelismy sie na szisze.
W hotelu, na ostatnim pietrze jest kawiarnia na tarasie i tam podaja szisze. Jas probowal tez cos zamowic, ale niczego nie bylo i w konu wzial tylko soczek pomaranczowy. Posiedzielismy troche, ale martwilismy sie czy dziewczynki sie jednak nie obudza wiec w koncu poszlismy do pokoju.
Jas nas spakowal i poszlismy spac.

19.10.2007 Piatek

W Piatek po sniadaniu mielismy jeszcze czas na krotki spacer. Poszlismy sie wiec przejsc i zrobic pare zdjec. Potem przyjechal czlowiek ktory nas odwozil na lotnisko i pojechalismy.
Na lotnisku jescze kupowalam ostatnie pamiatki i zostawilam Ize na chwile na placu zabaw. Gdy po nia wrocilam to juz jej nie bylo. Przestraszylam sie bardzo, ale po chwili uslyszalam przeraziliwy ryk, wiec juz wiedzialam gdzie jest. Przyprowadzil mi ja jakis straznik. Iza twierdzila ze ktos chcial ja porwac, ja mysle jednak ze po prostu znudzila jej sie zabawa i poszla nas poszukac.
Podroz do Emiratow jest dosc krotka i wieczorem bylismy juz w domu. Asi jeszcze nie bylo (ku zmartwieniu Kuleczki), przyszla jednak nie dlugo potem i dziewczynki rzucily sie na nia.
I tak zakonczyla sie nasza podroz do Egiptu.

3 komentarze:

Magda pisze...

Zuziu, mam propozycję, żeby pod opisem kolejnego dnia wrzucać zdjęcia w tym dniu zrobione. Nie wiem, czy da się to zrobić technicznie, ale można byłoby to rozwiązać w ten sposób, by kolejne dni opisywać w kolejnych postach o tym samym tytule "Egipt 2007"
Sciskam mocno i pozdrawiam. Ciocia Madzia

Magda pisze...

hej hej czekamy na ciąg dalszy ..... Fani

Zuzia pisze...

Na przyszlosc bede tak robic, ale tutaj juz zostawie tak jak jest :)