Google

niedziela, 28 października 2007

Wyniki 1 egzaminow

Przepisane ze strony szkolnej dla rodzicow :)
Zaznaczamy, ze Izunia pilnie sie uczyla i w pelni zasluzyla sobie na tak dobre oceny.


Date
06-10-2007
IZABELA NITECKA
Term 1
Total Average
19.7
Arabic 2
20.0
Arabic 2
20.0
20.0
Mathematics
20.0
Arithmetic
20.0
20.0
Mental Arithmetic
12.0
12.0
English
19.1
Language
20.0
20.0
Handwriting
16.0
16.0
Phonics
20.0
20.0
Reading
19.0
19.0
Spelling
20.0
20.0
French
20.0
Reading
20.0
20.0
Vocabulary
20.0
20.0
Wszystko jest na 20 mozliwych... nalezy wiec pomnozyc przez 5 i juz widac, ze ma prawie same 100% :)


sobota, 27 października 2007

Egipt 2007

12.10.2007 Piatek

Samolot mielismy wczesnie rano. Spakowani bylismy wyjatkowo od 2 dni, a nawet dwie walizki juz poprzedniego dnia wieczorem odprawilismy w city terminalu. Jeszcze na lotnisku chcialam dokupic prezent dla Zainab (16 byly jej 19 urodziny).

Iza bardzo sie ucieszyla, bo samolot byl duzy i mial gry i filmy. Ula tez byla zachwycona to byla jej pierwsza podroz z wlasnym miejscem w samolocie. Wlasciwie chcielismy miec miejsca przy oknie, ale juz nie bylo kolo siebie, wzielismy wiec 4 miejsca kolo siebie na srodku.

Podroz minela bardzo spokojnie, chociaz Ula usnela dopiero przy ladowaniu.

Nasze walizki wyjechaly jako ostatnie... no ale ktos musi byc ostatni :) Juz myslelismy ze zginely (tak jak Magdzie w czasie naszej poprzedniej wizyty). Wyszlismy, mielismy transport do hotelu, ale mial na nas czekac Mohammed. Nie moglam go znalesc, Jas powiedzial, ze on poszuka i po chwili wrocili razem.

Pojechalismy do nich. Juz w samochodzie Mohammed nam powiedzial, ze wieczorem idzie na kolacje do swojej mamy i spytal co my chcemy robic w tym czasie. Na razie nie mielismy pomyslow, wiec zaczelismy rozmowe o tym co slychac.

W domu przywitalismy sie z rodzina i gdy tylko corki Waleeda weszly do domu zaczelismy rozdawanie prezentow. Wszystkim bardzo sie podobaly. Mohammed zadzwonil po samochod dla nas, ale do odebrania byl dopiero wieczorem. No i poszli. A my poszlismy na spacer. Chodzenie po ciemnych zakamarkach, pustej dzielnicy Egiptu nie jest jednak specjalnie przyjemne. Zwlaszcza, to ze male dzieci (ok. 3-4 lat) podchodza by im dac pieniadze. Kawalek dalej widac rodzicow. Nie wygladaja na biednych po prostu w Kairze kazdy probuje od turystow cos wyciagnac. Gdy spacer nam sie znudzil wrocilismy do domu, dziewczynki usnely, a Jas poszedl cos sprawdzic na internecie. Polozylam sie kolo dziewczynek i tez przysnelam. Gdy sie obudzilam juz byli. Dziewczynki nadal spaly, a my pojechalismy z Mohamedem po samochod. Udalo nam sie wynajac prawie taki sam jak mamy w Emiratach. Mohamed zrobil nam kolacje i poszlismy spac.

13.10.2007 Sobota

W Emiratach koniec Ramadanu zostal ogloszony na piatek, w Egipcie na sobote. W zasadzie to nie wiem jak im sie udalo wypatrzyc ksiezyc juz w czwartek wieczorem (zeby w piatek byl koniec). Jas sprawdzil na stronie astronomicznej i az do soboty wieczorem nie bylo mozliwosci zobaczyc ksiezyca.

Niestety nie obchodzilismy tego jakos swiatecznie. Wlasciwie wcale nie obchodzili. Rano poszli sie pomodlic, a potem przygotowali sie do odjazdu. Jechalismy do Malej Oazy. Ukochanego miejsca Waleeda. My zabralismy Zainab i Fareede i pojechalismy chwile wczesniej. Po drodze zatrzymalismy sie w centrum handlowym na cinabonki. Zrobilismy tez zakupy - slodycze i owoce. Do Oazy dojechalismy w jakas godzine po Mohamedzie i jego rodzinie. Trzeba bylo wszystko przygotowac, odkurzyc pokoje... duzy roboty.

Poznym wieczorem byla pizza. Potem siedzialam z Zainab i rozmawialysmy. Opowiadala mi o Waleedzie. Powiedziala, ze tego dnia co sie poznalismy gdy wrocil do domu to powiedzial "Gdy tylko ja zobaczylem to wiedzialem ze to moja siostra".

14.10.2007 Niedziela

Trzeciego dnia, Mohammed byl bardzo zajety od rana. Chyba chca sprzedac Oaze (tak wspominala Zainab), spisywal wiec co tam jest, co jest w pokojach... wybieral co zabrac od razu.
Wzielismy wiec dziewczynki (nasze i Waleeda) i pojechalismy na biala pustynie. Odwiedzilismy miasteczko, czarna pustynie i dotarlismy do bialej. Dalismy Zainab i Fareedzie prowadzic. Spotkalismy wycieczke niemcow (calye 2 niemcy) ktorzy spali na pustyni a poruszali sie na wielbladach. Jas namowil przewoznikow by dali dziewczynkom sie przejechac. Ula za nic nie chciala wsiasc na wielblada. Iza usiadla z Fareeda, a Zainab miala swojego wielblada. (Byly tylko 2). Po drodze do domu cale towarzystwo usnelo. Wrocilismy zmeczeni i glodni. Razem z Zainab szybko przygotowalysmy cos do jedzenia. Mohammed powiedzial, ze skonczyl wszystko co mial do zrobienia i nastepnego dnia o 8 rano wyjezdzamy. Potem bylo ognisko, ale dziewczynki byly zmeczone wiec wszyscy poszlismy sie polozyc.
15.10.2007 Poniedzialek

Wszyscy wstalismy ok. 6 rano. Oaza bez Waleeda to nie to samo. Spakowalismy sie pozkladalismy rzeczy. Nie wszystko zmiescilo sie do Mohammeda, wiec reszte spakowali do nas i pojechalismy. Tym razem nie zatrzymywalismy sie po drodze. Dojechalismy do domu szybko. Myslelismy, ze wszyscy pojdziemy gdzies na obiad, ale Mohammed i Katja byli zmeczeni, a dziewczynkom nie pozwolili z nami wyjsc. Pomyslelismy, ze nastepnego dnia dzieci ida do szkoly, a Mohammed wyglada na zestresowanego wiec lepiej bedzie jak gdzies pojedziemy.
Pozegnalismy sie i ruszylismy w droge. Przede wszystkim potrzebny nam byl telefon. Chcielismy kupic linie Etisalatu, ale niestety nie bylo gdzie. Kupilismy wiec Vodafone i ruszylismy w strone Hugrady. Po drodze chcielismy zatrzymac sie w klasztorze Sw. Antoniego i Sw. Pawla. Bylo jednak za pozno, zatrzymalismy sie wiec na noc w Zafarana (polozonym jakies 30 km od klasztorow). Poszlismy na kolacje. Iza tez zjadla ale Ula spala. Pokoj byl wielki tak, ze dziewczynki mialy wlasne lozko (pierwszy raz od przyjazdu). W koncu sie wyspalismy. Rano poszlismy na sniadanie i obejrzec hotel. Bylo jeszcze zimno, ale przynajmniej udalo nam sie zrobic troche zdjec (w albumie prosze szukac zdjec dziewczynek lezacych na plazy i cieplo ubranych - pare zdjec wczesniej i pozniej to wlasnie hotel w Zafarana).

Pojechalismy do klasztoru Sw. Antoniego. Oprowadzal nas mnich. Byla to prywatna 'wycieczka' moglismy wiec pytac o wszystko do woli. Obejrzeslimy miejsce gdzie jedli, gdzie zamykali sie gdy napadali na nich beduini. Potem pokazal nam skad biora wode. Wode maja ze skal, ze zrodla. Codziennie dostja 100m2 ani kropli wiecej niz mniej i tak juz od setek lat. (Czyli od 3 wieku naszej ery). Ciekawie bylo. Przewodnik byl za darmo, ale mozna bylo zostawic ofiare. Dalismy wiec ofiare oraz Kupilismy sobie pamiatki i pojechalismy do klasztoru sw. Pawla.k

Juz wiedzielismy, ze mozemy poprosic o przewodnika. Powiedzieli bysmy chwile poczekali i przyszedl mnich. Przedstawil sie jako ojciec Thomas i zaczal nas oprowadzac. Sw. Pawel byl mnichem, ktory w 3 wieku naszej ery udal sie na pustynie i zaczal zycie pustelnika. Pozostal tam juz do konca zycia. Mieszkal w grocie (ktora obecnie jest kaplica w ktorej odprawiane sa msze). Tak jak Sw. Antoni , z pobliskiego zrodla codziennie dostawal wode. Bylo jej dokladnie 4m2. Poza tym ptak codziennie przynosil mu pol bochenka chleba.
Sw. Antoni przez wiele lat uwazal ze on jest pierwszym mnichem w tym rejonie - na miejscu klasztoru zalozyl zakon. Gdy sie jednak dowiedzial (we snie), ze w poblizu jest pustelnik ruszyl na wyprawe by go poznac. W dniu gdy sie spotkali ptak przyniosl caly bochenek chleba. Ta historie opowiedzieli nam juz w klasztorze Sw. Antoniego. Gdy stalismy wiec w grocie Sw. Pawla i ojciec Thomas opowiedzial nam ze Sw. Pawel i Sw. Antoni spotkali sie, szybko dokonczylam historie. Musze sie pochwalic ze zadzwiwilam tym Jasia, ktory nie uslyszal tego w poprzednim klasztorze i byl zadziwiony skad ja to wiem :)
Dziewczynki polozyly sie podlodze, a mnich wyciagnal aparat cyfrowy i spytal czy moze im zrobic zdjecie. Byl zachwycony dziewczynkami i na wszystko im pozwalam. Nawet gdy odslonil kaplice, gdzie normalnie nie wolno wchodzic i one tam oczywiscie wlazly to powiedzial ze to sa dzieci, a dzieci sa jak anioly wiec moga wchodzic wszedzie.... i dal im slodycze :) Tymi slodyczami zjednal sobie Kuleczke. Przestala przed nim uciekawe a nawet dala sie wziasc na rece.
Gdy Sw. Antoni wracal do swojego zakonu, Sw. Pawel poprosil by podarowal mu szate ktora dostal od papieza. Sw. Antoni wrocil do siebie, a gdy wrocil do Sw. Pawla ten juz nie zyl. Ubral go wiec w szate od papieza i pochowal. Na miejscu gdzie mieszkal powstal nowy zakon.
W dawnych czasach w oryginalnym zakonie Sw. Antoniego mieszkali mlodsi mnisi ktorzy pracowali tam (dostaja oni wiecej wody 100m2 wiec mogli bardziej zakon rozwinac), a w drugim mieszkali starsi mnisi, ktorzy chcieli odpoczac i pomedytowac. Obecnie mnisi odwiedzaja sie i wspolnie obchodza rozne swieta, natomiast nie ma juz wymiany mnichow.
Opowiedzial nam tez na czym polega swieto co roku obchodze przez nasza Asre. Asra nie umiala nam wytlumaczyc o co chodzi :) W ktoryms wieku (ale teraz juz nie pamietam dokladnie w ktorym) znalezli 3 krzyze. Wiedzieli, ze na jednym z nich ukrzyzowano Jezusa. Przyniesli wiec nieboszczyka (takie swierzego) i polozyli na nim pierwszy krzyz i nic sie nie stalo, polozyli wiec drugi krzyz i tez nic sie nie stalo, wtedy przylozyli do niego trzeci krzyz i on ozyl. Wiedzieli wiec ze maja krzyz na ktorym ukrzyzowano Jezusa. Na pamiatke tego dnia co roku Koptowie obchodza swieto znalezienia Krzyza.
Gdy Iza sie dowiedziala, ze ten ksiadz to samo swietuje co Asra to spytala czy maja tez ten chleb co Asra. Asra swoj chleb kupuje od Etiopskiej rodziny po kosciele, ale Iza tego nie rozumie. Ksiadz poszedl jendak i przyniosl goracy dopiero upieczony chleb. Dziewczynki rzucily sie i znadly chyba po dwa kawalki (wygladalo to jak bulki z ciemnego pieczywa).
Ksiadz pokazal nam gdzie oni dostaja ta wode (4m2) i jak maja podzielona na wode pitna, do mycia/prania oraz dla roslin. Dal nam sprobowac troche wody. Nastepnie zaprosil nas do pomieszczenia (chyba zwykle uzywanego dla mnichow) i poczestowal herbata oraz serem tez robionym przez mnichow. Dla mnie ser byl za slony, ale Jasiowi bardzo smakowal. Znow kupilismy pamiatki, a dziewczynki dostaly prezenty. Potem ponad 2 godziny super sie bawily. Ula dostala taka kolorowa pileczke i mnich bawil sie z dziewczynkami w chowanego ta pileczka. Dziewczynki wogole nie chcialy z tamtad wyjsc. W koncu musielismy sie jednak pozegnac bo byl czas ruszac do Hagrady. Nie mielismy jeszcze nawet zabookowanego hotelu.

Do Hagrady dojechalismy pozna noca. Miasto to (tak jak Sharmelsheikh) nie jest jednak podobne do reszty Egiptu. Zbudowane nowoczesnie, czyste, rozswietlone... taki maly Dubai :)
Jechalismy wzdloz glownej ulicy. Z obu stron sa tam hotele i sklepy. Stawalismy przy kazdym hotelu, ktory dobrze wygladal by spytac czy maja wolne pokoje.
Niestety, do Hagrady zwykle przyjezdzaja zorganizowane wycieczki (zwlaszcza z Niemiec, Rosji i Polski) i wszystkie hotele byly pelne. Zaczelismy dzwonic wiec do hoteli z przewodnika. Tez wszystko bylo pelne.
W jednym hotelu mieli pokoj, ale wychodzil prosto na jakies skrzynie z praniem, byl nie dzwieko szczelny, a obok odbywalo sie wesele.... Izunia nie chciala tam zostac.
Jasiu wzial telefon i zadzwonil (dla odmiany) do jednego z najlepszych hoteli z przewodnika (ja dzwonilam do tych troche tanszych). Jasiowi spodobala sie nazwa - Arabella.
Okazalo sie ze mieli miejsca. Najbardziej zaskakujaca byla jednak cena. Za all inclusive package zaplacilismy nie cale $100 za noc.
All inclusive oznacza - wszystkie posilki i napoje (rowniez alkoholowe) - przez caly dzien, basen, rowerki wodne, lody przy basenie, internet, slodycze, aerobic ... i to jest cena juz za nas wszystkich.
Chwile nam zajelo znalezienie Arabelli, ale sie udalo. Dostalismy 'welcome drink' i w koncu udalismy sie do pokoju. Dziewczynki szybko sie umyly i padly...

16.10.2007 Wtorek


Pospalismy sobie troszeczke i poszlismy na sniadanie, a potem na zwiedzanie hotelu. Poprzedniego dnia zanim padlismy kupilismy dziewczynkom kostiumy kapielowe.
Jas zabral dziewczynki na basen, a ja zostalam w pokoju by zroic im zdjecie z okna. Woda byla zimna, wiec nie bardzo chcialy wejsc do wody. Poszlam dowiedziec sie o rowerek wodny.
Musielismy chwile poczekac az zmniejszy sie wiatr i poszlismy 'poplywac'. Izunia bardzo chciala Jasiowi pomagac w pedalowaniu, wiec wiekszosc drogi razem prowadzili. Wyplnyelismy z zatoki gdzie byly rowerki na morze, i przeplynelismy do zatoki obok gdzie kapali sie turysci. Tam zrobilismy koleczko i wrocilismy. To byl jedyny dobry rowerek a juz ktos czekal na niego. Poszlismy wiec na lody przy basenie.
A po lodach na obiad :) Pamietam ze wieczorem poszlismy obejrzec Hagrade, ale co robilismy miedzy obiadem a wieczorem to nie pamietam niestety. (Gdy pisze ten post jest 31 grudnia i nadrabiam zaleglosci... ) Jak sobie przypomne to dopisze ;)


17.10.2007 Sroda

Na srode zaplanowalismy lodz podwodna. Rano znow pobyczylismy sie w hotelu, a potem pojechalismy do hotelu obok gdzie mielismy zamowiona wycieczke. Nie byla to wlasciwie lodz podwodna tylko lodz pol-podwodna. Gdy wplynelismy tam gdzie sa rafy to zeszla troszke podwode, a nas wposcili na dolny poklad. W kazdym razie my bylismy pod woda i bardzo nam sie podobalo.
Nigdy przedtem nie myslalam ze zycie pod woda jest takie kolorowe. Zdjecia sa troche przezielenione i nie zlapaly tego efektu. Goraco polecam odwiedzenie prawdziwych raf koralowych by zrozumiec o czym mowie.
Wieczorem robilismy zakupy. Kupilismy bluzeczki pamiatki z Egiptu. Iza kupila sobie sukienke i dzwoneczki na biodra do tanczenia biodrami.
Pozna noca Jas nas spakowal i poszlismy spac.

18.10.2007 Czwartek


W czwartek gdy jedlismy sniadanie zadzwonil Mohammed i spytal czy bedziemy tego dnia w Kairze. Zaprosil nas na obiad.
Do Kairu dojechalismy wczesnym popoludniem i pojechalismy zaczekowac sie do hotelu. Hotel byl bardzo stary. Pokoj wygladal troche smiesznie. Przy wejsciu byla lazienka a ptoem schodkami wchodzilo sie do reszty pokoju. Zostawilismy rzeczy i pojechalismy na zwiedzanie Kairu. Zadzwonilam do biura przez ktore mielismy hotel i umowilam sie o ktorej nas odbiora i zabiora na lotnisko.
Przejechalismy kolo Gizy i wtedy zadzwonil Mohamed i spytal kiedy przyjdziemy. Byla dopiero 2 a zapraszal nas na 3. Powiedzialam, ze bedziemy za jakas godzine. Pokrecilismy sie po uliczkach i pojechalismy do rodziny. Mohamed przygotowal kolacje z grilla. Pogadalismy chwile (ale to sprawy rodzinne i nie bede ich blogowac) a potem usiedlismy do wspolnego obiadu.
Dobre bylo miesko z grilla. Zainab musiala wyjsc, a Fareeda miala kolezanke, siedzielismy wiec tylko z Mohamedem i Katja, a dziewczynki bawily sie z ich synami.
Mohamed zaczal kichac i powiedzial ze musi sie polozyc, uznalismy wiec, ze pora isc do hotelu. Jas odwiozl nas. Sprawdzilismy samochod i Jas pojechal oddac samochod a ja poszlam z dziewczynkami do pokoju.
Troche sie wyglupialy i rysowaly, ale zanim Jas przyszedl obie juz spaly. Postanowilismy pierwszy raz zostawic je same i wymknelismy sie na szisze.
W hotelu, na ostatnim pietrze jest kawiarnia na tarasie i tam podaja szisze. Jas probowal tez cos zamowic, ale niczego nie bylo i w konu wzial tylko soczek pomaranczowy. Posiedzielismy troche, ale martwilismy sie czy dziewczynki sie jednak nie obudza wiec w koncu poszlismy do pokoju.
Jas nas spakowal i poszlismy spac.

19.10.2007 Piatek

W Piatek po sniadaniu mielismy jeszcze czas na krotki spacer. Poszlismy sie wiec przejsc i zrobic pare zdjec. Potem przyjechal czlowiek ktory nas odwozil na lotnisko i pojechalismy.
Na lotnisku jescze kupowalam ostatnie pamiatki i zostawilam Ize na chwile na placu zabaw. Gdy po nia wrocilam to juz jej nie bylo. Przestraszylam sie bardzo, ale po chwili uslyszalam przeraziliwy ryk, wiec juz wiedzialam gdzie jest. Przyprowadzil mi ja jakis straznik. Iza twierdzila ze ktos chcial ja porwac, ja mysle jednak ze po prostu znudzila jej sie zabawa i poszla nas poszukac.
Podroz do Emiratow jest dosc krotka i wieczorem bylismy juz w domu. Asi jeszcze nie bylo (ku zmartwieniu Kuleczki), przyszla jednak nie dlugo potem i dziewczynki rzucily sie na nia.
I tak zakonczyla sie nasza podroz do Egiptu.

Wakacje z blondynka. Opowieści Babci Doroty. ŻÓŁW.

Wkrótce opis kolejnego dnia Izuni w Krakowie.... a w zasadzie poranka z zółwiem;)






wtorek, 23 października 2007

Smarkula na Wagarach

Wczoraj Izunia miala byc pozniej w domu. Po Ramadanie gimnastyke przeniesli z soboty na poniedzialek po szkole czyli 3 – 4.

Sasiad, ktorego corka jest w tej samej klasie co Iza zaproponowal, ze on ja wezmie ze szkoly. Ucieszylam sie, bo o 4 wracac autobusem oznacza bycie w domu dopiero okolo 5.

Gdy weszlam o 4 do domu Iza juz byla. Spytalam czemu nie zostala na gimnastyce. Zrobila nie winna mine i powiedziala ze nie wiedziala ze ma zajecia.

Parenascie minut pozniej zadzwonil sasiad. Spytal czy Iza dotarla do domu bo nie chciala zostac na gimnastyce. Okazalo sie, ze gdy przyjechal po mlodszego syna, jego corka zostala na gimnastyce a Iza poprosila by ja wzial do domu.

Od ziemi to ledwie od roslo, nie cale 6 lat i urzadzila sobie pierwsze wagary!!!

poniedziałek, 22 października 2007

Imieniny Kuleczki

Wczoraj byly imieniny Kuleczki. Sama jej taka fajna date, dzien po tatusiu wybralam. Niestety zupelnie mi to z glowy wylecialo. Rano wyslalam dzieci do szkoly, a potem siedzialam sobie w pracy i zajmowalam sie roznymi waznymi systemami, a tu nagle SMS.
Zerknelam na komorke "SMS od Tata Nitecki". Zyczenia imieninowe dla Kuleczki. Zapomnialam :( !!
Zadzwonilam do Jasia. Tez wlasnie dostal SMS. Tacie podziekowalismy (przede wszystkim za przypomnienie :) ) i ustalilismy ze imieniny bedziemy obchodzic nastepnego dnia. (W dniu imienin Kuleczki Iza miala Puja po religii, a Jas zaraz po pracy wybory - wrocil o 2 nad ranem).
Dzis rano obudzilismy Kuleczke spiewajac "Happy Name Day to You" oraz "Sto Lat". Ula przekrecila sie na brzuszek i krzykenla "Stop! Quiet!". Po chwili jednak wstala. Razem z Iza rozpakowaly prezent i juz zadna nie chciala isc do szkoly.
W prezencie dostala sliczna nowa bluzeczke (ale oczywiscie nie ten prezent zatrzymal ja w domu), oraz zestaw porcelanowych filizanek dla lalek. Izunia tez kiedys takie miala od cioci Madzi, ale niestety z biegiem lat sie wytlukly.
Gdy wrocilam z pracy w duzym pokoju byl namiot a w namiocie Ula, Iza i lalki mialy przyjecie :)
Slodkie te dziewczynki.
Potem przyszla Sanobar z dziecmi. Ula ucieszyla sie ze jest Laila (ktora wlasnie zaczyna chodzic). Ula stwierdzila ze Laila jest dzidziusiem. Spytalam ja "A Ula?", a Ula na to "Ula jest duza dziewczynka" - po angielsku oczywiscie :)
Mysle ze solenizantka miala mily dzien.

Puja

Przedwczoraj w sobote, Izunia miala lekcje tanca. Po tancach nauczycielka powiedziala ze nastepnego dnia w instytucie jest Puja (czyt. Pudża). Nie umiala mi wytlumaczyc co to jest ta Puja wiec nie cierpliwie czekalam co sie bedzie dzialo.

Puja zaczynala sie o 4:30 i trwala do 10. Iza w niedziele ma religie wiec od razu zapowiedzialam ze my przyjdziemy okolo 8. Po przyjsciu do domu sprawdzilam co to jest Puja.

***TLUMACZENIE Z ANGIELSKIEGO***
Doslownie Puja oznacza adoracje. Jest to slowo oznaczajace wszelka forme i stadia rytualow wchodzacych w czczenie (uwielbienie) w kulturze hinduskiej. Prawdopodobnie slowo pochodzi od 'Pu-czej' czyli 'kwiatow-akcja' i referuje do zwyczaju skladania kwiatow bostwu. Obecnie sa rozne formy Puja, jedynym warunkiem wspolnym jest stworzenie swietego miejsca do odprawiania Puja
*** KONIEC TLUMACZENIA

Po religii jeszcze na chwile pojechalysmy do ambasady zawiesc bazbuse i potem poszlysmy na Puja.
Cale miejsce bylo slicznie udekorowane gerlandami i palily sie swieczki.
Nauczycielka powiedziala ze kazdy musi zatanczyc tylko 3 min, a jedna z uczennic powiedziala ze nalezy dac prezent nauczycielce. Niestety nie wiedzialam wiec nic dla niej nie mialam.
Na filmie widac Izuni wystep.

W sali obok spotkalysmy sasiada z 1 pietra. Mlody chlopak okolo dwudziestu paru lat. Przywital sie milo (tez cwiczy Bharatanatyam, ale w inne dni. Spytal Ize o szkole, a ona powiedziala ze przeciez juz mu mowila.
Okazalo sie ze smarkula gdy wracajac ze szkoly wpada na sasiada to opowiada mu dokladnie co u niej slychac.

Zrobilo sie pozno i poszlysmy do domu by Izunia mogla isc spac. Fajnie bylo na Puja.

Wybory do Sejmu i Senatu - 21 Pazdziernik 2007

Zostalem wezwany do tablicy - a raczej do klawiatury zeby napisac o wyborach i niestety nie udalo mi sie wykrecic. No ale za to udalo mi sie wykrecic ze spotkan organizacyjnych - o tym dalej.
W Emiratach nie ma wielu Polakow okolo 1000, ale oczywiscie wybory odbywaja sie mimo wszystko. Jakis miesiac temu ambasada wyslala zawiadomienie o glososwaniu i o rejestracji wyborcow (glosujacy za granica musza sie zarejestrowac odpowiednio wczesnie przed wyborami lub musza miec zaswiadczenie z miejsca zameldowania o wykresleniu tam z listy wyborcow). Wkrotce odwiedzalem ambasade aby naprawic komputer i dowiedzialem sie ze jestem w komisji (trafilem tam wprawdzie z lapanki, ale poniewaz z okazji wyborow mozna spotkac wielu znajomych to zgodzilem sie). Z gory zapowiedzialem, ze nie ma mnie w ostatnim tygodniu przed wyborami (jechalismy do Egiptu) wiec wszystkie zebrania organizacyjne powinny sie odbyc wczesniej. Wtedy tez ustalilem ze przyjde rano na jakies dwie godziny i po poludniu po pracy.
Naszczescie w natloku wydarzen o tym zapomniano i mnie oraz Beate spotkania minely (sa one wprawdzie bardzo mile, przy herbacie i ciasteczkach ale to zawsze strata czasu). Dopiero gdy bylismy w Egipcie zadzwonil do mnie radca z ambasady i powiedzial ze jest spotkanie - ale jako ze odleglosc byla spora to nie moglem w nim uczestniczyc :-).
W niedziele rano stawilem sie w ambasadzie o 5:50 no i zaczely sie wybory. Okazalo sie ze znowu jestem przewodniczacym (w poprzednich wyborach tez mialem taki zaszczyt) wiec musialem sprawdzic karty do glosowania, odplombowac urne, ktora zaplombowano na poprzednim spotkaniu ktore mnie minelo, itd.
Wyjatkowo pierwszy wyborca nie stawil sie punktualnie o szostej (we wszystkich poprzednich wyborach w ktorych bylem w komisji - pan Wieruszewski zawsze czekal na otwarcie komisji - a on przyjezdrzal z Dubaju).
W kazdym razie wybory ruszyly pelna para i juz przed siodma zglosilo sie pare osob (w wiekszosci te z Dubaju ktore chcialy uniknac popoludniowych korkow i zdarzyc do pracy). No i lista zaczela sie powoli wypelniac (mielismy na niej 302 osoby). Wszystko szlo jak z platka mimo drobnych problemow - miedzy innymi zjawil sie pan ktory nie byl na liscie - okazalo sie ze wyslal zgloszenie pod zly adres emailowy. Mimo ze bylo oczywiste ze nie moglby zaglosowac ponownie (no moze w Kuwejcie albo Riadzie, bo to nablizsze komisje wyborcze) niebylo mozliwosci dopuszczenia go do glosowania. Odjechal zawiedziony.
Wkrotce potem przyszla Beata i Julita wiec ja ucieklem do pracy. Po pracy wpadlem do domu cos zjesc i razem z Zuzia pojechalem do ambasady, no i razem zaglosowalismy. Do tej pory glos oddalo juz prawie 150 osob z naszej listy a na dodatek pojawilo sie okolo 20 osob z zaswiadczeniami z Polski. Potem zaczal sie ruch - wciagu dnia tez glosowalo sporo osob ale przychodzili glosowali i wychodzili, a teraz mnostwo osob siadalo i rozmawialo z okazyjnie spotkanymi znajomymi wiec lokal wyborczy byl caly czas pelny. Co chwile dzwonili do nas ludzie i pytali o ambasade, bo niektorzy przyjechali do nas z daleka.
Jeden pan zrobil 700km zeby zaglosowac i mial przed soba kolejne 700 zeby wrocic. W skali niewielkich emiratow to naprawde daleko - mysle ze dostal by sie do ksiegi Guinessa w kategori najdalej podrozujacy wyborca. Po siodmej przyjechala Zuzia z Iza i przywiozla dla komisji bazbuse zebysmy mieli sie czym posilic, dodatkowo mielismy ciasteczka, owoce i napoje.
Ostatni glosujacy stawili sie przed sama osma zamykajac liste z 289 osobami na 302 zgloszone oraz 29 na liscie dodatkowej. Potem zamknelismy ambasade, otwatlismy urne i zaczelo sie liczenie. Z sejmem poszlo nam szybko, zeby glos byl wazny mozna bylo go oddac tylko na jedna partie wiec rozlozylismy glosy partiami na kupki i przeliczylismy). Naszczescie kupek bylo niewiele (zreszta list bylo tylko 8) wiec razem z ponownym przeliczeniem nie zajelo nam to wiecej niz godzine. Wiecej klopotow bylo z senatem, gdzie mozna bylo oddac od 1 do 4 glosow, no ale i tu po kilkukrotnym przeliczeniu uzyskalismy zgodnosc. Jako ze bylo juz po 10 to przygotowalismy meldunek do wyslania i popedzilismy do komputera zobaczyc prognozy z polski (no ale okazalo sie ze cisza wyborcza jest przedluzona do 20:20). Po dlugiej walce z modemem i systemem MSZ-tu w koncu udalo nam sie wyslac raport i juz mielismy wieszac wyniki przed ambasada gdy zobaczylismy na internecie ze cisza wyborcza zostala przedluzona do 0:50 czasu emirackiego. My wciaz czekalismy na potwierdzenie z MSZ ze dostali nasz meldunek i siedzielismy przy herbacie i bazbusie. Po jakims czasie zszedl do nas ambasador i razem czekalismy na wyniki i potwierdzenie z ministerstwa. W koncu ogloszono sondazowe wyniki a polska wciaz nie odpowiadala. Ustalilismy wiec ze idziemy do domu a ambasada sprawdzi rano ze wszystko jest w porzadku.
W poniedzialek w pracy sledzilem wyniki wyborow a po pracy odsypialem gdy zadzwonil pan Tomek (radca) i powiedzial ze trzeba podpisac jeszcze jedna strone protokolu bo byl blad przy przepisywaniu na komputer (polska w koncu odpowiedziala). Jako ze prawie wszyscy czlonkowie komisji pracuja w ambasadzie to blad natychmiast poprawiono ale trzeba tez podpisac drugi protokol, ktory wydrukowalismy z komputera wiec mial ten sam blad.
Dzisiaj znow zadzwonil pan Tomek i juz zastanawialem sie gdzie jeszcze jakis blad mogli znalezc - a tu okazalo sie ze ambasador zaprasza nas zeby podziekowac. Po pracy pojechalem do ambasady gdzie reszta komisji czekala juz z ambasadorem i radca. No i pogadalismy sobie przy ciasteczkach. Ambasador dziekowal nam za udana prace (wielu ambasadorow zostalo wezwanych na dywanik za opoznienia - ale u nas wszystko mimo bledu bylo na czas).
Na koniec wyniki - oddano 289 glosow na 331 zgloszonych do glosowania. Wszystkie 289 glosy byly wazne (i do sejmu i do senatu). W wyborach do senatu wygrala Barbara Borys-Damiecka z 261 glosami przed Krzysztofem Piesiewiczem z 200 glosami, Markiem Rockim ze 164 i Zbigniewem Romaszewskim z 57. Kolejnymi byli Robert Smoktunowicz z 54 oraz Anna Grzeziak i Andrzej Krajewski oboje z 46, pozostali dostali jeszcze mniej glosow. Do sejmu PO dostala 207 z 197 oddanymi na Donalda Tuska a PiS 46 z 42 na Jaroslawa Kaczynskiego. LiD zdobyl 26 glosow (23 na Borowskiego), LPR 4 a PSL 3, partia kobiet dostala 2 a polska partia pracy 1. No i to by bylo na tyle wyborow w Emiratach i mojego blogowania.

sobota, 20 października 2007

Imieniny Jasia

Obudzilam sie dzis okolo 6, a dokladnie obudzilo mnie moje starsze malenstwo zpychajace mnie z poduszki.

Plecy mam jeszcze obolale od upadku i taka gwaltowna zmiana polozenia miala taki skutek, ze juz nie moglam zasnac.

Przyszlam do pokoju sprawdzic email i zaczelam sie zastanawiac co zrobic Jasiowi na imieniny. Z powodu podrozy do Egiptu nie mialam kiedy kupic prezentu. Nawet czekoladek nie bylo w domu. Poczekalam do po siodmej. Asra przyzwyczaila sie do dlugiego spania i nadal spala, wiec poszlam ja obudzic i poprosilam by poszla do sklepu i kupila pare rzeczy.

W miedzy czasie Izaczek wstal, wiec powiedzialam jej ze dzis sa tatusia imieniny i moze zrobimy laurke. Iza bardzo sie ucieszyla i wziela do pracy. Kazala sobie napisac tekst po polsku (podyktowala go).
Obudzilysmy tez Kuleczke. Maly spioch, zwykle stawiajacy wszystkich na nogi o 6 rano wcale nie chcial wstac, ale gdy w koncu wstala byla bardzo radosna jak zawsze.
Przygotowalysmy wszystko i poszlysmy budzic Jasia. Wygladal na mile zaskoczonego.
Okolo 2 mialam kontrole u lekarza i pojechalam.

Gdy wrocilam stolik w duzym pokoju byl slicznie zascielony (moja chusta do wlosow), ustawione byly talerzyki i jedzenie (plastykowe oczywiscie) oraz tort ze swieczkami. Dziewczynki kazaly mi natychmiast usiasc i powiedzialy, ze to jest przyjecie dla tatusia.

Najpierw odspiewalysmy Sto Lat w 4 jezykach. Potem kazdy dostal tort. Nastepnie dostalismy pyszny obiadek. (Dobrze ze to bylo wirtualne, bo Jasiu nie jada jedzenia po slodkim). A nastepnie byl wystep. Dziewczynki planowaly zatanczyc, ale Ula troche nawalila wiec Iza pieknie zatanczyla, a potem byl wystep magiczny. Jasiowi bardzo sie podobalo.



Wakacje z blondynką. Opowieści Babci Doroty. DESZCZ.

Madzia, chyba nie zdąży do następnego lata opisać wakacji z blondynką, więc ja jako dysponująca trochę większą ilością czasu może coś - od czasu do czasu - napiszę.

A zatem: Wakacje z blondynką. Opowieści babci Doroty. Deszcz.



W Polsce jest fajnie, gdy pada deszcz, ale dobrze mieć parasol, bo inaczej można przemoknąć i się rozchorować.
Najfajniej deszcz pada w parku w Prokocimiu – mam nadzieję, że Izunia to pamięta. Pod wielkimi drzewami jest sucho, nawet przy ulewnym deszczu, a gdy się pobiegnie dalej, to już na głowę pada deszczyk. No, ale można z powrotem uciec pod drzewo to lub następne, pod którym też jest wielka sucha przestrzeń i oglądać tam robaczki, które chodzą po ziemi. Fajnie jest tak biegać od drzewa do drzewa - gorzej, gdy deszcz pada i pada, i trzeba wreszcie wracać do domu, a nie ma się parasola. Ale letni ciepły deszczyk jest miły szczególnie, gdy do domu niedaleko - tylko w domu trzeba szybko się przebrać i wysuszyć włosy.
Izuni tak spodobał się park w Prokocimiu, że za każdym razem, gdy przejeżdżałyśmy koło niego tramwajem - a przejeżdża się zawsze - chciała koniecznie wysiąść, żeby tam pójść i trudno było ją przekonać, że gdzie indziej też jest ładnie. Dopiero „park gdzie są łódki” zrobił konkurencję parkowi w Prokocimiu.

Sto lat !!!! Niech żyje żyje nam!!!! A kto??? Jasiu!!!



Dawno się nie odzywałam, ale naprawdę nie miałam czasu. Ale ponieważ bardzo zajęta będę co najmniej do końca listopada, postanowiłam, że jednak coś w końcu napiszę. Szczególnie, że okazja bardzo ważna - IMIENINY JASIA. Wszystkiego najlepszego - spełnienia marzeń, dużo radości i miłości. No cóż, ja nie potrafię zbyt pięknie składać życzeń, dlatego wpadłam na pomysł, by wykorzystać pewne posiadane przeze mnie nagrania (a jak wiadomo nagrania są obecnie w modzie;). W moim imieniu życzenia złożą dwie przeurocze, a przy tym utalentowane istotki widoczne na powyższym zdjęciu w towarzystwie szanownego Solenizanta;)


A zatem voila;)


Na razie mam drobne problemy z umieszczeniem nagrań:( ale pracuję nad tym...

czwartek, 11 października 2007

Historia pewnego jablka.. i pewnej jabloni...

W tych naszych bezpiecznych Emiratach zdazaja sie tez napady bandyckie. Moze ludzi nie okradaja ale rozni "zboczency" sie tu kreca.
W zeszlym tygodniu Asia poszla odebrac Ize z lekcji tanca. Gdy weszla do windy przyczepil sie do niej jakis zboczeniec, proponujac pieniadze za uslugi. Gdy odmowila dostala piescia po glowie i dran zaciagnal ja na schody. Nie bede szczegolow opisywac. W kazdym razie Asra sie obronila przed najgorszym, ale skonczylo sie na mocnym pobiciu. Odebrala Ize i do domu wrocila z placzem.
Zabralam ja natychmiast na policje, by poszli tego lotra szukac, a oni mi zebym najpierw pojechala do szpitala na obdukcje. Pojechalismy do wskazanego szpitala, trzymali nas tam ponad godzine, a potem dowiedzialysmy sie ze to jest szpital dla Emiratczykow i mamy pojsc do szpitala obok. Tam spedzilysmy nastepne pare godzin. W koncu Asre obejrzeli, stwierdzili ze jest niezle poturbowana, ale poza tym nic jej nie jest i dostalysmy report dla policji.Zglosilam sie na policje, i dowiedzialam sie ze kogo ja chce szukac po 4 godzinach, takie sprawy zglasza sie od razu.Pomyslalam sobie o nich brzydko i poszlismy do domu.
Sprawe jednak przemyslalam i stwierdzilam ze nie bede pomagac w poprawianiu statystyk. Nastepnego dnia wpakowalam Asre do samochodu i znow pojechalam na policje. Znow nas nikt nie chcial sluchac. Powiedzieli ze po dwoch godzinach bedzie ktos kto przyjmie zeznanie. Wrocilysmy wiec do domu, ale juz wtedy bylam zla. Dokladnie w 2 godziny pozniej znow bylysmy na policji. Spedzilysmy tam 3 godziny.Przepytywaly ja 3 osoby chcialy wiedziec dokladnie co sie stalo. Ja tam uwazam ze pownni pytac jak wygladal. Co za roznica czy kopnal ja raz czy dwa razy.
W koncu okolo 11 w nocy pojechalismy obejrzec "miejsce zbrodni" i moglysmy wrocic do domu.Bylam pewna ze nigdy go nie zlapia i na tym koniec. A jednak pare dni pozniej zadzwonil do Asry czlowiek z policji kryminalnej by raz jeszcze mu wszystko pokazala. A pare dni potem by znow przyjechala na policje. Asra zadzwonila po mnie, zwolnilam sie wiec z pracy i pojechalysmy.Pokazal sie jakis mlody Emiratczyk i znow zaczal ja wypytywac o to co i jak. Powiedzialam mu grzecznie, ze Asrze powiedzieli ze go zlapali i przyjechala na rozpoznanie, odpowiedzi na swoje pytania moze znalesc w reporcie. On jednak nadal ja wypytywal.
Na koniec powiedzial ze nie wierzy w cala historie. Spytalam go wiec i co on mysli, ze co sie stalo. On powiedzial, ze mysli, ze sie spoznila do domu wiec wymyslila sobie cala historie.
I wtedy sie wscieklam. I mu troche nawrzucalam. Spytalam czy on mysli ze ona sama sie pobila, bo sie bala co ja zrobie ze sie spoznila 20 min. Ze oko miala sine przez tydzien. Proszki przeciw bolowe brala przez 3 dni, a skore na reku do dzis sie nie zagoila. Powiedzialam mu tez ze ona nie jest wiezniem w moim domu i moze wychodzic kiedy chce i nie ma potrzeby klamac, dlaczego sie spoznila.
W Emiratach jest taki okropny zwyczaj, ze wiekszosc dziewczyn ktore przyjezdzaja do pracy tak jak Asra, sa przetrzymywane w domu i przez caly okres kontraktu nie wolno im nigdzie wychodzic. Rezultat jest taki, ze po dwoch latach - gdy konczy sie pierwszy kontrakt, chca natychmiast wracac do domu.
Dalej mu powiedzialam, ze wogole to ja wyszlam z pracy zeby tu przyjechac, a do domu zaraz ma wrocic male dziecko i ja nie mam potrzeby wysluchiwac czy on mi wierzy czy tez nie. I ze wiecej do nich nie przyjde wiec by do mnie nie dzwonili. W tej policji kryminalnej pracuje tez czlowiek z Erytreii ktory mowi w Asry jezyku. I nie zaleznie ode mnie ona tez mu powiedziala by wiecej do niej nie dzwonili. No i poszlysmy do domu. W samochodzie sie troche opanowalam i stwierdzilam ze moze nie koniecznie musialam nawrzucac policji, ale sobie zasluzyli.
O 1:30 nad ranem zadzwonila komorka Jasia. Dzwonil czlowiek z policji kryminalnej ze zatrzymali jakiegos czlowieka, ale jesli nie przyjada na rozpoznanie to beda go musieli wypuscic. Ja nie moglam jechac, bo chwile wczesniej posliznelam sie w lazience i jeszcze lezalam i cierpialam. Obudzilam jednak Asie i Jas z nia pojechal...
Gdy sie obudzilam byla 3:30 nad ranem i Jas byl w domu. Zawolalam go i spytalam co sie stalo. Okazalo sie ze zlapali wlasciwego czlowieka. Asra go rozpoznala bez problemu (nawet byl tak samo ubrany). A kapitan policji kryminalnej kazal "Pozdrowic i przeprosic zone". Jas spytal Asre czemu ten kapitan chcial mnie przeprosic i ona oczywiscie przekablowala natychmiast ze ja na niego wczesniej nakrzyczalam. Jas spytal jak moglam krzyczec na kapitana policji. Powiedzialam, ze on jest zle wychowany i mi sie nie przedstawil. A poza tym skoro przeprosil to znaczy ze czul sie winny. I tak sie skonczyla historia.

A to Jasiowi przypomnialo, ze krzyczenie na policje to ja mam we krwi. Wiele wiele lat temu gdy moi rodzice dopiero przyjechali do Polski. (Dla nie wtejemniczonych: Poznali sie w Austrii. Tam wzieli slub. I tam urodzil sie Kuba. Do Polski wrocili gdy ja roslam juz w brzuchu). No wiec te wiele lat temu, tata nie mowil jeszcze po Polsku, ale sie uczyl. I wlasnie przerabial osoby z rodziny. Umial pieknie nazwac wiekszosc osob.
I tak jechali ktoregos dnia samochodem i zdaje sie ze cos nie tak pojechali w kazdym razie podbiegl do nich facet otworzyl drzwi kierowcy (czyli taty) i krzyknal cos dla taty nie zrozumialego po Polsku. Tata zrozumial tylko slowo "Ty" a z tonu glosu wywnioskowal ze nastepne slowo "Kurwa" nie bylo ladne.Popatrzyl wiec na goscia i powiedzial:"Ty kurwa, twoja mama kurwa, twoja tata kurwa, twoja siostra kurwa, twoja brat kurwa, twoja babcia kurwa, twoja dziadek kurwa, twoja ciocia kurwa, twoja wujek kurwa..... " i dalej uzyl wszystkich innych slow 'rodzinnych' jakis sie nauczyl poprzedzonych slowem "Twoja" bo nie umial go jeszcze odmienic, a zakonczone zlowem 'kurwa', ktorego nie trzeba odmieniac :)
Czlowieka zamurowalo, a nastepnie wyciagnal legitymacje ze jest policjantem i poprosil o taty dokumenty. Tata wzial jego legitymacje dokladnie z niej wszystko spisal, a nastepnie podal swoje dokumenty. (Tu oczywiscie rozmowe tlumaczyla juz moja mama). Nastepnie tata zaparkowal i rodzice poszli do domu. (Bo mieszkali obok). Czlowiek poszedl za nimi, bo chcial ten papierek na ktorym tata spisal informacje z jego legitymacji.
Gdy doszli tata zostawil drzwi otwarte i powiedzial, ze jesli wejdzie do domu to oskarzy go o wlamanie. Po dluzszym czasie mama poprosila by go tak nie meczyl. Tata wposcil go wiec do domu, i wyrzucil ta kartke do popielniczki. Czlowiek kartke zlapal i uciekl.

Gdy Jas dowiedzial sie ze ochrzanilam kapitana policji kryminalnej to przypomnial sobie ta historie i zaproponowal bym obie tu opisala... niedaleko pada jablko od jabloni :)

A teraz pozdrawiamy i odezwiemy sie za tydzien bo jutro jedziemy do Egiptu. Chyba ze uda mi sie tam dorwac do internetu i wtedy bede na bierzaco mogla opisywac nasze przygody :)

piątek, 5 października 2007

UWAGA!

Apelujemy do wszystkich fanow, by jeszcze raz obejrzeli stare posty.Do postow zostaly dolaczone zdjecia.Wszystkie te zdjecia mozna obejrzec w naszym albumie internetowym :)

czwartek, 4 października 2007

Wielblady spotkane na wycieczce :)



Zdjecia z naszego albumu ;)