Google

piątek, 22 lutego 2008

Walentynkowo



Walentynki mielismy super. Zaraz po polnocy dostalam moj prezent walentynkowy :) (Taka jestem niecierpliwa)
Rano musielismy jednak isc do pracy. A po pracy planowalismy romantyczna kolacje i kino.Jasiu z pracy wrocil z kwiatkami i wszystkim swoim kobitkom dal po kwiatku.
Gdy Izunia szla na tance powiedzialam jej, ze tatus i mamusia wychodza. Obie dziewczynki zgodnie stwierdzily, ze one tez chca wyjsc, oraz, ze my zawsze wychodzimy i ze one sie na to nie zgadzaja. Poslalam Ize mimo wszystko na tance.I poszlismy sobie na spacerek. Pochodzilismy z 1.5 godziny i akurat gdy Izi konczyly sie tance stwierdzilismy, ze zmieniamy plany i wychodzimy wszyscy rodzinnie.
Izunia bardzo sie ucieszyla gdy po powrocie z tancow zastala nas w domu. Dziewczynki szybko sie przygotowaly i pojechalismy do nowo otwartej kawiarni w marina mall. Spedzilismy tam mily wieczor i poznym wieczorem wrocilismy do domu. Izunia zasnela w samochodzie, a Ula zasnela zanim jeszcze dotarlismy do kawiarni...
A tu nasza piekna walentynka :) (mala jak juz pisalam juz spala) ....




czwartek, 21 lutego 2008

Szkoly....

W tutejszym systemie szkolnictwa, ktore oparte jest chyba na systemie angielskim albo amerykanskim edukacja rozpoczyna sie w wieku 3 lat.
(A w Polsce narzekaja ze zerowka ma byc obowiazkowa - to co my mamy powiedziec?)
Dziecko idzie to tzw. KG 1. W wieku lat 4 do KG 2. A gdy ma 5 lat zaczyna 1 klase.
Wiek liczony jest z dniem 15 wrzesnia.

Tak wiec Izunia urodzona w listopadzie poszla do szkoly majac 3 lata i 10 miesiecy (poniewaz w poprzednim roku we wrzesniu byla za mala). I bardzo dobrze swietnie sobie daje rade (odpukac) i jestesmy z niej naprawde dumni.

Kuleczka urodzila sie pod koniec sierpnia, tak, ze ja obowiazek szkolny bedzie obowiazywal juz tydzien po urodzinach.
Od dawna chodzi juz do montessori nie jest to jednak prawdziwa szkola. Przy montessori jest KG1 i zastanawialismy sie nawet czy jej nie zatrzymac by tam skonczyla. Od pewnego czasu jednak Ula zaczela opowiadac ze ona chce chodzic z Iza do duzej szkoly.
Postanowilismy wiec, ze od wrzesnia Ula pojdzie do KG 1 do Choueifat.

Choueifat zapisy do szkoly zaczyna pod koniec stycznia. A juz na poczatku kwietnia mozna sie dostac tylko na liste oczekujacych. Poszlismy wiec w sobote 16 lutego. Poczatkowo mialo to byc wyjscie rodzinne, Iza i Asra tez chcialy wspierac Kuleczke.
W koncu jednak do Izy przyszla kolezanka, a Asia stwierdzila, ze lepiej zeby ona nie szla, bo gdyby sie tak zdazylo ze Ula nie umialaby odpowiedziec na jakies pytanie, to napewno ona by na nie odpowiedziala zamiast Uli.

Pojechalismy wiec we trojke. Jas, Ula i ja.
Aby zapisac dziecko do szkoly trzeba miec wypelnic aplikacje, paszport dziecka, paszport ojca, 4 zdjecia, certyfikat urodzenia oraz karte szczepien. A poza tym kopie wiekszosci tych papierow. Oni musza obejrzec oryginaly i wziasc sobie kopie. Jesli wszystko jest ok, to dziecko moze miec test.
Juz w samochodzie mowilismy Uli, ze jedna mila Pani bedzie jej zadawac pytania i jesli chce isc do szkoly to by sie postarala na te pytania odpowiedziec.

Gdy tylko weszlismy Uleczka usadowila sie na krzeselku i powiedziala "Dzien Dobry". Pani byla zajeta wypelnianiem papierow poprzedniego dziecka, wiec Ula glosniej powtorzyla "Dzien Dobry!". Pani popatrzyla odpowiedziala dzien dobry i powiedziala by poczekac. Chwile pozniej zajela sie jednak Ula.
Dokladnie nie pamietam, ale tak mniej wiecej (oczywiscie przetlumaczone na polski - rozmowa odbyla sie po angielsku):
P: Jak masz na imie?
U: Ula
P: A ile masz lat?
U: Dwa i pol
P: Chcialabys chodzic tu do szkoly
U: Tak
P: Masz siostre albo brata?
U: Siostre
P: A jak ma na imie?
U: Izabela
P: A chodzi tu do szkoly?
U: Nie
Tu Pani popatrzyla na nas, wiec wytlumaczylam ze Uli pewnie chodzi o to, ze w tej chwili Iza z nia nie przyjechala :)
P: A nosisz jeszcze pampersa?
U: Tak
P: Ale tutaj nie wolno miec pampersa, jak pojdziesz dzis do domu to zdejmij i wiecej nie nos. Dobrze?
U: Dobrze
P: (Do nas) Nie przyjmiemy dziecka w pampersie. Ona jest za duza.
Ja: Ona nosi tak na wszelki wypadek. Juz chodzi do toalety.
(Co prawda tylko na kupke, ale tego nie dodalam).
Ja: Zreszta do wrzesnia juz bedzie bez pampersa
P: To prosze podpisac tutaj zobowiazanie...
A potem znow do Uli:
P: To wybierz sobie naklejkie. (Tu podala Uli kartke slicznych naklejek. Ula wybrala i powiedziala)
U: I jeszcze dla Izy. Rozowa. Iza lubi rozowy. (Dostala rozowa)
I przyszedl czas na test
P: Jakie to jest zwierzatko? (Pani wyciagnela drewniana zyrafe z pudelka)
U: Zyrafa
Nastepnie byl wielblad, slon, kon i kaczka. I moze cos jeszcze ale nie pamietam. Wszystkie zwierzatka nasze malenstwo rozpoznalo.
P: A czy wiesz jaki to jest kolor. (Pani pokazala pomaranczowy)
U: ... (Cisza)
P: A moze ten kolor (zolty)
U: Zolty
P: A ten? (niebieski)
U: Niebieski
P: I tu? (zielony)
U: Zielony
P: No a ten? (znow pomaranczowy)
U: ... (cisza)
P: To jest pomaranczowy. A umiesz liczyc.
U: Tak
P: To policz
U: 1, 2 , 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 (Slicznie policzyla do 10)
P: Bardzo ladnie. Jestes madra dziewczynka.
U: To poprosze jeszcze jedna naklejke.

Wlasciwie do KG1 dostaja sie wszyscy. Celem testu jest zagrupowanie dziecka. Zeby te dzieci ktore juz cos umieja nie byly np. z tymi ktore wogole mowic nie potrafia. Potem od KG2 co roku juz wszystkie dzieci sa przez komputer mieszane, tak , ze nigdy nie wiedza z kim beda w klasie.
Pani powiedziala ze dostaniemy odpowiedz w przyszlym tygodniu. I wtedy musimy przyjsc zaplacic.

Wychodzac weszlismy do sklepiku szkolnego. Iza ma egzaminy i mozna kupic ksiazke do powtorzenia materialu z matematyki. Ula od razu spytala czy ona tez dostanie ksiazeczke. Kupilismy wiec 1 ksiazeczke taka jak do KG1 i wrocilismy do domu.

To byla sobota. W poniedzialek Ula sciagnela pampersa i zaczela wolac kiedy chce na toalete. Na razie mamy srednio 1 wypadek dziennie.
Nawet nie zdazylam poczytac o tym jak by ja nauczyc nocnika.

A wydaje mi sie ze wczoraj obudzilam sie w szpitalu i kolo mnie lezalo takie malenstwo, a drugie dalej z tatusiem. I bylam taka szczesliwa... I to byly takie moje krasnoludki. A teraz moje krasnoludki staja sie duzymi dziewczynkami i uparcie nie chca juz byc krasnoludkami.

niedziela, 10 lutego 2008

Sniadanko

W ramach mojej nowej zdrowej diety. Na sniadanko jem pyszna miske pelna owocow. Pomyslalam, ze tak smakowicie wyglada, ze sie z Wami podziele...


czwartek, 7 lutego 2008

"Jestem wychowawczynia Izy i Uli. Mam zla wiadomosc..."

Wakacje 2006. Do Polski jechalismy dopiero w sierpniu. Iza juz byla w Choueifat, ale wiekowo nadal nadawala sie do Montessori. Uleczka miala niecaly rok. Ale w porownaniu z Iza w jej wieku byla duza roznica.Ula zaczynala juz mowic, chodzila!! (Od 10 miesiaca). Naprawde wydawala sie starsza tylko taka malutka przy tym byla (tzn niska)... ze czlowiek sie cieszyl ze krasnoludek przy nim stoi.

Aby dziewczynki sie nie nudzily w domu, zapisalismy je na pol-oboz letni do Montessori. Mialy tam zabawy w wodzie, malowanie, wycieczki. Poprzedniego lata Izi sie podobalo. Myslelismy tez, ze kiedys Ula pojdzie do tego przedszkola wiec chcielismy by zobaczyla jak jej sie podoba.
Przed samymi wakacjami Iza dostala swoj pierwszy prawdziwy aparat cyfrowy. Nie bylo to nic nadzwyczajnego taki zwykly aparat. Byla zachwycona. Ktoregos dnia postanowila go wziasc do przedszkola, zeby zrobic zdjecia.

Siedzialam sobie w pracy gdy zadzwonila moja komorka. Po numerze wiedzialam, ze dzwonia z pzedszkola.
"Halo"
"Dziendobry. Czy to Pani Nitecka"
"Tak"
"Jestem wychowawczynia Izy i Uli. Mam zla wiadomosc..."

Tego jak sie wtedy poczulam nie da sie opisac. Siedzialam na krzesle, a mimo to zrozumialam co oznacza powiedzenie "nogi z waty". Zoladek mi sie scisnal... przelyk tez az do gardla chyba.Takiego szoku jaki wtedy przezylam - a trwalo to tylko 2 sekundy - nie mialam nigdy wczesniej, ani (odpukac) pozniej.

"... obawiam sie, ze zgubilismy aparat"
"Dzieki Bogu"
"???"
"Nic sie nie stalo. A nastepnym razem prosze od tego zaczac. Nie mowi sie matce, ze sie ma zla wiadomosc. Czy Pani wie jak ja sie poczulam"
"Bardzo przeparszam nie pomyslalam"

Bylo mi zbyt slabo by ja porzadnie ochrzanic. Zamurowalo mnie. To co pomyslalam o kobiecie z drugiej strony aparatu jest mocno nie cenzuralne, ale mysle, ze kazda matka moze sobie to wyobrazic.
"Szkola odda Pani pieniadze za aparat. To nauczycielka zostawila go na zewnatrz"
"Nie szkodzi. Nic sie nie stalo. Najwazniejsze ze z dziewczynkami wszystko ok. Do widzenia"

Jeszcze przez chwile siedzialam bez sil. Ktos mnie spytal co sie stalo, bo podobno nagle zbladlam. Moze jestem panikara, ale zgodzicie sie ze mna, ze to nie jest sposob przekazywania wiadomosci.Gdy juz ochlonelam zadzwonilam do dyrektorki (ktora dobrze znam) i zwrocilam jej uwage, w jaki sposob ta wiadomosc powinna byla zostac przekazana.

Od tego czasu minelo 1.5 roku. Ile razy dzwonia do mnie ze szkoly, zaczynaja od slow "Z Ula wszystko w porzadku. Dzwonie w sprawie .... ". Mam nadzieje ze ta sama formule stosuja do innych rodzicow.

poniedziałek, 4 lutego 2008

Zwariowany Poranek

Wczoraj wieczorem przed spaniem Izunia powtarzala slowka z francuskiego. Potem pieknie przeczytala swoja ksiazeczke.

Na koniec ja czytalam jej Biblie. Przezucilismy sie na Biblie po angielsku, bo Pani Katechetka powiedziala, ze wydaje jej sie ze Iza nie rozumie co czytaja. Ta Biblia, ktora my mamy po angielsku to nie jest wersja dla dzieci i jesli im czytaja to samo w szkole to wcale sie nie dziwie ze nie rozumie. Gdyby nie to, ze ja wiem co tam ma byc napisane to tez bym nie rozumiala. Czytamy wiec powolutku i tlumacze Izuni. Przyp polskiej wersji to czytalam czasem i 4 lub 5 historii a male chcialo jeszcze. Przy angielskiej po jednej historii dziecko mi usypia. No moze kiedys dogonimy katechetke, a jesli nie, to na przyszly rok Izunia bedzie rozumiala :)

Potem poszlam schowac Izy ksiazki do jej plecaka. Po chwili jednak znow wyciagnelam ksiazke do francuskiego i przygotowalam jej krotkie powtorzenie pisemne, aby utrwalila sobie to o czym sie uczymy. (Iza w przyszlym tygodniu ma egzaminy)

Rano Iza wpadla z placzem do sypialni (ja sie akurat mylam, wiec Jasiowi przypadlo pocieszanie) - powiedziala ze jej ksiazki nie ma w plecaku. Jasiu powiedzial, ze mamusia zaraz wyjdzie i napewno znajdzie ksiazke... i tak ja zastalam po wyjsciu z lazienki. Powiedzialam, ze pamietam ze ksiazke schowalam do plecaka, tak na sam koniec przy plecach i napewno tam jest. Iza juz nie sprawdzala.

Odprowadzilam Izunie na autobus i wrocilam szybko do domu. Byl tak zimny wiatr, ze postanowilam jechac z Jasiem, a nie hulac na mojej hulajnodze.
Weszlam na gore, zajrzalam do mojego plecaka by sprawdzic czy wszystko mam.... patrze... a tam lezy Izy ksiazka do francuskiego... zamiast do Izy tornistra to wpakowalam ja sobie ... pomyslalam sobie o Ty glupia stara babo... chociaz taka stara to ja przeciez nie jestem.... i polecialam na dol... autobus juz odjechal... zadzwonilam do opiekuna autobusu i umowilismy sie po drugiej stronie ulicy.

Czekalam i czekalam. Juz sie pozno zaczelo robic. Dzwonilam do niego - i mowilam, ze czekam, a on mowil ze jest kolo Standard Chartered Banku (ja tez tam bylam). Myslalam ze jezdzi gdzies tam i zbiera dzieci. Zauwazylam autobus z dziecmi w mundurkach Choueifat przejezdzajacy na druga strone ulicy. Rzucilam sie za nim w pogoni (ryzykujac zycie - bo u nas ulice to sa 3 i 4 pasmowe - wiec pomiedzy samochodami pobieglam)... ale okazalo sie, ze to jakis inny autobus. Wrocilam wiec "na posterunek" ... W pewnym momencie zauwazylam, ze rzeczywiscie w poblizu tego gdzie ja jestem tez stoi autobus.. podeszlam i patrze, a to Izy autobus. Dalam jej ksiazke. Spocilam sie przy tym okropnie i taki mialam zwariowany poranek :)

Juz bylo za pozno by wracac do domu, bo Uleczka zdazyla odjechac. Zlapalam wiec taxowke i pojechalam do pracy. Mialam jeszcze 20 minut, weszlam wiec do calodobowego obok i kupilam sobie sniadanko - banany, sliwki i jablka (w duzych ilosciach).

A tutaj nie na temat. Kuleczka ma takie fajne ksiazeczki, ktore sie czyta, a potem trzeba cos znalesc na stronie. I dawniej my jej czytalismy, a ona odpowiadala na pytania.

Wczoraj wieczorem Kuleczka mi "przeczytala" a ja musialam odpowiedziec na pytania: