Google

czwartek, 7 lutego 2008

"Jestem wychowawczynia Izy i Uli. Mam zla wiadomosc..."

Wakacje 2006. Do Polski jechalismy dopiero w sierpniu. Iza juz byla w Choueifat, ale wiekowo nadal nadawala sie do Montessori. Uleczka miala niecaly rok. Ale w porownaniu z Iza w jej wieku byla duza roznica.Ula zaczynala juz mowic, chodzila!! (Od 10 miesiaca). Naprawde wydawala sie starsza tylko taka malutka przy tym byla (tzn niska)... ze czlowiek sie cieszyl ze krasnoludek przy nim stoi.

Aby dziewczynki sie nie nudzily w domu, zapisalismy je na pol-oboz letni do Montessori. Mialy tam zabawy w wodzie, malowanie, wycieczki. Poprzedniego lata Izi sie podobalo. Myslelismy tez, ze kiedys Ula pojdzie do tego przedszkola wiec chcielismy by zobaczyla jak jej sie podoba.
Przed samymi wakacjami Iza dostala swoj pierwszy prawdziwy aparat cyfrowy. Nie bylo to nic nadzwyczajnego taki zwykly aparat. Byla zachwycona. Ktoregos dnia postanowila go wziasc do przedszkola, zeby zrobic zdjecia.

Siedzialam sobie w pracy gdy zadzwonila moja komorka. Po numerze wiedzialam, ze dzwonia z pzedszkola.
"Halo"
"Dziendobry. Czy to Pani Nitecka"
"Tak"
"Jestem wychowawczynia Izy i Uli. Mam zla wiadomosc..."

Tego jak sie wtedy poczulam nie da sie opisac. Siedzialam na krzesle, a mimo to zrozumialam co oznacza powiedzenie "nogi z waty". Zoladek mi sie scisnal... przelyk tez az do gardla chyba.Takiego szoku jaki wtedy przezylam - a trwalo to tylko 2 sekundy - nie mialam nigdy wczesniej, ani (odpukac) pozniej.

"... obawiam sie, ze zgubilismy aparat"
"Dzieki Bogu"
"???"
"Nic sie nie stalo. A nastepnym razem prosze od tego zaczac. Nie mowi sie matce, ze sie ma zla wiadomosc. Czy Pani wie jak ja sie poczulam"
"Bardzo przeparszam nie pomyslalam"

Bylo mi zbyt slabo by ja porzadnie ochrzanic. Zamurowalo mnie. To co pomyslalam o kobiecie z drugiej strony aparatu jest mocno nie cenzuralne, ale mysle, ze kazda matka moze sobie to wyobrazic.
"Szkola odda Pani pieniadze za aparat. To nauczycielka zostawila go na zewnatrz"
"Nie szkodzi. Nic sie nie stalo. Najwazniejsze ze z dziewczynkami wszystko ok. Do widzenia"

Jeszcze przez chwile siedzialam bez sil. Ktos mnie spytal co sie stalo, bo podobno nagle zbladlam. Moze jestem panikara, ale zgodzicie sie ze mna, ze to nie jest sposob przekazywania wiadomosci.Gdy juz ochlonelam zadzwonilam do dyrektorki (ktora dobrze znam) i zwrocilam jej uwage, w jaki sposob ta wiadomosc powinna byla zostac przekazana.

Od tego czasu minelo 1.5 roku. Ile razy dzwonia do mnie ze szkoly, zaczynaja od slow "Z Ula wszystko w porzadku. Dzwonie w sprawie .... ". Mam nadzieje ze ta sama formule stosuja do innych rodzicow.

2 komentarze:

Siła hasła pisze...

Och..też bym była zła na kobietę, po takich słowach człowiek myśli o najgorszym... No to wychowałaś sobie kobitki Zuziu ;)
Pozdrawiam -kajtusiowa mama

Anonimowy pisze...

az mi sie slabo zrobilo jak to czytalam... naprawde nieprofesjonalne podejscie, przeciez mozna zawalu dostac na dzien dobry! dobrze ze chodzilo tylko o aparat:)
pozdrawiam Ania& Sarah